„Wprost”: Sikorski jeździł prywatnym autem za publiczne pieniądze. W 2011 r. 32 tys. km

Radosław Sikorski, który nadzoruje prześwietlanie historii wyjazdów zagranicznych posłów w związku z aferą madrycką, „sam powinien się tłumaczyć” – pisze „Wprost”. Według tygodnika marszałek Sejmu wykorzystywał publiczne środki na podróże prywatnym autem, choć od 2007 r. miał służbowe. W rekordowym 2011 r. miał pobrać aż 26,5 tys. zł.

 

Od 2007 do 2014 r. Sikorski był ministrem spraw zagranicznych. Miał w tym okresie całodobową ochronę BOR i możliwość jeżdżenia rządową limuzyną. Jednak, jak twierdzi „Wprost”, powołując się na oświadczenia, do których dotarł, Sikorski „co najmniej od 2009 r. (od tego czasu są ujawniane oświadczenia)” jeździł prywatnym autem za publiczne pieniądze” – czyli sejmowe. W 2009 r. na podróże wydał 1245 zł z kasy Sejmu, w 2010 – 21 tys. zł, w 2011 r. – 26,5 tys. zł, 2012 r. – 19,1 tys. zł, a w 2013 r. – ok. 10 tys. zł.

Stawka za kilometr, jaką posłowie otrzymują od Sejmu, wynosi 83 grosze. Oznacza to, że przejechanie 100 km oznacza kwotę 83 zł. Tygodnik dodaje, że „nikt nie sprawdza”, czy w dokumentacji oznaczono daną podróż jako służbową. W tekście p.t. „Pan Marszałek Samochodzik” „Wprost” twierdzi, że Sikorski „w ciągu pięciu lat przemierzył dystans odpowiadający dwóm okrążeniom kuli ziemskiej”, a przynajmniej „tak wynika z jego rozliczeń”.

Według „Wprost” rzeczniczka marszałka Małgorzata Ławrowska w swojej odpowiedzi nie wyjaśniła, jak jej obecny szef „wyjeździł dziesiątki tysięcy kilometrów”. Tygodnik porównuje za to Sikorskiego z innymi postaciami z wierchuszki PO. Jak się okazało, wśród tych członków rządu, którzy byli równocześnie posłami i nigdy nie skorzystali z sejmowych pieniędzy na służbowe podróże własnym autem, byli min. Donald Tusk, Ewa Kopacz, Grzegorz Schetyna, Jacek Rostowski, Janusz Piechociński, Waldemar Pawlak, Mirosław Drzewiecki czy Joanna Mucha.

„wSieci”: Hofman przerywa milczenie

Z kolei jutrzejsze „wSieci” zapowiada na okładce wywiad z Adamem Hofmanem, który przerywa milczenie po aferze madryckiej. Po służbowej podróży do Madrytu Adama Hofmana, Antoniego Kamińskiego i Adama Rogackiego okazało się, że politycy wzięli z Sejmu 20 tys. zł zaliczki na podróż autem, zaś w rzeczywistości polecieli tanimi liniami lotniczymi, płacąc za bilety po kilkaset złotych. PiS usunął całą trójkę ze swoich szeregów.

Politycy nie odwołali się od tej decyzji, nie komentowali też sprawy w mediach. Teraz w wywiadzie dla „wSieci” Adam Hofman przekonuje, że „żadnych nadużyć nie popełnił”. Z jego wersji wynika, że wszystkiemu winny jest sposób rozliczania pieniędzy na delegacje przez Kancelarię Sejmu, oraz jego tłumaczenia różnią się jednak od wersji, którą przedstawiał zaraz po wybuchu afery.

Gazeta.pl

Więcej postów