Szef RE Donald Tusk negocjuje z premierem Wielkiej Brytanii Davidem Cameronem kwestię ograniczenia świadczeń socjalnych dla imigrantów zarobkowych, w tym Polaków.
Warszawa się sprzeciwia, Komisja Europejska zajmuje bardziej wyważone stanowisko, a Londyn stara się ją przekupić obiecując przyśpieszyć referendum w sprawie członkostwa w UE.
Wielka Brytania ma nadzieję, że Bruksela pozwoli jej na wprowadzenie ograniczeń w wypłatach zasiłków imigrantom zarobkowym z krajów Unii Europejskiej. Londyn domaga się prawa 4-letniego ograniczenia świadczeń socjalnych dla tej kategorii imigrantów. Choć Londyn o tym otwarcie nie mówi, wiadomo, jaka cel mu przyświeca — położyć kres imigracji z krajów Europy Wschodniej, dla której motywem przewodnim są wysokie świadczenia socjalne. Dla premiera Davida Camerona, to element układu, jaki Londyn zamierza zawrzeć z Unią Europejską. Stawką w grze jest, ni mniej ni więcej, przyszłość Unii Europejskiej. Bruksela doskonale zdaje sobie z tego sprawę, dlatego chce zamortyzować cios.
Z jednej strony Bruksela nie odrzuca kategorycznie propozycji Londynu. Komisja Europejska nie wyklucza możliwości wprowadzenia podobnego hamulca w sytuacji, gdy system opieki społecznej byłby zbytnio obciążony. Z drugiej strony, przedstawiciel Rady Europejskiej Donald Tusk nalega na tym, że na postulaty Wielkiej Brytanii muszą przystać wszystkie kraje wspólnoty. I tutaj Wielka Brytania może znaleźć się w kłopocie. Władze tych krajów unijnych, z których płyną strumienie „imigrantów zarobkowych” już wyraziły niezadowolenie daną reformą. Przeciwko niej wystąpiła w szczególności Polska. Warszawa oznajmiła, że nigdy nie zaakceptuje mechanizmu, który pozbawia Polaków świadczeń socjalnych w Unii Europejskiej.
Wielka Brytania dysponuje jednak ważkim argumentem w rozmowach z Brukselą. Władze kraju obiecały, że w przypadku podpisania reformy na szczycie Rady Europejskiej zaplanowanej na 18-19 lutego, referendum nad wyjściem Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej, planowane wstępnie na 2017 rok, mogłoby się odbyć już w tym roku. Taki wariant jest w interesie tych, którzy występują przeciwko wyjścia kraju z Unii Europejskiej.
Na chwilę obecną, jak wynika z badań opinii publicznej, 54% Brytyjczyków chce pozostać w Unii Europejskiej, podczas gdy 36% chciałoby wyjść z unijnej wspólnoty. Jednak z każdym dniem liczebność pierwszej kategorii ulega zmniejszeniu, a drugiej, na odwrót, rośnie. Czas gra więc na niekorzyść unijnej wspólnoty.