Zwrotu pieniędzy chce domagać się od policji prezydent Poznania. Odpowiedzialni za to urzędnicy mają ponieść konsekwencje w „odpowiednim czasie”.
Nieprawidłowości, na których trop wpadli agenci Centralnego Biura Antykorupcyjnego, ujawniliśmy dwa miesiące temu. CBA ustaliło, że w latach 2010-2013, na polecenie Zarządu Dróg Miejskich, wybudowane zostały parkingi przy komendzie miejskiej policji na ul. Szylinga i komendzie wojewódzkiej na ul. Kochanowskiego.
Samorządy mogą wspierać policję finansowo i materialnie, ale wszystkie wydatki ponoszone przez jednostki miejskie muszą być zapisane w ich planach finansowych. W planie finansowym ZDM nie zapisano jednak pieniędzy na parkingi dla policji. Także rada miasta nie przekazywała pieniędzy na ten cel.
Parkingi „na lewo”
CBA ustaliło, że parkingi wybudowano „na lewo”. Z poleceniem wykonania takich prac szefowie ZDM zwrócili się do miejskiego Zakładu Robót Drogowych zajmującego się m.in. łataniem dziur w poznańskich ulicach. W dokumentacji ZDM nie odnaleziono jednak pisemnego zlecenia, dokumentacji projektowej czy faktur. Jeden z naszych informatorów wyjaśnił, że „wszystko odbywało się na gębę”, a poniesione wydatki wrzucono w koszty innych drogowych inwestycji.
I tak wydatki na parking przy ul. Szylinga ukryto w kosztach bieżących napraw ulic, remontu ul. Dolna Wilda i budowy drogi dojazdowej do remontowanego ronda Kaponiera. Z kolei wydatki na parking przy ul. Kochanowskiego dorzucono do kosztów prac na ul. Warszawskiej, Jeleniogórskiej, Jasnej Roli, Bojanowskiej i Namysłowskiej.
Szefowie ZDM potwierdzili ustalenia CBA i nie wnieśli do nich zastrzeżeń, choć mieli takie prawo.
Agenci CBA o swoich ustaleniach poinformowali prezydenta Poznania. Zapytali, jakie kroki zamierza podjąć. W pierwszej odpowiedzi Jacek Jaśkowiak poinformował, że potrzebuje czasu na zapoznanie się ze sprawą. Kilka dni temu, jak dowiedziała się „Wyborcza”, wysłał drugie pismo. Informuje w nim, że miasto zamierza zażądać od policji zapłaty 800 tys. zł za parkingi wraz z odsetkami.
– Jeszcze tego nie zrobiliśmy. W najbliższym czasie prezydent spotka się z komendantem, by rozmawiać o tej sprawie – dodaje rzecznik Urzędu Miasta Paweł Marciniak.
Budowa parkingów to wsparcie
Policja jednak nie zamierza płacić za prezent od miasta.
– Współpracujemy z Urzędem Miasta od dawna, dotyczy to także inwestycji. Budowę parkingów od początku traktowaliśmy jak wsparcie. Nie było mowy, że będziemy musieli zapłacić. Gdyby taki był warunek, nie zdecydowalibyśmy się na przyjęcie parkingów, bo na ten cel nie mieliśmy pieniędzy – mówi rzecznik wielkopolskiej policji Andrzej Borowiak. I dodaje: – Nie wyobrażamy sobie, że będziemy musieli zapłacić. Działaliśmy w dobrej wierze. Nie możemy odpowiadać za niedopatrzenia urzędników.
Zapowiadając odzyskanie pieniędzy, prezydent Jaśkowiak przyznał, że zgadza się z ustaleniami CBA. Czy zatem wyciągnie konsekwencje wobec urzędników, którzy nakazali zbudować parkingi, a potem ukryć to w kosztach innych inwestycji?
– Prezydent poinformował CBA, że decyzję w sprawie odpowiedzialności służbowej pracowników, którzy dopuścili się nieprawidłowości, podejmie w odpowiednim czasie – mówi Marciniak. Nie umie powiedzieć, kiedy to się stanie.
Budowę parkingów, jak ustaliło CBA, zlecili i nadzorowali szef ZDM Jacek Szukała i jego ówczesny zastępca Kazimierz Skałecki, dziś wiceprezes Poznańskich Inwestycji Miejskich. Obaj sprawy nie komentują.
Śledztwo w sprawie parkingów prowadzi prokuratura w Szczecinie, bo w sprawę zamieszani mogą być też wysoko postawieni oficerowie wielkopolskiej policji. – Miasto nie mogło zrobić prezentu policji bez ich wiedzy. Pytanie, czyja to była inicjatywa: urzędników czy policji – mówi nasz informator.
Szefem wielkopolskiej policji był w tym czasie Krzysztof Jarosz, obecnie komendant wojewódzki w Katowicach. Jarosz, jak się dowiedzieliśmy, za dwa tygodnie odchodzi na emeryturę. Czy powodem jest prokuratorskie śledztwo?
– Zapewniam, że jedno nie ma nic wspólnego z drugim. Na temat śledztwa nie będę się jednak wypowiadał – powiedział nam komendant. – Licząc wojsko, w mundurze pracuję już 32 lata. Uznałem, że wystarczy i czas odejść.
Piotr Żytnicki