Rosną napięcia w rządzie z powodu programu 500 zł na dziecko. Wczoraj akceptacji dla projektu ustawy odmówił trzymający kasę państwa minister finansów Paweł Szałamacha. Mimo to projekt dostał zielone światło od Komitetu Stałego Rady Ministrów.
Poszło o 217 mln zł. O tyle rozjeżdżają się wydatki planowane przez Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej (17 mld 272 mln zł) z projektem ustawy budżetowej na ten rok – w budżecie na realizację ustawy 500 zł na dziecko zaplanowano tylko 17 mld 55 mln zł.
Ministerstwo Finansów czuje się lekceważone. W negatywnej opinii do projektu napisało, że rażąco różni się on od tego, który był przekazany do uzgodnień międzyresortowych i konsultacji społecznych. Na dodatek miało tylko jeden dzień na jego zaopiniowanie, więc nie sposób było tego zrobić dobrze. Przekazane wcześniej uwagi resortu finansów nie zostały w całości uwzględnione, a resort rodziny nie tłumaczy dlaczego.
Resort Szałamachy nie zgadza się też na to, by 500 zł nie było wliczane do dochodu rodzin ubiegających się o zasiłki rodzinne czy pomoc z opieki społecznej. Nie tylko podraża to koszt programu, ale także „spowoduje dezaktywizację (rezygnację z pracy lub zaprzestanie jej poszukiwania) wśród rodziców, których (potencjalne) zarobki są drugie pod względem wysokości w rodzinie”.
Wcześniej podobne uwagi zgłaszał wicepremier Jarosław Gowin, a resort sprawiedliwości sugerował, by części rodzin, które mają np. problemy z alkoholem, nie dawać pieniędzy do ręki, lecz imienną kartę płatniczą, którą można by kupować tylko ściśle określone towary, np. dziecięce ubrania czy pieluchy.
Szybka konferencja
Negatywne wrażenie po negatywnej opinii resortu Szałamachy miała zatrzeć urządzona naprędce konferencja z udziałem minister rodziny i pracy Elżbiety Rafalskiej, Szałamachy i Henryka Kowalczyka, szefa Komitetu Stałego Rady Ministrów. Tutaj już minister Szałamacha zapewniał, że rozbieżności to burza w szklance wody, a uwagi ministerstw są normalną procedurą opiniodawczą.
A pieniądze? Są. Skąd zatem wzięła się różnica ponad 200 mln zł? – Małe nieporozumienie – bagatelizował Kowalczyk, tłumacząc, że chodziło o… nieudane sumowanie. Bo „środki budżetowe są zabezpieczone w części budżetowej, w rezerwie celowej oraz w budżetach wojewodów”.
W efekcie Komitet Stały Rady Ministrów nie przejął się opinią resortu finansów i dał zielone światło dalszym pracom nad projektem. Ma być przyjęty na najbliższym posiedzeniu rządu i wysłany do Sejmu.
Samorządy czeka paraliż
W latach 2016-26 wydatki na program 500 zł na dziecko wyniosą zawrotne 245 mld 588 mln zł. Ale wygląda na to, że rząd ma problemy ze zdobyciem pieniędzy już na ten rok. A także z kalendarzem oraz samorządami, na które spadnie ciężar wypłat. W kampanii Beata Szydło obiecała, że zaczną się w styczniu. Na konferencji Kowalczyk mówił jednak, że program będzie działać 1 kwietnia. Każdy miesiąc opóźnienia to dla rządu 1,7-1,9 mld zł oszczędności, bo nie będzie wypłat wstecz.
Uprawnionych będzie 2,7 mln rodzin. Wnioski można składać przez trzy miesiące od startu programu. Już jednak wiadomo, że samorządy czeka paraliż. – Obsługujemy dziś 12 tys. świadczeniobiorców, kolejnych 10 tys. będzie nam trudno przyjąć. Zatrudnienie ludzi i dostarczenie sprzętu – na to potrzebny jest czas – narzekała na spotkaniu z przedstawicielami resortu pracy Anna Łepik, wicenaczelnik wydziału spraw społecznych w Urzędzie Miasta Gdyni.
Samorządowcy na posiedzeniu Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu Terytorialnego postawili twarde warunki. Zażądali m.in. trzymiesięcznego okresu przejściowego i obietnicy dotacji na obsługę programu. Wczoraj minister Rafalska stwierdziła, że dostaną miesiąc na przygotowania.
LESZEK KOSTRZEWSKI