Ostatnimi czasy ptaszki ćwierkają często, gęsto, że Prawo i Sprawiedliwość jest coraz bliżej pierwszego od ośmiu lat zwycięstwa w wyborach. Powoli można zaczynać się bać. Bo jeśli partia Kaczyńskiego ma zamiar maszerować od zwycięstwa do zwycięstwa, to wygrana w przyszłorocznych wyborach parlamentarnych wróży Polsce bardzo źle na froncie polityki wschodniej.
Źle, nie oznacza, że dzisiaj jest lepiej. Polskie wpływowe elity – zarówno te polityczne, jak intelektualne – nie mają pomysłu na to, co zrobić z Ukrainą, Litwą, Białorusią czy – to dzisiaj najważniejsze – z Rosją. Rzucają się od ściany do ściany, najpierw stosując wobec Putina politykę resetu, by później zadąć w róg, że oto Rosja u bram, ratuj nas kto może.
PiS – najpoważniejsza w końcu partia opozycyjna w Polsce – nie ma żadnego nowego pomysłu na rozwiązanie impasu na w sprawie rosyjsko-ukraińskiej. Witold Waszczykowski dumnie powołuje się na politykę jagiellońską, snadnie krytykując działania obecnego rządu, który raz przytuliwszy się do piersi kanclerz Merkel z nadzieją patrzy w jej macosze oczęta, szukając tam wybawienia przed moskiewskim carem. Trudno odmówić Waszczykowskiemu racji, ale proponowana przez niego kontroferta całkiem niedawno poniosła porażkę, by przypomnieć forsowany model polityki wschodniej Lecha Kaczyńskiego, który – poza zaniedbaniem polskich interesów w krajach zza wschodniej miedzy – nie przyniósł żadnych wymiernych rezultatów. Mówiąc wprost: para szła w gwizdek, ale gwizdek nie chciał zagwizdać.
Oczywiście w tym momencie – co nie trudno zgadnąć – przypomną Państwo bohaterską wyprawę śp. Prezydenta do Gruzji. Ruszyliśmy wówczas z odsieczą Saakaszwilemu, co – nie ukrywajmy – wymagało niemałej odwagi. Chylę czoła przed tym gestem Lecha Kaczyńskiego, bo zaprawdę brakuje w polskiej polityce ludzi wiernych idei, a tamta wyprawa stanowiła żywy dowód na to, że polski prezydent ma pomysł na politykę zagraniczną i pragnie go suwerennie wdrażać w życie. Tyle że pomysł ów okazał się koszmarnie chybionym, czego dowodem skutki tamtej podróży Kaczyńskiego. Przypomnijmy, że Saakaszwili przystał przecież na warunki pokoju ustalone w Rosji przez Sarkozy’ego i Putina, sankcjonując tym samym utratę przez Gruzję części terytorium na rzecz Moskwy. Dzisiaj Gruzja współdziała z Rosją, znajdując się de facto we władaniu rodzimego oligarchy, Iwaniszwilego. A Saakaszwili? Przesiaduje w Stanach Zjednoczonych chroniąc się tam przed nakazem aresztowania wydanym przez Tbilisi.
Polityka jagiellońska przegrała na całej linii. I przegra po raz kolejny, jeśli PiS uprze się przy jej legalizacji. Czy poważnie bowiem brzmi zarzut Waszczykowskiego, skierowany pod adresem ministra Sikorskiego, że ten, negocjując rozejm między Janukowyczem a Majdanem, chciał utrzymania przy władzy „prorosyjskiego” prezydenta? To absurd, bo – na co słusznie na portalu myśl24.pl zwrócił uwagę Bartłomiej Królikowski – czasy Janukowycza jawią nam się dzisiaj jako czasy niemal mlekiem i miodem płynące.
Co należy zrobić? Myśleć po pierwsze o naszych interesach na wschodzie. A tym interesem jest chociażby polska mniejszość, zmagająca się – jak na Litwie – z dyskryminacyjną polityką władz. A Ukraina? W tej chwili niewiele już jesteśmy w stanie zdziałać. Musimy ratować co się da, chroniąc polskie interesy przed opłakanymi skutkami prezimnowojennych działań. Pozostaje nam wiec zatroszczyć się o to, by Zachód przystopował z sankcjami wobec Rosji, a być może poszukać szansy na stopniowe wyłamywanie się z polityki sankcyjnej. Bo polskie jabłka jakoś przetrawimy, ale znacznie gorzej może już być z ewentualnym embargo na polską elektronikę, sprzęt AGD czy przemysł chemiczny. To przecież aż 57 proc. naszego eksportu do Rosji. Możemy więc sporo stracić. Owszem, Zachód podobnie, tyle, że ten prędko się z Moskwą dogada ponad naszymi głowami. Byliśmy już świadkami takich prób, by przypomnieć informację „The Independent” o wstępnym pakcie między Putinem a Merkel, stabilizującym sytuację na Ukrainie. Przynajmniej tym razem więc nie pozwólmy z siebie zrobić skończonego frajera, ostatniego gaszącego światło w rozklekotanej chałupce.
Krzysztof Gędłek