Zabójstwo w synagodze

Zginęło czterech rabinów, a osiem innych osób zostało rannych w ataku palestyńskich zamachowców na synagogę. To kolejny z serii ostatnich zamachów w Jerozolimie. Skala przemocy jest tam dziś najwyższa od dziesięcioleci.

 

Kiedy uzbrojeni w pistolety i maczety dwaj kuzyni Udaj i Gassan Abu Dżamal ze wschodniej Jerozolimy we wtorkowy poranek wtargnęli do synagogi położonej w zamieszkanej przez ortodoksyjnych Żydów części miasta, modliło się tam kilkanaście osób. Cztery zginęły na miejscu. Jak podaje izraelska armia, wszyscy byli rabinami, przy czym trzech z nich miało też obywatelstwo amerykańskie, a czwarty – brytyjskie. Zamachowcy zginęli w strzelaninie z policją. Wśród rannych kilka osób jest w stanie ciężkim.

Jasne jest, że w synagodze rozegrała się prawdziwa jatka. Na zdjęciach zamieszczonych w internecie przez rzecznika izraelskiej armii Micky’ego Rosenfelda widać ciała leżące między ławkami, zakrwawiony tasak, Biblię i zalane krwią szale modlitewne. – Próbowałem uciekać, kiedy podszedł człowiek z nożem. Między nami były krzesło i stół. Chwycił mój szal. Zrzuciłem go i jakimś cudem udało mi się uciec – opowiadał jeden z Izraelczyków w rozmowie wyemitowanej w izraelskiej telewizji Channel 2.

Do ataku przyznały się brygady Abu Alego Mustafy, zbrojne ramię skrajnie lewicowego, nacjonalistycznego Ludowego Frontu Wyzwolenia Palestyny. Izraelska policja aresztowała już dziewięć osób w Dżabal Mukabir – dzielnicy, w której mieszkali zamachowcy. W związku z podwójnym obywatelstwem zamordowanych w sprawę ma się też włączyć FBI.

– Odpowiemy ciężką ręką na to brutalne morderstwo Żydów, którzy przyszli do synagogi się pomodlić, a zastali tam bezlitosnych morderców – obwieścił premier Benjamin Netanjahu i oskarżył palestyńskich przywódców o podżeganie, a społeczność międzynarodową – o obojętność. O ile prezydent Autonomii Palestyńskiej Mahmud Abbas tym razem zdecydowanie potępił atak, to rządzący w Gazie radykałowie z Hamasu nie mogą się go nachwalić. Twierdzą, że był zemstą za śmierć palestyńskiego kierowcy autobusu, którego ciało znaleziono dzień wcześniej w Jerozolimie. Izraelska policja stwierdziła samobójstwo, jednak rodzina Palestyńczyka uważa, że został zamordowany.

Choć wtorkowy atak był najbardziej krwawy od sześciu lat, w Jerozolimie jest niespokojnie już od kilku tygodni. W tym czasie palestyńscy kierowcy dwukrotnie wjeżdżali samochodami w izraelskich cywilów. W pierwszym zamachu zginęła kobieta i niemowlę, w drugim – mężczyzna. W innym ataku palestyński zamachowiec ciężko ranił Yehudę Glicka – znanego izraelskiego aktywistę, który od lat domaga się przyznania Żydom prawa do modlitwy na Wzgórzu Świątynnym.

Właśnie spór o Wzgórze jest jedną z głównych przyczyn ostatnich napięć we Jerozolimie Wschodniej. Dla Żydów to miejsce święte – to tutaj w starożytności stała jedyna świątynia judaizmu. Z kolei muzułmanie mają tu dwa ważne meczety – Al-Aksa i Kopułę na Skale – i wierzą, że z tego właśnie miejsca prorok Mahomet wybrał się w podróż do nieba. Choć zgodnie z przestrzeganą przez izraelski rząd tradycją tylko muzułmanom wolno się tu modlić, w ostatnich latach Żydzi coraz częściej domagają się zniesienia zakazu.

Rząd konsekwentnie odmawia, bo wie, że muzułmanie na całym świecie potraktowaliby to jako prowokację. Kiedy z powodu ostatnich zamieszek Izraelczycy po raz pierwszy od 14 lat na jeden dzień zamknęli dostęp do Wzgórza, Palestyńczycy nazwali to „deklaracją wojny”.

Oliwy do ognia dolało ogłoszenie, że w Jerozolimie Wschodniej powstaną kolejne domy żydowskich osadników. Na Palestyńczyków, którzy marzą o stworzeniu z tej części miasta stolicy swojego przyszłego państwa, takie doniesienia działają jak płachta na byka. Z kolei Izrael, który okupuje Jerozolimę Wschodnią od 1967 r., a formalnie anektował ją w 1980 r., uważa ją za „wieczną i niepodzielną stolicę Izraela”.

Chociaż ostatnie tygodnie są wyjątkowo niespokojne, napięcia w Jerozolimie faktycznie narastają od kilku miesięcy. Zaczęło się w lipcu, kiedy na Zachodnim Brzegu porwano i zamordowano trzech izraelskich nastolatków, a w odwecie palestyński chłopiec został spalony żywcem. Te wydarzenia nie tylko na dobre zburzyły spokój w Jerozolimie, ale doprowadziły do wybuchu trwających 50 dni krwawych walk w Strefie Gazy, które kosztowały życie ponad 2 tys. Palestyńczyków i kilkudziesięciu Izraelczyków.

wyborcza.pl

Więcej postów