Telewizja Biełsat wyprodukowała film oskarżający Żołnierzy Wyklętych o ludobójstwo na Białorusinach

W filmie nakręconym przez białoruskiego reżysera, z udziałem polskich mediów publicznych i wyprodukowanym przez TV Biełsat nazwano żołnierzy polskiego podziemia niepodległościowego ludobójcami, którzy brutalnie wymordowali niewinnych Białorusinów podczas pacyfikacji białoruskich wsi na Podlasiu na początku 1946 roku.

 

W filmie dokumentalnym „Siaroża”, w reżyserii białoruskiego reżysera Jerzego Kaliny, opowiedziano historię Sergiusza Niczyporuka,„podlaskiego Białorusina, który przeszedł drogę od ideowego komunisty do działacza Solidarności, by stać się odnoszącym sukcesy biznesmenem”, jak czytamy w zapowiedzi na stronach Telewizji Biełsat. Część filmu koncentruje się na pacyfikacji kilku białoruskich wsi na Podlasiu na początku 1946 roku przez żołnierzy polskiego podziemia niepodległościowego. Wydarzenia te przedstawiono w sposób wyraźnie jednostronny i nazywając je ludobójstwem.

Premiera filmu odbyła się w miniony wtorek w Białymstoku. Logo i reklama kierowanej przez Agnieszkę Romaszewską TV Biełsat, producenta filmu, widoczne jest już na samym początku. Telewizja ta udostępniła również film w sieci, firmując je swoim logo. Producentem wykonawczym jest TVP 3 Białystok.

Prokurator IPN: to było ludobójstwo

W początkowej części filmu pojawia się kwestia pacyfikacji wsi Zaleszany przez oddział kpt. Romualda Rajsa „Burego”, żołnierza III Wileńskiej Brygady Narodowego Zjednoczenia Wojskowego. Wśród mieszkańców wsi byli krewni Niczyporuka. W filmie widzimy prawosławnego duchownego mówi do zgromadzonych w cerkwi wiernych o „krwi niewinnych męczenników, mieszkańców tej wsi, którzy 29 stycznia 1946 roku zostali brutalnie zamordowani” Duchowny dodaje, że powodem mordu było to, że byli Białorusinami i mówili po białorusku.

Następnie dziennikarz Polskiego Radia, Jarosław Iwaniuk, udaje się do białostockiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej, gdzie rozmawia z prokuratorem Dariuszem Olszewskim, który prowadził śledztwo dotyczące pacyfikacji białoruskich wsi w 1946 roku przez oddział PAS [Pogotowia Akcji Specjalnej] NZW kpt. Romualda Rajsa, ps. Bury. Dziennikarz przytacza wnioski z protokołu końcowego, w którym prok. Olszewski napisał, że „zabójstwa furmanów i pacyfikacje wsi w styczniu-lutym 1946 roku nie można utożsamiać z walka o niepodległy byt państwa, gdyż nosi znamiona ludobójstwa”.

Zapytany o to, skąd takie ostre sformułowanie, prok. Olszewski odpowiedział, że „jest to sformułowanie odpowiadające prawdzie”. „Czyny, których dotyczyło śledztwo, tj. spalenia wsi Zaleszany, Wólki Wygonowskiej, zabicie mieszkańców w tych wsiach, rozstrzelanie furmanów a następnie atak na trzy wsie  (…) stanowił zbrodnię ludobójstwa” – powiedział prok. Olszewski. Co dziennikarz Polskiego Radia przyjął skinieniem głowy.

„Byli to naprawdę przypadkowi ludzie, którzy nie byli związani z żadną organizacją partyjną, nie byli szpiclami UB. Jednakże, zostali zlikwidowani. Przy czym zostali zlikwidowani ci, którzy byli wyznania prawosławnego, a wówczas utożsamiano wyznanie prawosławie z pochodzeniem białoruskim” – kontynuuje pracownik IPN.

„’Bury’ dokonał mordu z przyczyn narodowych na osobach narodowości białoruskiej” – podsumowuje prokurator IPN. W tle widoczne są zdjęcia zabitych Białorusinów, w tym dzieci. N jednym z podpisów czytamy o ojcu i jego dwuletnim synu zamordowanych przez „bandę ‘Burego’ ”.

W premierze brała udział szefowa Biełsatu Agnieszka Romaszewska, która na portalu społecznościowym pozytywnie oceniła film „Siaroża”. Jej zdaniem reżyser „z niesłychaną precyzją musiał się poruszać po zaminowanym polu wszystkich podlaskich, białoruskich i polskich krzywd, urazów i stereotypów. A także niewiedzy. I zrobił to odważnie i uczciwie, przeprowadzając filmowy stateczek przez wszystkie rafy i mielizny”. „ Myślę sobie, że jak to napisał Józef Mackiewicz “tylko prawda jest ciekawa”. A teraz tylko się zastanawiam, który kanał TVP odważy sie ten film pokazać polskiej widowni” – konkluduje Romaszewska.

Białorusini mieli broń

Teza postawiona filmie, dotycząca nazwania pacyfikacji białoruskich wsi, w tym Zaleszan, przez oddział „Burego” ludobójstwem, wzbudza sprzeciw historyków, z którymi skontaktował się portal Kresy.pl. Zdaniem dra Wojciecha Muszyńskiego, historyka, pracownika naukowego IPN i redaktora naczelnego półrocznika naukowego „Glaukopis”, użycie tak silnego sformułowana jak ludobójstwo jest w tej sytuacji zupełnie nie na miejscu. „Miał tam miejsce silny konflikt między polskim podziemiem niepodległościowym, a częścią ludności prawosławnej w tamtej części kraju – w konflikcie tym ofiary padały po obu stronach, mówienie więc o ludobójstwie to przynajmniej nadinterpretacja” – zaznacza historyk.

Dr Muszyński tłumaczy również, że mieszkańcy pacyfikowanych wsi wcale nie byli bezbronnymi ofiarami. „Wieś Zaleszany i inne, o które zahaczył rajd III Wileńskiej Brygady „Burego”, to były wsie których mieszkańcy mieli broń. Oficjalnie za zgodą lokalnych władz reżimu warszawskiego. Gdy pojawił się tam oddział kpt. Romualda Rajsa „Burego” – doszło do walk. Ludność miejscowa niechętna podziemiu niepodległościowemu wystąpiła przeciwko niemu zbrojnie” – mówi. Dr Muszyński przypomina o relacjach osób z tych wsi, według których mężczyźni, gdy słysząc o pokazaniu się partyzantów „chwytali karabiny i wyskakiwali z chałupy” – i wielu już nie wróciło, bo zginęli w walce.

Oznaczało to więc, że mieszkańcy tych wsi legalnie posiadali w domach broń. „Ze świecą szukać polskich wsi w tym okresie, gdzie koło stołu czy pieca stał karabin. Za posiadanie broni wszędzie dostawało się wyrok śmierci. Chłopi miewali ukrytą broń – ale trzymanie jej na wierzchu dowodzi, że cieszyli się szczególnymi względami MO lub UB” – mówi dr Muszyński. „Tam nie ginęły przypadkowe osoby, zabite w wyniku konfliktu narodowościowego między Polakami a Białorusinami. Tłem konfliktu była kolaboracja z reżimem komunistycznym i Sowietami”.

Podkreśla to także znany historyk Leszek Żebrowski, ekspert w zakresie polskiego podziemia niepodległościowego i jego formacji zbrojnych (w tym NZW), który również zaznacza, że pacyfikowane przez „Burego” wsie były uzbrojone. Zaprzecza twierdzeniom, że dochodziło do jakiegoś bezczeszczenia zwłok. „To wszystko zostało dawno wyjaśnione. Pokazano, że jest to nieprawdziwa propaganda, która jednak ma się bardzo dobrze i nic się w tej kwestii nie zmieniło” – mówi Żebrowski. Jego zdaniem duże znaczenie ma również powtarzanie tego w mediach. „W tzw. przestrzeni publicznej to robi wrażenie: mamy film, prokuratora, publikacje, mamy płaczące stare kobiety opowiadające, jacy oni byli straszni” – wymienia Żebrowski.„Czyli: my jesteśmy bandytami, a tylko i wyłącznie oni są ofiarami. A tu nie ma czarno-białego obrazu”.

To nie był konflikt narodowościowo-religijny

Historycy nie zgadzają się również z tezą przedstawioną w filmie, jakoby oddział „Burego” dokonał zbrodni na tle narodowo-religijnym. Przytaczają szereg faktów, któremu temu przeczą. Dr Muszyński zaznacza, że w oddziale „Burego”, będącym częścią partyzantki narodowej, przynajmniej 20-30 proc. żołnierzy było wyznania prawosławnego. Ponadto, co najmniej dwóch oficerów Rajsa, Mikołaj Kuroczkin i por. Władysław Jurasow, było prawosławnymi. „To Jurasow jak twierdziły później źródła UB, odpowiadał za pacyfikację wsi Szpaki. Fakt, że sam był wyznania prawosławnego nie przeszkadzało mu karać swoich pobratymców w wierze za, w jego przekonaniu, zdradę ojczyzny” – tłumaczy.

Również zdaniem Leszka Żebrowskiego wydarzenia dotyczące wsi Zaleszany od wielu lat przedstawiane są bardzo jednostronnie, jako mające rzekomo silne podłoże narodowościowe i religijne, gdzie polscy katolicy mordowali białoruskich prawosławnych. Podkreśla, że sytuacja jest bardziej skomplikowana, ponieważ mamy tu do czynienia z ciągiem wydarzeń – od września 1939 roku, a nawet od okresu międzywojennego, gdyż były to tereny silnie skomunizowane. „W 1939 roku, gdy wchodzili sowieci, dochodziło tam, podobnie jak ogólnie na ziemiach wschodnich, do antypolskich ekscesów. Uruchomiono sowiecką V kolumnę, która rozbijała pojedyncze grupy żołnierzy, oficerów, mordowano nauczycieli i policjantów. Dochodziło do mordów politycznych. Te wydarzenia miały miejsce również na tamtych terenach” – mówi Leszek Żebrowski. Gdy w 1944 roku na te tereny ponownie wkraczali sowieci, prawosławna mniejszość białoruska miała zupełnie inne oczekiwania, niż polskie podziemie niepodległościowe. „Nie chcą powrotu niepodległej Polski, ale optują za nową władzą. Dlatego wchodzili w jej struktury terenowe, do MO czy nawet do UB, i okazywali poparcie dla nowej, okupacyjnej władzy”.

„Ta sama ludność znana była niestety ze swojego nielojalnego zachowania względem państwa polskiego – zarówno w 1939 roku, jak i w okresie powojennym” – mówi również dr Muszyński. Dodaje, że spora grupa miejscowych prawosławnych współpracowała z NKWD i UB.

Do takich wydarzeń jak do tych, które miały miejsce w Zaleszanach, doszło w takim właśnie kontekście. „To nie miało ani podłoża narodowego, ani religijnego” – zaznacza Żebrowski. „3 Wileńska Brygada kpt. Romualda Rajsa “Burego” w sporej części składała się z żołnierzy prawosławnych, Białorusinów. Oni z tych powodów nie robiliby takich rzeczy” – dodaje.

Dr Muszyński odnosi się również do kwestii wspominanych furmanów, których oddział „Burego” wziął do przewiezienia oddziału. Jego ludzie udawali oddział KBW. Mieli mundury LWP, część również NKWD. Furmani byli więc przekonani, że przewożą „swoich”, czyli oddział komunistycznego Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego i Sowietów. Dlatego przez cały czas wspólnego pobytu, czyli przez dwie doby, dzielili się z polskimi żołnierzami swoimi opiniami na temat polskiego podziemia niepodległościowego. Możemy się tylko domyślać, że nie żałowano informacji o tym, kto jest kim w okolicy, kto gdzie działa, oraz porad jak się trzeba z podziemiem rozprawić. Co ciekawe, gdy miejscowa ludność i sami furmani wiedzieli z kim przebywali i egzekucja niemal „wisiała w powietrzu”, do „Burego” zgłosili się ludzie z lokalnej siatki NZW. Ich interwencja uratowała kilku furmanów. „To pokazuje, że to nie był konflikt katolicko-prawosławny, jak się to lubi pokazywać, ani polsko-białoruski, tyko na tle lojalności w stosunku do państwa polskiego” – mówi dr Muszyński.

Faktem jest, że w trakcie pacyfikacji wsi na początku 1946 roku zginęły również kobiety i dzieci. Dr Muszyński tłumaczy, że jest to tragiczny rezultat tego, jak toczyły się wówczas walki o wsie:

„Taktyka walk we wsi polega na tym, że żołnierze przemieszczają się od chaty do chaty, kryjąc za ścianami i strzelając na oślep, w kierunku słabo widocznego wroga. Tam, skąd padały w ich kierunku strzały, z okien czy piwnic, wrzucano granaty. W takich warunkach nie da się sprawdzić, kto oprócz uzbrojonego wroga znajduje się w takim pomieszczeniu. W rezultacie użycia granatów i zapewne amunicji zapalającej, wybuchały pożary. Generalnie dla ludności cywilnej jest to piekło. Jeśli cywile w porę się nie ewakuowali, a tak mogło być w tym przypadku, to straty wśród niej były niestety nie do uniknięcia”. Naukowiec zaznacza, że nie było żadnych mordów czy celowych egzekucji niewinnych kobiet i dzieci: „Jeżeli ktoś coś takiego utrzymuje, to znaczy że jest oszustem. Albo idiotą, który nie zna materiału źródłowego”.

Kolejne kontrowersje

Historyk IPN zauważa, że nie jest to pierwsza kontrowersyjna produkcja TV Biełsat. Przypomina m.in. film o generale Bułaku-Bałachowiczu, w którym przedstawiono go jako białoruskiego nacjonalistę. Miał on zdaniem autorów filmu napisać raport dla II Oddz. Sztabu WP, w którym rzekomo stwierdził, że jego ojczyzna, Białoruś, została haniebnie podzielona pomiędzy Polskę a ZSRS.„To manipulacja – czegoś takiego nie było, a cały film to przykład zawłaszczanie przez szowinistów postaci historycznej. Bułak-Bałachowicz, był kresowcem, zagończykiem, obywatelem Rzeczypospolitej i polskim oficerem – a nie aktywistą kanapowego ruchu nacjonalistycznego. To kompletna aberracja, ale nikt na to nie zareagował i nie wyciąga wobec Biełsatu konsekwencji” – stwierdza dr Muszyński. „Obawiam się, że w przypadku filmu, który szkaluje „Burego” będzie podobnie. Wszyscy schowają głowę w piasek, a białoruscy szowiniści, także ci na etatach w Biełsacie, będą dalej sączyć jad antypolskiej propagandy. Bo ich nacjonalizm oparty jest na fundamencie negowania związków z Polską i zwalczania idei jagiellońskiej. A dzieje się to za nasze pieniądze z MSZ i za te, które na tę telewizję Polska wyciąga z UE”.

Zignorowany wyrok

Leszek Żebrowski zaznacza, że każda wojna niesie ze sobą zło. „Wszystkie tego typu wydarzenia, w których dochodzi do śmierci ludzi są złe, niezależnie od osób i powodów. Tylko pamiętajmy – jedni są u siebie, bronią wolności, godności, własności, a przede wszystkim życia. A drudzy, jeśli współpracują z obcym, wrogim mocarstwem, są potępiani. W szczególnie drastycznych przypadkach z tego powodu dochodziło do represji, także odpowiedzialności zbiorowej, nad czym należy ubolewać”.

Żebrowski podkreśla, że w 1995 roku polski sąd w całości unieważnił wyrok przeciwko kpt. Romualdowi Rajsowi i jego zastępcy por. Kazimierzowi Chmielowskiemu “Rekinowi”, wydany w 1949 roku przez Wojskowy Sąd Rejonowy w Białymstoku. Przy okazji wskazuje, że nawet w świetle komunistycznego prawa powyższy wyrok został wydany bezprawnie, bo te sądy nie miały umocowania, były powołane zaledwie dekretem a nie ustawą. „Należy szanować wyroki obecnych sądów. Albo szanujemy III RP,  wyroki i orzeczenia jej sądów, albo kwestionujemy wszystkie. Prokurator nie może sobie dowolnie postępować, ignorując wyrok sądu, a do tego bazując na materiałach które pochodzą, niestety, z minionej epoki i świadectwach ówczesnych dzieci, złożonych po kilkudziesięciu latach pod założoną z góry tezę”.

Przypomina, że do śledztwa IPN doszło w określonym kontekście, za rządów SLD i premiera Leszka Milera. To wówczas prokurator Olszewski, które je prowadził uznał, że w Zaleszanach doszło do zbrodni ludobójstwa. Zdaniem Żebrowskiego miało to wyraźny kontekst polityczny. Dodaje również, że jest to element walki politycznej i ideologicznej, w której w obwiniane jest zawsze polskie podziemie niepodległościowe. “Nie popełniało ono takich zbrodni i należy się temu kategorycznie przeciwstawiać” – twierdzi historyk.

„To tragiczne, że mniejszości narodowe w naszym państwie mają szczególną możliwość skrajnie stronniczego przedstawiania swoich poglądów” – zauważa Żebrowski. „Praktycznie prawie w ogóle nie mówimy o potwornych zbrodniach, do których dochodziło w okolicach 17 września 1939 roku (zginęło w nich od kilku do kilkunastu tysięcy ludzi), a tego rodzaju rzeczy stale wyciąga się, nagłaśnia, robiąc z jednostkowych przypadków regułę, w myśl której polscy niepodległościowcy to zbrodniarze i ludobójcy…”.

MAREK TROJAN

Więcej postów