Sztab Bronisława Komorowskiego może mieć nie lada problem. I to z powodu… samego prezydenta, który zamierza wydać w najbliższych dniach książkę (wywiad-rzekę) pt. „Zwykły, polski los”, w której chce opowiedzieć Polakom o swoim życiu przed aktywnym wejściem w politykę w latach 90.
Na marginesie – o interesującym źródle tytułu książki Komorowski mówił w lukrowanej rozmowie z Polskim Radiem sam prezydent, opowiadając, że hasło „Zwykły, polski los” wymyślił sołtys Budy Ruskiej.
Skąd więc potencjalne problemy pana prezydenta, skoro to sam Komorowski wydaje książkę? O fragmentach wywiadu pisze bowiem „Fakt”, a z treści wyłania się obraz głowy państwa, który, delikatnie mówiąc, nie pasuje do obrazu jowialnego wuja zatroskanego o los państwa.
Chodzi o wątek dotyczący wydarzeń z Katowic, z października 1989 roku. Bronisław Komorowski jako dyrektor w Urzędzie Rady Ministrów pojechał wówczas na Śląsk, by dogadać się z okupującymi dworzec. Wśród nich – Adam Słomka, działacz KPN.
Komorowski zamiast dyskusji zdrowo obsobaczył protestującego.
Co ty pier…lisz? Myślisz, że z powodu waszego protestu na dworcu Ruscy wyjdą z Polski? — miał powiedzieć przyszły pan prezydent.
Co ważniejsze – rzucone przekleństwo to nie wszystko, bowiem Komorowski poszedł o krok dalej i straszył interwencją Milicji Obywatelskiej! Jak postanowił – tak zrobił i zadzwonił do komendanta wojewódzkiego z poleceniem interwencji. Ten jednak nie chciał wykonać polecenia, przypominając akcję w kopalni Wujek.
Komorowski się oburzył: Proszę pana, ja jestem tu od polityki, a pan od utrzymywania porządku, proszę wykonać — czytamy.
„Fakt” pisze dalej: Komorowski załatwił nakaz z góry i akcję milicjantów oglądał z ukrycia. Przyjechali bez jakiejkolwiek broni i wynieśli okupujących dworzec członków KPN — opowiada dziennik.
I trzeba tu zgodzić się, że tego typu publikacje nie pomogą urzędującemu prezydentowi w kampanii… Dlaczego więc Komorowski zdecydował się ujawnić tego typu historię w książce?