Cyrk kończy działalność. Polacy już nie skuszą się na polityczną ofertę Janusza Palikota

Wygląda na to, że tym razem się nie udało – próba przepakowania tego samego szajsu w nowe, równie tandetne i efekciarskie co poprzednio opakowanie nie pomogła i wszystko wskazuje na to, że Polacy już nie skuszą się na polityczną ofertę Janusza Palikota.

A jeszcze rok temu, kiedy Palikot na kongresie założycielskim Twojego Ruchu wykrzykiwał do zgromadzonych w sali tłumów: To jest Twój Ruch, to jest nasz ruch można było obawiać się, że prowadzona przez niego formacja złapie drugi oddech i na kilka następnych lat wpisze się w krajobraz rodzimej sceny politycznej. Na szczęście projekt okazał się niewypałem i spokojnie zmierza do marnego końca, co polityk z Biłgoraja zdaje się doskonale rozumieć, skoro na swoim blogu postanowił „przeprosić za błędy”.

Czarny sen o tym, że w Polsce powstanie silna, skrajnie lewacka partia, która popchnie nasz kraj na ścieżkę „nieubłaganego postępu”, analogiczną do tej, którą podążyła Hiszpania oddala się. To dobrze, ale nie sposób przy tej okazji nie podzielić się kilkoma refleksjami, jakie nasuwają się patrząc na fenomen „palikociarni” – jej nagłego pojawienia się i wzrostu, i równie niespodziewanego zaniku.

Pierwsza, pozytywna konstatacja jest taka, że w Polsce zapotrzebowania na ultra-liberalną obyczajowo, wulgarnie antyklerykalną i manifestacyjnie kosmopolityczną partię zwyczajnie nie ma. Początkowe sukcesy Ruchu Palikota były spowodowane tylko i wyłącznie tym, że hucpiarstwo i przełamywanie kolejnych granic dobrego smaku przedstawione zostały w mediach i odebrane przez część społeczeństwa jako powiew świeżości na zatęchłej, zabetonowanej scenie politycznej. Nic głębszego za tym nie stało, w naszym kraju po prostu nie ma podglebia do przeprowadzenia obyczajowej rewolucji.

Po drugie, los formacji Palikota pokazuje jak ważnym czynnikiem jest materiał ludzki, z którego buduje się partię polityczną. Czereda, którą Palikot wprowadził do Sejmu stała się jedną z głównych przyczyn porażki całego przedsięwzięcia. Szemrana, słaba merytorycznie, będąca co i rusz przyczyną skandalu i obciachu, a przy tym nielojalna. Początkowo Ruch Palikota liczył 40 posłów, potem doszło kilku kolejnych, dziś jest ich raptem 15, a istnienie klubu poselskiego wisi na włosku. Symboliczna była choćby ostatnia wolta Artura Dębskiego – do niedawna jeden z najbardziej zaciętych i rozpoznawalnych „palikociarzy”, dziś jest zielony jak koniczynka. Tak się właśnie kończy budowanie partii w oparciu o ludzi z łapanki.

Nie należy jednak przy tym zapominać, że polityczne 5 minut winiarza z Biłgoraja, to głównie zasługa uporu dominujących mediów, ich zaangażowania i determinacji w promowaniu jego osoby. „Palikot nam się udał” – dokładnie tak brzmiał tytuł felietonu opublikowanego w Wyborczej, w którym Piotr Pacewicz zachwycał się sukcesem wyborczym Ruchu Palikota. Chyba niczego więcej dodawać tu nie trzeba. „Operacja Palikot” dowiodła, że w naszym kraju przy odpowiednim zaangażowaniu głównych mediów znaczącą siłę polityczną można „wystrugać z banana”…

Z drugiej jednak strony, osobną rzeczą jest wylansowanie jakiegoś ugrupowania budującego poparcie na happeningu i skandalu, a inną zapewnienie mu stałego poparcia. Tu nawet najsprawniejszy PR-owiec i najprzychylniejsze media mogą okazać się bezsilne, gdyż wyborcy głosujący na takie byty mają to do siebie, że bardzo szybko się nimi nudzą. Nie, Polacy bynajmniej stali się od 2011 roku mądrzejsi – po prostu Janusz Palikot się swojemu elektoratowi opatrzył i nie bawi go już tak jak kiedyś. Dlatego też poparcie dla Twojego Ruchu jest na poziomie 1-2 %.

Obecne problemy Palikota przynajmniej częściowo dają odpowiedź na pytanie, które w swoim czasie postawił jeden z prawicowych publicystów: „jak ugryźć nicość?”. To znaczy jak wyznając pewne zasady i wartości walczyć z kimś, kto żadnych zasad i wartości nie wyznaje? Z kreaturą, której cynizm i chamstwo zdaje się nie mieć granic, dla której przyzwoitość jest słowem zupełnie obcym, podobnie jak i stałość poglądów. Jak polemizować z kimś, kto jak Palikot, jednego dnia ze śmiertelną powagą rzuca jakieś hasło, by nazajutrz bez mrugnięcia okiem zacząć głosić coś zupełnie przeciwnego? Z kimś, kto z polityki uczynił sobie wyłącznie zabawę służącą zaspokojeniu chorobliwej potrzeby bycia w centrum uwagi, a każdy jego wybryk był przez media podchwytywany i przychylnie komentowany.

Odpowiedź jest tyleż prosta, co trudna w późniejszej realizacji: błazna i jego ekscesy należy lekceważyć. Błazen bowiem karmi się zainteresowaniem, tuczy słowami oburzenia i krytyki, a warunkiem trwania przedstawienia jest zainteresowanie i reakcja strony przeciwnej. Błazen pozostawiony samemu sobie karleje, a na wierzch wychodzi bezsens całego tworzonego przez klauna przedstawienia. Błazen staje się wtedy wyłącznie żenujący          i odpychający, a jego show niestrawny także dla dotychczasowych odbiorców.

Nie wiem jak potoczą się dalsze losy Palikota i menażerii, którą za sobą ciągnął. Być może jemu samemu i komuś z „palikociarni”  Platforma Obywatelska poda pomocną dłoń i weźmie na swoje listy. Wtedy Janusz Palikot nie będzie już jednak właścicielem cyrku, a jedynie pełniącym obowiązki klauna w cudzym przedsięwzięciu. W to, że Twój Ruch zdecyduje się na samodzielny start i wejdzie do Sejmu chyba już nikt nie wierzy, z czego można się tylko cieszyć. Pozostaje tylko jedno „ale” – abstrahując od tego jak potoczą się losy człowieka, któremu kiedyś „zapomniało się”, że posiada samolot – niestety zapotrzebowanie na politycznych błaznów raczej się nie zmniejszy, niezależnie już od tego kto będzie taką rolę pełnić. Szkoda. W końcu miejsce klaunów powinno być w cyrku, a nie na sejmowej sali.

Rafał Bąk

Więcej postów