Radosław Sikorski pożałował na taksówkę

Kiedy jeździł po Polsce jako poseł, a nie szef MSZ, ponoć skrupulatnie rezygnował z ochrony BOR, by nie naciągać państwa. Gdy oficerowie BOR przywieźli mu pizzę do Chobielina zapewniał, że jechali po drodze.

Podobnie, kiedy odwozili z dworu kolegów jego syna – też podobno mieli po drodze. Ale gdzie oficerowie BOR wybierali się w sobotę po godz. 6 rano, że po drodze im było podjechać pod dom marszałka Radosława Sikorskiego (51 l.), zabrać ze sobą jego rodzinę z bagażami i zawieźć na lotnisko?

Marszałek Sejmu tłumacząc się ostatnio z wyjeżdżonych za pieniądze podatników kilometrów, przekonywał, że nie ma sobie nic do zarzucenia. Wyprawiając się z rodziną na święta, powinien więc zamówić bagażową taksówkę – oficerowie BOR mogliby co najwyżej jechać za nim.

Marszałek sprawę tajemniczych rozliczeń swoich kilometrówek tłumaczył tym, że bardzo często rezygnował z ochrony Biura Ochrony Rządu i na spotkania z wyborcami jeździł prywatnym samochodem. To miał być powód pobierania z Sejmu pieniędzy na paliwo. Ale jeśli się przyjrzeć bliżej, to Sikorski przez ostatnie lata dał się poznać raczej jako miłośnik towarzystwa oficerów BOR z limuzyną, a nie pasjonat jazdy swoim samochodem.

Tak było i ostatnio, kiedy w sobotę rano Radosław Sikorski z żoną Anne (50 l.) oraz synami Aleksandrem (14 l.) i Tadeuszem (12 l.) wyruszał w podróż do Egiptu. Sikorski, nie wsiadł za kierownicę swojego nissana, aby zawieźć rodzinę na lotnisko. Nie zamówił też taksówki. Po Sikorskich i ich bagaże podjechała limuzyna Biura Ochrony Rządu i zawiozła całą rodzinę na warszawskie Okęcie.

Czyżby rodzinie marszałka także przyznano ochronę BOR? Oficjalnie nie wiadomo nic na ten temat. Do zamknięcia numeru biuro nie odpowiedziało na nasze pytania.

fakt.pl

Więcej postów