Armia niemiecka z Polską od dziecka!

Znowu rzeczywistość nas zaskakuje – polski minister, wicepremier mówi do Niemców, de facto żeby się zbroili! W kraju zaczyna się toczyć dyskusja, w której troską jest stan Bundeswehry! Analizujący naszą sytuację wewnętrzną Niemcy nie mogą się nadziwić, co ci Polacy znowu kombinują? Przecież już oddali nam swoje czołgi! Czego więcej chcemy? Z ich perspektywy słowa pana ministra Siemoniaka to bardzo zimny i bardzo mokry prysznic na ich delikatne ciała.

 

Z Niemcami jest akurat ten problem, że trzeba się dobrze, ale to naprawdę dobrze zastanowić, co się do nich mówi, kiedy się do nich mówi i w jakiej formule się do nich przemawia. Tamtejsza elita jest najdelikatniej mówiąc o „oczko” kulturalno-cywilizacyjne wyżej od naszej, przeczytała więcej książek, widziała więcej świata, rozumie szerzej i spogląda dalej. Nikt tutaj nie twierdzi, że pan premier Siemoniak o tym nie wie, jednakże być może nie wie tego, że każdy z niemieckich intelektualistów doskonale zdaje sobie sprawę zarówno z przyczyn osłabienia własnych sił zbrojnych, celu takiego działania jak również związanych z tym korzyści i zagrożeń.

W Niemczech nic, nigdy nie działo się, nie dzieje się i nie wydarzy się z przypadku! To powinien wiedzieć każdy polityk w Polsce. Po prostu ten kraj i jego funkcjonalność jest inna niż nasza, o ile u nasz chaos i zarządzanie przez ciągłą walkę z rzeczywistością jest standardem, normalnością i czymś, poprzez co definiujemy naszą percepcję rzeczywistości – to w Niemczech tak nie jest. Upraszczając – my Polacy pojmujemy rzeczywistość poprzez ciągłe zmaganie się z nią i walkę z przeciwieństwami. Natomiast Niemcy mają fundamenty sięgające Starożytności a podstawowe kategorie pojęciowe uporządkowane od wieków. Dlatego trzeba albo zupełnie nie rozumieć Niemiec, albo je lekceważyć, żeby robić im wytyki.

Osłabienie armii w Niemczech jest wynikiem szeregu zbiegów okoliczności i celowej polityki ograniczania wydatków na wojsko. Właśnie z tych pieniędzy Niemcy finansują zabawę w Unię Europejską, ponieważ mając Unię mogą oszczędzać na wydatkach zbrojeniowych. Dzisiaj Republice federalnej nie zagraża nikt, z zagrożeniami terrorystycznymi poradzi sobie doskonale tym, co ma, a nawet pozostałości po potędze Bundeswehry są nadal regionalnie liczącą się siłą. Gdyby Niemcy chcieli wypełnić swoje limity CFE, to nie tylko mielibyśmy zgryz, na kogo im te tysiące czołgów, ale po prostu nie opowiadalibyśmy im żadnych smutnych kawałków. Oni naprawdę wiedzą, co mają robić, wybrali takie a nie inne metody i ścieżki – widocznie takie są dla nich najlepsze.

Warto pamiętać, że demobilizacja w niemieckiej historii ma sprawdzoną historię, po ostatniej wojnie, którą naprawdę w Niemczech się doskonale pamięta – nie było armii, co więcej nie została ona odtworzona od razu po powstaniu Republiki Federalnej w 1949 roku. Bundeswehra powstała dopiero 5 maja 1955 roku. Okres 10 lat bez kosztów utrzymywania armii od końca wojny pozwolił Niemcom skierować niesłychanie potrzebne fundusze na odbudowę i rozwój.

Już będąc do kości brutalnym zastanówmy się, o co my się do nich tak w istocie zwracamy? Przecież to jest nic innego jak tylko wezwanie do polsko-niemieckiego braterstwa broni przeciwko zagrożeniu ze strony Rosji. Z punktu widzenia Niemiec – tego możemy być pewni – o wiele mniejsze zaskoczenie wywołałoby zaproponowanie im budowy wspólnej kolonii na Marsie. Prawdopodobnie nawet uznaliby to za doskonały pomysł napędzający gospodarkę i postęp i patrzyliby na nas z podziwem, że ktoś z Polski potrafił zwrócić uwagę rządu federalnego na tak niesłychanie interesującą z punktu widzenia naukowego sprawę. Natomiast sama myśl, że mogłaby być wojna z Rosją i że my Polacy oczekujemy od nich wsparcia, a nawet zgodnie z zapisami Traktatu – współuczestnictwa jest z ich perspektywy tak nieprawdopodobnym szaleństwem jak jazda w nocy bez świateł przez kopalniane nieużytki.

Mocno zszokowaliśmy część niemieckich elit, ale to w istocie nie ma znaczenia, ponieważ poza grupą specjalistów i przedstawicieli publicznych – oddelegowanych tam na kierunek Polska, reszta społeczeństwa i życia publicznego w ogóle nie ma pojęcia „Polska” w swojej orbicie.

W dzisiejszych Niemczech nie ma w ogóle mowy o tym, żeby poprzeć opcję polityczną, która uczyniłaby, jako jeden z priorytetów politycznych wzmocnienie wojska. Musiałoby się coś wydarzyć, jednakże to raczej nie możliwe, żeby cokolwiek tak mocno wstrząsnęło niemiecką opinią publiczną, żeby dano przyzwolenie publiczne na zbudowanie potężnej armii. Znając Niemców, jest o wiele bardziej prawdopodobnym, że osiągną te same cele w nieco dłuższym czasie, jednakże w sposób niepodlegający politycznej kontestacji.

Wnioski – to, że Niemcy na dzisiaj odpuścili zbrojenia tylko i wyłącznie świadczy o ich mądrości i szacunku dla pieniądza. Jeżeli ktokolwiek w Warszawie liczy na to, że Niemcy będą walczyć ramię w ramię obok Polaków w przypadku inwazji „zielonych ludzików” czy też pełnoskalowego zagrożenia ze wschodu – ten bardzo lubi fantastykę. Na sojuszu wojskowym z Niemcami nie można opierać jedynej szansy na przetrwanie, ale owszem należy ich traktować, jako opcję – to oni muszą zasłużyć na nasze zaufanie a nie my prosić się o ich pomoc. Oczywiście dywagacje o tym jak Niemcy postrzegają Rosję możemy sobie odpuścić w ogóle, bo wówczas w ogóle nie ma, o czym mówić tylko trzeba postrzegać rzeczywistość w kategoriach 1-17 września. Więc niech będzie armia niemiecka z nami od dziecka!

Obserwatorpolityczny.pl

Więcej postów