Ze Stanisławem Szarzyńskim, prezesem Stowarzyszenia Pamięci Polskich Termopil i Kresów oraz członkiem zarządu Światowego Kongresu Kresowian, rozmawia Mariusz Kamieniecki.
Ostatnio, zresztą nie po raz pierwszy, odwiedził Pan Polaków mieszkających na Ukrainie oraz miejsca związane z polską tradycją. Wiem, że rozmawiał Pan o sprawach związanych ze zwrotem kościoła pw. Marii Magdaleny we Lwowie polskiej społeczności. Dlaczego sprawa ta wciąż nie została załatwiona pozytywnie?
– We Lwowie uczestniczyliśmy we Mszy św. w kościele pw. św. Marii Magdaleny, gdzie wraz z lwowianami modliliśmy się w intencji kolejnej rozprawy sądowej o zwrot kościoła, który obecnie służy głównie jako Sala Muzyki Organowej. Mało tego – jest bezczeszczony portretem Stepana Bandery, który „straszy” przy wejściu do świątyni od bocznej nawy, bo wejście główne zostało zamurowane.
Zresztą we wnętrzu kościoła też nie ma modlitewnej atmosfery, bo trudno się skupić, kiedy wszechobecne są plakaty ofiar, które zginęły na Majdanie oraz w walkach na wschodzie z separatystami. Ostatnia rozprawa sądowa o zwrot kościoła pw. św. Marii Magdaleny odbyła się 3 listopada, a kolejną zaplanowano na 24 listopada we Lwowie. Zarówno ksiądz proboszcz, jak i parafianie proszą o modlitwę w intencji zwrotu świątyni jej prawowitym właścicielom. Niestety, Lwowska Ukraińska Władza, która deklaruje swoje ambicje i chęć wejścia do Unii Europejskiej, z czym przecież wiążą się nie tylko prawa, ale też obowiązki, zachowuje się w tej sprawie niczym władze stalinowskie.
Wygląda na to, że tzw. współpraca partnerska z Polską czy chociażby z przygranicznym Przemyślem nakłada obowiązki tylko na nas. Z drugiej strony nie ma woli, nie mówiąc o konkretnych działaniach, za to są wymagania. Powstaje pytanie, jakie są rzeczywiste efekty pojednania polsko-ukraińskiego. 28 czerwca minęła rocznica podpisania dokumentów pomiędzy czterema arcybiskupami: Michalikiem, Szewczukiem, Mokrzyckim i Martyniakiem, tymczasem tej współpracy, a tym bardziej pojednania niestety nie widać. Nie ma też żadnych, nawet symbolicznych gestów ze strony ukraińskiej, które świadczyłyby, że taka współpraca będzie. Mało tego – ideologia banderowska za naszą wschodnią granicą przeżywa renesans.
Co o tym wszystkim mówią Polacy na Ukrainie, których ten problem dotyka na co dzień?
– Oglądaliśmy to wszystko z bliska, zresztą mamy to nagrane na taśmie. Widać, jak wygląda kościół św. Marii Magdaleny, który de facto jest salą organową, gdzie siedzenia są tyłem do ołtarza i gdzie odbywają się koncerty muzyczne. Również stan zakrystii jest opłakany. Polacy nie mają wpływu, bo nie oni decydują o naszej polskiej własności. W zasadzie są gośćmi w kościele, którym Ukraińcy robią łaskę, że udostępniają to miejsce.
W Polsce Ukraińcy mają swoje prawa, dostęp do szkolnictwa. A jak to wygląda w odniesieniu do naszych rodaków na Ukrainie?
– Niedaleko, w zasadzie naprzeciw kościoła pw. św. Magdaleny we Lwowie jest szkoła średnia nr 10, także im. św. Marii Magdaleny, z polskim językiem nauczania. Na jej frontonie widnieje płaskorzeźba Romana Szuchewycza, naczelnego dowódcy Ukraińskiej Powstańczej Armii, odpowiedzialnego za śmierć wielu tysięcy Polaków.
Podobna sytuacja w Polsce byłaby nie do pomyślenia, ale na Ukrainie jest normą. Zresztą nie jest to jedyny przykład, ponieważ w Ogólnokształcącej Szkole Średniej nr 3 z polskim językiem nauczania w Mościskach, gdzie dyrektorką jest prezes Towarzystwa Kultury Polskiej Ziemi Mościskiej Teresa Teterycz, młodzież systematycznie uczestniczy w uroczystościach ku czci Bandery 14 października, a więc w dniu uznawanym za datę powstania OUN-UPA, notabene ustanowionym niedawno przez prezydenta Poroszenkę świętem państwowym Dniem Obrońcy Ukrainy; polska młodzież składa kwiaty pod pomnikiem Stepana Bandery nieopodal siedziby Rady Rejonowej.
W tym roku polscy uczniowie uczestniczyli również w przemarszu pod kurhan, a następnie w banderowskim spotkaniu w wiosce Korolino, gdzie przy dawnej kryjówce UPA usytuowany jest pomnik poświęcony tej zbrodniczej formacji. To nie do pomyślenia, że szkoła, która otrzymuje wsparcie od Stowarzyszenia „Wspólnota Polska” i jest wspierana pieniędzmi polskich podatników, gloryfikuje UPA – formację, która dokonała rzezi wielu polskich wiosek na Kresach i mordu na dziesiątkach tysięcy naszych rodaków. Polska szkoła nie może być kuźnią ukraińskiego nacjonalizmu.
Polskie władze zaangażowane w sprawy Ukrainy nie widzą, a może nie chcą widzieć tego problemu?
– Polskie władze państwowe, a także lokalne miast czy regionów sąsiadujących z Ukrainą nabierają wody w usta. Dotyczy to gloryfikacji UPA w bezpośrednim sąsiedztwie Polski, ale także już na naszym terenie. Przykładem jest postawa ukraińskich studentów w Przemyślu, którzy fotografowali się z flagą UPA. Takich zachowań nie wolno tolerować. Zresztą nie jest to jedyny przypadek, bo na parkingach np. w Przemyślu pod hipermarketami można zauważyć samochody z flagą banderowską. Regularnie w marszach społeczności ukraińskiej na cmentarz Strzelców Siczowych w Przemyślu uczestniczą Ukraińcy w mundurach UPA i jakoś nikomu to nie przeszkadza.
Sytuacja za naszą wschodnią granicą jest poważna, w związku z tym w Polsce słyszy się o organizacji pomocy dla tego kraju i Ukraińców, ale jakoś nie słychać o pomocy Polakom żyjącym na Ukrainie. Tam pomocy potrzebują przede wszystkim nasi rodacy, którzy oczekują opieki państwa polskiego, której niestety nie widać. Polacy na Ukrainie mogą tylko pomarzyć o takich warunkach, jakie są stwarzane Ukraińcom w Polsce chociażby w kwestii wysokości stypendiów dla studentów.
Pana zdaniem strategiczne partnerstwo z Ukrainą to fikcja?
– Partnerstwo oznacza wzajemność, tymczasem po stronie ukraińskiej są tylko żądania i domaganie się coraz dalej idących praw. O rewanżu nie ma natomiast mowy. Cóż powiedzieć, kiedy mamy do czynienia z sytuacją, kiedy nasi rodacy, i to nie tylko we Lwowie, nie mają się nawet gdzie modlić o polsko-ukraińskie pojednanie. Weźmy chociażby Komarno, gdzie Ukraińcy mają dwie cerkwie, a Polakom od 1992 r. nie chcą zwrócić zabytkowego kościoła z połowy XVII wieku pw. Narodzenia Najświętszej Maryi Panny, który z roku na rok popada w coraz większą ruinę. Tymczasem nasi rodacy zimą czy latem muszą się modlić w cmentarnej kaplicy na miejscowej nekropolii. 22 listopada pojedziemy z kolejną pielgrzymką na Ukrainę, gdzie w Teatrze Opery i Baletu we Lwowie będziemy uczestniczyć w uroczystym jubileuszu 20-lecia działalności Polskich Organizacji na Ukrainie.
Odwiedzimy też Komarno i pokażemy tym, którzy jeszcze nie widzieli, jak zabytek klasy zerowej niszczeje, a Ukraińcy, którzy zajęli kościół, nie użytkują go, tylko pozorują, że jest im potrzebny. Nie bez podstaw jest także pogląd, że z chwilą oddania świątyni wspólnocie rzymskokatolickiej, Cerkwi greckokatolickiej mogłoby zacząć ubywać wiernych.
Polacy na Ukrainie narzekają, że polskie państwo ich zaniedbuje…
– Wcale mnie to nie dziwi, bo pomoc państwa polskiego dla naszych rodaków na Ukrainie jest – delikatnie rzecz ujmując – niewystarczająca. Polskich władz tak naprawdę nie interesuje, jak ci ludzie żyją, a państwo ukraińskie nawet w małym procencie nie daje im tego, co ma zagwarantowane mniejszość ukraińska w Polsce. Warto, żeby ktoś się na poważnie zainteresował tym tematem. Powiedzmy sobie wprost – nie będzie polsko-ukraińskiego pojednania, jeżeli Ukraińcy w świetle prawdy nie przyznają się do ludobójstwa i nie przeproszą.
Wszystkie inne pozorowane działania będą zwyczajnie mydleniem oczu, na co polskie władze nie powinny się dłużej nabierać. Jeżeli ktoś pluje nam w twarz, to nie możemy udawać, że pada deszcz. Brak stanowczej reakcji prowokuje drugą stronę do jeszcze bardziej radykalnych zachowań, z czym niestety mamy do czynienia. Trzeba się temu przeciwstawić.
Dziękuję za rozmowę.
Mariusz Kamieniecki