Grecja została swego czasu niemal zmuszona do pozostania w strefie euro przy pomocy setek miliardów euro pomocy finansowej. W stolicach największych państw eurolandu panowało przekonanie, że w ślad za Grecją podążą inne kraje i runie cały projekt integracji europejskiej. Dzisiaj wydaje się, że Grexit jest już tylko kwestią czasu. Nikt z tego powodu nie rozpacza.
Koalicja rządowa w Atenach poniosła w środę pierwszą porażkę w parlamencie, który wybiera właśnie nowego prezydenta kraju. W pierwszym z maksymalnie trzech głosowań kandydata koalicji na prezydenta poparło zaledwie 160 posłów w tym 155 z szeregów koalicji. Potrzeba było zaś 200 głosów w parlamencie liczącym 300 posłów. Zdaniem ateńskich komentatorów to klęska, która nie wróży powodzenia w drugim głosowaniu. Dopiero w trzecim, 29 grudnia wystarczy 180 głosów, aby 73 letni Stavros Dimas miał zostać prezydentem. Jeżeli ich zabraknie premier Antonis Samaras doprowadzi do nowych wyborów parlamentarnych. Jeżeli wierzyć sondażom wygra je eurosceptyczne ugrupowanie SYRIZA i jego przywódca Alexis Cipras. Co potem nastąpi charakteryzuje obrazowo premier mówiąc: Czyniliśmy wszystko aby wyjąć słowo Grexit z ust zagranicznych polityków, SYRIZA wkłada im je znów w usta. — Grexit jest nieuchronny. Tylko w ten sposób kraj może marzyć o odzyskaniu dawnej pozycji i odbudowie gospodarczej – przekonuje „Rzeczpospolitą” prof. Dirk Meyer, ekonomista z uniwersytetu w Hamburgu. Jest jednym z grona niemieckich polityków i intelektualistów , którzy od dawna udowadniali, że ratowanie Grecji przy pomocy miliardowych kredytów nie ma najmniejszego sensu.
Wydaje się, że się nie mylił Na pierwszy rzut oka Grecja wychodzi na prostą. W tym roku pierwotna nadwyżka budżetowa wyniesie 1,6 proc., co stanowi różnicę pomiędzy przychodami i wydatkami budżetu jednakże bez kosztów obsługi zadłużenia. Świadczy to o stanie gospodarki, która wzrośnie w tym roku 0,7 proc. a przyszłym już 2,5. – Grecja nie będzie jednak w stanie spłacić zaciągniętych kredytów i konieczne będzie nowy program pomocowy – przekonuje prof. Meyer. Nowy program to nie tylko nowe kredyty, ale i konieczność umorzenia części już udzielonych. Grecja otrzymała do tej pory 240 mld euro. Zadłużenie zagraniczne sięga 175 proc. PKB. Rekord wśród krajów rozwiniętych.
Nawet gdyby przyjąć optymistyczny wariant rozwoju sytuacji, że Grecja będzie już w tym roku w stanie pozyskiwać środki na rynkach finansowych rezygnując z dalszej pomocy kredytowej międzynarodowych wierzycieli oraz że grecka gospodarka będzie już tylko rosnąć, a wierzyciele umorzą część długów, to powrót do poziomu życia Greków sprzed zapaści gospodarczej zajmie wiele lat. Grecy czekać jednak nie chcą.
SYRIZA obiecuje im, że nie muszą. Zapewnia, że z chwilą objęcia władzy płaca minimalna zostanie podwyższona o 50 proc., obniżki cen za ciepło i energię oraz wiele innych posunięć będących de facto odwrotem od całego programu narzuconych przez wierzycieli reform, cięć i oszczędności wydatków rządowych. Takie obietnice gwarantują SYRIZIE zwycięstwo w kraju, w którym zwiększyła się 10-krotnie w ostatnich latach liczba zakażeń wirusem HIV, gdyż zredukowane zostały rządowe programy zwalczania tego zjawiska. Pojawiła się nawet malaria, bo nie ma pieniędzy na oprysk całych regionów. To wszystko w sytuacji, gdy PKB Grecji jest obecnie o 27 proc. niższy w porównaniu z 2007 rokiem. Co czwarty obywatel nie ma pracy. Nie ma jej połowa ludzi młodych, a siła nabywcza obywateli zmniejszyła w ostatnich pięciu latach o 40 proc.
Ponad jedna czwarta Greków popiera w tej sytuacji SYRIZĘ. Jest obecnie największą siłą polityczną w Grecji. Jej lider Alexis Cipras nie czyni tajemnicy, że na sfinansowanie programu wyborczego sięgnie po dochody budżetu przeznaczone na spłatę kredytów, stawiając wierzycieli pod ścianą. Jeżeli nie pójdą na ustępstwa, Grecja będzie musiała opuścić strefę euro. Nie brak opinii, że wprowadzenie waluty narodowej zagwarantuje Grecji dość szybki wzrost gospodarczy. Do rozwiązania pozostaje sprawa warunków spłaty zadłużenia. Ulgowe potraktowanie Grecji wywołać mogłoby sprzeciw Włoch, Hiszpanii czy Portugalii borykających się z nadmiernym zadłużeniem.
Oczywiście wszystko to jedynie spekulacje, które nabiorą znaczenia w chwili, gdy Alexis Cipras miałby zstąpić Antonisa Samarasa na fotelu szefa rządu. Premier ma jeszcze dziesięć dni na poszukiwania 25 brakujących głosów w parlamencie, koniecznych do wyboru prezydenta. Jeżeli mu się to nie uda, to nie wiadomo jeszcze, jaki będzie wynik wyborów w styczniu czy lutym przyszłego roku. Nie wykluczone, że SYRIZA nie będzie w stanie rządzić samodzielnie. Może więc zostać zmuszona przez koalicjanta do wycofania się z części swych populistycznych pomysłów.
Rp.pl