Ostatnio media analizują wypowiedzi ministra Siemoniaka na temat wzmocnienia jednostek wojskowych na wschodzie Polski. Sprawa zaczęła się po wypowiedzi ministra obrony narodowej dla „Associated Press”.
Agencja prasowa napisała, że „Polska przeniesie tysiące żołnierzy w kierunku swych wschodnich granic w ramach historycznej reorientacji struktury sił zbrojnych stworzonej w czasach zimnej wojny”.
Z kolei sam minister odwiedził garnizon Siedlce i w czasie tej wizyty oświadczył, że: „to był początek moich podróży po jednostkach na wschodzie Polski, ponieważ planujemy zwiększenie ukompletowania tych jednostek, zwiększenie liczby sprzętu, jak również inwestycje w infrastrukturę” i według mediów jest to „element zapowiadanego planu wzmacniania bezpieczeństwa państwa”. To bardzo ciekawe stwierdzenie, gdyż wynika z niego, że dotychczas owo „bezpieczeństwo państwa” było niedostateczne lub słabe, skoro trzeba teraz to bezpieczeństwo wzmacniać.
Jeżeli chodzi konkretnie o wschodnie rubieże Rzeczypospolitej, to trzeba przypomnieć ministrowi Siemoniakowi, że nie kto inny jak jego partyjny kolega, minister Klich, przez cztery lata skutecznie osłabiał bezpieczeństwo państwa likwidując szereg jednostek wojskowych rozmieszczonych na wschód od Wisły z 1 Warszawską Dywizją Zmechanizowaną na czele, a w jej ramach rozformowując, między innymi, 3 Brygadę Zmechanizowaną w Lublinie, 1 pułk artylerii w Ciechanowie czy też 1 batalion rozpoznawczy w Siedlcach.
Do tego należy dodać likwidację 16 pułku artylerii w Braniewie, 13 pułku przeciwlotniczego w Elblągu czy zredukowanie 1 Brygady Artylerii w Węgorzewie do 11 pułku artylerii, oraz 14 pułku artylerii przeciwpancernej w Suwałkach do dywizjonu i rozformowanie szeregu innych jednostek. Jeżeli zatem trzeba teraz „wzmacniać bezpieczeństwo państwa”, to może najpierw należałoby rozliczyć wszystkich tych, którzy to bezpieczeństwo dotychczas osłabiali?
Obecne „podróże” ministra Siemoniaka po wschodniej Polsce nie będą miały prawie żadnego znaczenia dla poziomu zdolności obronnych naszego kraju. Faktem jest, że istnieją wieloletnie zaległości w modernizacji polskiej infrastruktury wojskowej. Nadal rozmieszczenie naszych sił zbrojnych determinuje głównie infrastruktura wybudowana jeszcze przez Niemców w latach trzydziestych ubiegłego wieku. Jednak radykalna zmiana tej sytuacji jest możliwa dopiero po kilkunastu latach i przy wyłożeniu na ten cel olbrzymich środków. W chwili obecnej to, czy w Siedlcach będzie 800 żołnierzy (jak chce minister Siemoniak), a nie 300, jak jest dotychczas, nie będzie miało żadnego znaczenia dla podniesienia poziomu bezpieczeństwa Polski.
Ogólnie rzecz biorąc problem rozmieszczenia sił zbrojnych na terenie naszego niedużego przecież kraju traci na znaczeniu w sytuacji, gdy ewentualne przyszłe starcie zbrojne o dużej skali obejmie bez wątpienia jednocześnie cały obszar Polski i zagrożenie będzie występować na całym naszym terytorium. Dużego, natomiast, znaczenia nabiera poziom gotowości bojowej sił zbrojnych i zdolność do wykonania szybkiego manewru, a z tym jest bardzo źle. Jako przykład niech posłuży 1 Warszawska Brygada Pancerna, której jednym z garnizonów są właśnie Siedlce. Na stronie internetowej tej brygady czytamy, że jest ona rozmieszczona w czterech garnizonach: Wesoła, Siedlce, Chełm i Zamość.
W jej skład wchodzi, bowiem tylko jeden batalion czołgów w Wesołej i dwa bataliony zmechanizowane, jeden w Chełmie i drugi w Zamościu. Innym czynnikiem ograniczającym możliwości tej brygady jest fakt, że jej pododdziały są rozrzucone na obszarze o długości około 230-250 km, przy czym dowództwo brygady, batalion dowodzenia, batalion logistyczny dzieli od najodleglejszego Zamościa i rozmieszczonego tam batalionu zmechanizowanego około 250 km, a do Chełma i kolejnego batalionu zmechanizowanego i dywizjonu artylerii samobieżnej ponad 220 km. Takie rozmieszczenie brygady powoduje, że w warunkach silnego i wszechstronnego oddziaływania przeciwnika ta brygada nie ma szans na ześrodkowanie się w rejonie operacyjnego rozwinięcia oraz na przyjęcie jakiegokolwiek ugrupowania bojowego i to bez względy na to, ilu żołnierzy w czasie pokoju będzie służyć w Chełmie, Siedlcach czy w Zamościu.
Uwzględniając fakt, że takie „wzmacnianie” garnizonów wschodniej Polski powinno być zgodne z tajnymi planami użycia sił zbrojnych realizowane raczej w sposób skryty, a nie w medialny, jak to czyni minister Siemoniak, dochodzimy do wniosku, że jest to jedynie kolejny chwyt PR-owski w obliczu zbliżających się wyborów. Jakże, bowiem miła dla uszu mieszkańców Siedlec, Chełma czy Suwałk może być wiadomość, że w ich niebogatym przecież mieście przybędzie kilkuset dobrze uposażonych obywateli, przybędzie również spora ilość miejsc pracy.
Dlatego owych wycieczek wicepremiera i ministra Siemoniaka w świetle kamer i z udziałem mediów po wschodzie Polski i dziwienia się, po przeszło trzech latach kierowania resortem obrony, jak zaniedbana jest infrastruktura jednostek wojskowych na tym terenie, nie można inaczej traktować, niż jako jedynie wkład tego członka zarządu krajowego PO w toczącą się właśnie kampanię wyborczą.
Podobnie niepoważnie brzmią słowa Tomasza Siemoniaka o tym, że „etaty dla żołnierzy, którzy mają wzmocnić jednostki na wschodzie kraju, mogą się zwolnić w ramach przeglądu różnych struktur w siłach zbrojnych”. Czy znowu będą ogołacane inne, lepiej ukompletowane jednostki z etatów, tak jak ma to miejsce w przypadku rozwijania brygady w Żaganiu w związku z jej przezbrojeniem w Leopardy?
W tych pododdziałach nie potrzeba podpułkowników i pułkowników, lecz ludzi do służby na prowincji, do żmudnej, nie medialnej, wojskowej roboty. Dlatego podejrzewamy, że tych etatów pan wicepremier i minister będzie jednak szukać w jednostkach wojskowych w terenie, oczywiście masakrując przy okazji ich struktury. Nie można poważnie rozmawiać o wzmocnieniu poziomu bezpieczeństwa naszego państwa bez tworzenia nowych lub odtwarzania zlikwidowanych związków taktycznych i oddziałów, po dogłębnej analizie i przy poniesieniu znacznych kosztów. Krótko mówiąc, nie można mówić o wzmocnieniu sił zbrojnych bez zwiększenia ich stanu ilościowego.
Marcin Szymański