Rolnicy z Solidarności i OPZZ ponownie przyjechali protestować w stolicy. Tym razem ciągniki zostawili w domu. Wzięli jednak ze sobą namioty. Pod kancelarią Ewy Kopacz stanęło „zielone miasteczko”. Rolnicy przynieśli ze sobą także taczkę dla ministra rolnictwa Marka Sawickiego, który ich zdaniem pogrzebał polskie rolnictwo i powinien ustąpić ze stanowiska
Na manifestacji miało pojawić się 10 tys. osób. Ostatecznie do Warszawy dotarło ok. 5 tys. demonstrantów, podzielonych na dwie grupy. Pierwsza manifestowała rano pod Sejmem. Druga, ruszyła o godz. 11 spod Torwaru na Powiślu pod Kancelarię Premiera. Obie spotkały się na miejscu w południe.
Rolnicy przynieśli ze sobą czarna trumnę – symbol stanu polskiego rolnictwa. Była też taczka dla ministra rolnictwa i transparenty „Frajer jest tylko jeden”. Protestujący, którym towarzyszyli górnicy z KWK Kazimierz Juliusz, domagali się m.in. odszkodowań za straty spowodowane przez dziki, zmian zasad skupu wieprzowiny, interwencji sprawie kar za przekroczenie mlecznych limitów i zakazu sprzedaży ziemi w obce ręce. – Sawicki nie potrafi tego załatwić, bo jest nieudolnym ministrem – wtórował rolnikom w Polskim Radiu Janusz Wojciechowski z PiS.
Protestujący domagali się spotkania z premier Kopacz i wyznaczyli jej ultimatum do godz. 14. – Jeżeli premier nie podpisze naszych postulatów, to rozpoczniemy budowę zielonego miasteczka – zagroził Sławomir Izdebski, lider rolniczych związkowców z OPZZ. Zapowiadał także, że rolnicy zorganizują pod KPRM mszę świętą.
Ostatecznie szefowa rządu do rolników nie wyszła, bo w tym czasie spotykała się z Wiktorem Orbanem. Rolnicy więc postawili pod KPRM pierwszy namiot. I zdesperowani zapowiadają, że z Warszawy nie wyjadą. – Hoduję świnie. Przez spadek cen na przełomie grudnia i stycznia straciłem ok. 70 tys. zł. Nie ruszę się stąd, dopóki rząd nam nie pomoże – mówi Mateusz Grabionowski z Czarnkowa w Wielkopolsce.
fakt.pl