Stawiając to pytanie, ani nie ma pewności na jednoznaczną odpowiedź, ani czy w ogóle będzie ona prawidłowa i wyczerpie problem. Jedno, pomimo wszystko to sprawa pewna: liczba ludzi wspomnianych narodowości, którzy podjęli się współpracy w przeprowadzeniu jednej z największych zbrodni w historii jest zadziwiająca.
Sęk tylko w tym, że skala ich współpracy to sprawa nieznana, poza specjalistami i ludźmi, którzy tamte czasy pamiętają. Niezależnie czy ostatecznie uzyska się na zadane pytanie odpowiedź, warto się nad tą arcyciekawą i ważną kwestią zastanowić. Ma ona bowiem znaczenie nie tylko dla przeszłości, ale i przyszłości .
O współpracy ukraińskich i litewskich rekrutów, pracujących dla Niemców nie jeden z nas mógł usłyszeć, przy okazji różnych opowieści rodzinnych. I wcale nie koniecznie musiało być to przy okazji wywodów o zbrodniczości ukraińskich czy litewskich nacjonalistów. Do mnie dotarło to w sposób bardzo „neutralny”.
Nie uznaję tego wprawdzie, jako tylko na swoim przykładzie za reprezentatywne. Pokazuje on jednak, iż takie informacje mogły pojawiać się od czasu do czasu. W dzieciństwie moja babcia, z pochodzenia lwowianka opowiadała mi o tym kiedy, jako mała dziewczynka widziała we Lwowie, przez okienko piwnicy jednej z kamienic – stłoczonych Żydów.
Wiedziała co to głód, po okresie okupacji sowieckiej. Rzucała im jabłka. Być może robiła to nie raz, przy jakiejś okazji. Wiem bowiem, jeszcze o dwóch faktach. Żydzi chcieli jej dać pieniądze. Próbowali ją namówić na to by kupiła im więcej innych produktów żywnościowych (Może zawożono tam aresztowanych i miewali w kieszeni jakąś gotówkę, szczegółów jednak nigdy się nie dowiedziałem.).
Nie zgodziła się na to, ponieważ, jak relacjonowała to przerastało jej granicę odwagi, a miała wtedy według moich wyliczeń i znajomości realiów lwowskich 11 lub 12 lat. Drugim kwestią, która z pewnością dodawała pikanterii tej opowieści jest fakt, że w końcu złapał ją strażnik w charakterystycznym kroju munduru, który ja znałem z filmów.
Babcia mówiła mi, jako wnuczkowi, że takie mundury widziała na własne oczy, jak zresztą dziadkowie większości Polaków. Najadła się tyle strachu, że mi to z przejęciem opowiadała nie raz, a ja oczywiście nie wypytałem się jako chłopiec o szczegóły, o które zapytałbym teraz.
Pamiętam mimo wszystko jedno moje pytanie: „A ten Niemiec babciu Cię puścił?”. Babcia odpowiedziała: „Nie Niemiec, tylko Ukrainiec.”. Miał jej powiedzieć, coś w stylu: „I co teraz? Co mam teraz z Tobą zrobić? Nie wolno tego robić.”. Babcia tłumaczyła się jakoś. Znała zresztą doskonale, prócz polskiego ukraiński, co wcale nie było w samym Lwowie takie oczywiste.
Facet się zlitował i puścił. Babcia nie mogła sobie chyba nigdy darować, że historia jej rodzinnego miasta, tak się właśnie potoczyła. Bawiła się jako jeszcze młodsza dziewczynka w towarzystwie wyjątkowo mieszanym, głównie polsko-ukraińsko-żydowskim, ale wspominała także Polaków skoligaconych z innymi narodowościami, w tym Ormianami.
To, że strażnik darował jej życie, bynajmniej nie świadczyło o jego zaciekłości i nie pozwala go osądzić jako esencję zła, tylko człowieka, który zszedł na złą drogę. Nie jest jednak wystarczające, by go za tę służbę rozgrzeszyć. Tym bardziej można się zastanawiać na poziomie człowieczeństwa, dlaczego tak się stało i co motywowało tych ludzi.
To co słyszałem okazało się być śladem wierzchołka góry lodowej holocaustu, dokonanego przez jednych z najbardziej zagorzałych pomocników Niemców, narodowości ukraińskiej. Kwestię tę uznaję za oczywistą i nie jest celem tego tekstu jej udowadnianie. Symbolem jednak tego, co miało nastąpić były wielotysięczne pogromy we Lwowie w 1941 roku, z rąk ukraińskich szowinistów.
Głównym zaś przejawem antyżydowskich aktywności nacjonalistów ukraińskich, prócz wszelkich formacji pomocniczych w Małopolsce Wschodniej, były jeszcze większe zbrodnie z ich rąk na Wołyniu w latach1941-1942, gdzie Niemcy wśród przeprowadzających egzekucje stanowili niejednokrotnie wyłącznie nadzorców zbrodni. Analogicznie sprawa ma się z „Lietuvisami”, służącymi w jednostkach niemieckich i mordującymi Żydów.
Symbolem ich zbrodniczości jest zamordowanie prawie 70 tysięcy Żydów w Ponarach, przez tzw. Ypatingasis būrys. Otóż bogaty udział „Lietuvisów” w zbrodniach na Żydach wydaje wręcz zadziwiający w stosunku liczebności tego niewielkiego narodu.
Kiedyś Tomas Venclova pisząc o sprawie Jedwabnego i kwestii udziału w zbrodni Polaków napisał, że takich Jedwabnych za sprawą jego współrodaków zdarzyło się bardzo wiele. Temat obu tych narodowości, choć nie poświęca się mu proporcjonalnie do problemu – należytej uwagi pojawia się, co jakiś czas w przestrzeni publicznej.
Otóż, zarówno „Lietuvisi”, jak i ukraińscy nacjonaliści, tłumaczą swoich pobratymców masową współpracą mniejszości żydowskiej z sowietami, pod czerwoną okupacją. Rozpalać antagonizmy miało, bądź faworyzowanie Żydów, bądź donosicielstwo, jakie cechowało przedstawicieli tego narodu.
W żaden sposób nie wyjaśnia to jednak tego procederu, ponieważ mógł on nastawiać w analogicznym stopniu radykalnie do ludności żydowskiej, także Polaków. Oni jednak, poza wyjątkami od reguł w postaci szumowin, zwanych szmalcownikami, nie zorganizowali oddolnie pospolitego ruszenia do zabijania Żydów.
Odwrotnie masowo ruszyli im na ratunek (Bardzo ofiarnie jak na swoje skromne możliwości, bo sami byli przez Niemców prześladowani bardziej niż inne niesemickie narody). W przypadku ukraińskich nacjonalistów można by to tłumaczyć zbrodniczą ideologią, która sprawiała, że jeszcze przed wybuchem wojny w ich relacjach z Żydami utrzymywało się napięcie.
Jednak „Lietuvisi” posiadając swoje państwo, nie rozpoczęli planowych zbrodni na Żydach. Mało tego, ale mieli nawet – nie najgorsze z nimi relacje, zwłaszcza jeśli porównamy je z relacjami polsko-litewskimi na Litwie Kowieńskiej.
Z drugiej jednak strony, już po wkroczeniu Niemców ich gorliwość przekroczyła znacznie wyobrażenia, zarówno wśród współrodaków, biorących udział w zbrodni, jak i skuteczności w unicestwianiu Żydów. Bowiem rola „Lietuvisów” w mordowaniu Żydów nie kończy się na słynnej zbrodni Ponarach, a tam wymordowano ich dziesiątki tysięcy.
Można się spierać czy Niemcy, po swoim wkroczeniu na terytoria zamieszkiwane przez Litwinów i Ukraińców warunkowały rozpoczęcie reakcji, czy też spełniły rolę katalizatora. Jedno jest jednak pewne, niemieckie wpływy na nacjonalizmy na tamtych terytoriach istniały jeszcze przed wojną.
Tamtejszy antysemityzm mógł spełnić rolę elementu mieszanki wybuchowej. Narody bowiem małe i zakompleksione wzorują się często na tych większych i bardziej zaawansowanych, jako na swoim wzorze. Są one podatne na wpływy, szczególnie, gdy mają poczucie zagrożenia, przy czym nie musi spełniać ono wymogów racjonalnego.
Załatwianie sprawy z Żydami przez Niemców mogło zatem stanowić wzór. Pokrewną tezę postawił zresztą Timothy Snyder, względem, uczenia się bezwzględności w mordowaniu Ukraińskiej Policji Pomocniczej w służbie niemieckiej na Wołyniu. Szkolący, jak już wspomnieliśmy, stanowili oczywiście mniejszość w stosunku do szkolonych.
Uczniowie wkrótce zaczęli przerastać mistrzów. Podatności na decyzje o zastosowaniu takiego „rozwiązania” może służyć poczucie zagrożenia, właśnie związane z tym, że poszczególna grupa czuje się mniejsza, bądź słabsza w porównaniu do innej, którą identyfikuje jako jego źródło.
Otóż można sądzić, że brudzenie się żydowską krwią miało źródło przede wszystkim, po pierwsze w ślepym szowinizmie i zazdrości o stan posiadania. Ten ostatni wiązał się także z atutem siły, względem czującego zagrożenie. Chodzi tu oczywiście o rzeczywistą, bądź wydumaną siłę majątkową.
Po drugie jeśli już założymy, że ktoś kto – przynajmniej mieni się naszym przyjacielem jest lepszy od nas – będziemy się starać go naśladować. I nie stanowi to niczego złego, dopóki nie przeistoczy się w ślepe kopiowanie wzorów, bez niezbędnej analizy: czy kolejne aspekty naśladownictwa są rzeczywiście dobre, bądź sprawdzają się w posiadanych warunkach.
Korzyść z takiego naśladownictwa można jednak uznać za rzecz tak oczywistą, że nikt nie będzie się nad nią już zastanawiał, a tym bardziej o nią pytał, sprzeciwiał i wyskakiwał z szeregu. Stosowalność tej reguły zwiększa się, w miarę wzrostu właśnie kompleksów oraz osłabiania kręgosłupa moralnego.
Takie też cechy towarzyszą często, mniej lub bardziej świadomym marionetkom i zbrodniarzom. Ponieważ człowiek nie rodzi się zły, (w tym nacjonaliści narodowości ukraińskiej, litewskiej czy niemieckiej) – jest to bardziej kwestia poddawania się złu. Tak też jest ze zbrodniczymi, czy błędnymi ideologiami. Jej siewcy zazwyczaj mają jakiś atut, jakąś siłę, jakąś władzę, która imponuje.
Dla przykładu, nie stawiając oczywiście znaku równości, analogicznie jest z ideologią gender, która w praktyce jej wdrażania wygląda naprawdę niedorzecznie i sprzecznie z przyjętym od wieków systemem jakichkolwiek wartości.
Niewygodne pytania zadają tylko Ci, którzy nie boją się stygmatyzacji i domniemanych, związanych z nią konsekwencji. Reszta wdraża je i dołącza się do mainstreamowego chóru. Przeciwstawił się temu np. norweski komik Harald Eia, który miał odwagę zadawać pytania i narazić się na odsądzenie od czci i wiary. Miał on do tego dosyć odwagi i pewności siebie, która zapewne łączyła się z niezachwianym poczuciem własnej wartości.
Otóż kształtujące się narody, szczególnie młode, są jak ludzie. Zbiór pewnych cech, pewnych wartości, wpływów daje w efekcie konkretne prawdopodobieństwo podatności na zło. Podobnie mogło być także z zamysłem holocaustu, który w latach II wojny światowej – trudno powiedzieć, że stanowił coś normalnego, lecz został odgórnie wprowadzony jako standard traktowania ludności żydowskiej. Dopiero, korzystając z tej koniungtury mogli się znaleźć i tacy, którzy dokonywali go oddolnie, w ramach tej samej tendencji.
Narody małe i słabe są dla wielkich mocarstw świetnymi sąsiadami, nie tylko ze względu na podatność na manipulację, ale i naśladownictwo. W sposób naturalny działają przeciw nim skuteczniej wszelkiego rodzaju straszaki oraz manipulacje.
Natomiast podzielić na takie małe państwa kłopotliwego sąsiada jest znacznie cenniejszym. Stąd faworyzowanie przez Niemców ludności ukraińskiej i litewskiej w stosunku do Polaków. Prócz złudnego karmienia potrzeb ich wygłodniałego poczucia wyższości, wobec „znienawidzonych Polaków” – miało inny prosty efekt. Osłabiało naród, która mniej nadawał się do realizacji wyznaczonej polityki, na rzecz wzmacniania bardziej podatnej.
Za nieprawdziwe, a na dodatek pokrętne należy uznać wytłumaczenie, że rekruci, którzy mordowali, nie zapisali się do zbrodniczych formacji dla mordowania, lecz walki o własną niepodległość. W związku z powyższym, jak to się w zawoalowany sposób daje do zrozumienia, zostali przez Niemców podstępnie wciągnięci. Stąd też ich późniejsze działania mają być ponoć usprawiedliwione… (?)
Aleksander Szycht