Nasi politycy znowu zajmują się wszystkim, tylko nie naszymi sprawami.
Co może samo w sobie nie jest wcale takie złe, albowiem przynajmniej celowo nic więcej chwilowo nie utrudnią i nie popsują, jednakże w istocie to przecież nie o to chodzi. Być może sytuacja, w której nasi politycy są zainteresowani głównie wachlowaniem się wokół własnych spraw jest dla nich idealna, jednakże z naszego punktu widzenia to marnowanie czasu, którego zaczyna nam bardzo brakować.
Mająca już kilka poziomów tzw. afera taśmowa żyje własnym życiem i zgodnie z intencjami jej reżyserów zawładnęła emocjami w naszym życiu publiczny, tak bardzo, że w zasadzie nic innego się nie liczy, – czego najlepszym dowodem był ostatni kryzys w Sejmie.
Równolegle okazało się, że nasze kelnerowanie przy ukraińskim stoliku prowadzi na manowce, w tym znaczeniu, że do najważniejszego stoliczka nawet już nas nie zaproszono, jeszcze coś rozlejemy lub w inny sposób zaszkodzimy. Rząd w Polsce dał się poznać Europie, pod względem prowadzonej polityki, jako rusofobiczny i komplikujący relacje z Federacją Rosyjską. Nikt nie uwierzył w bajeczki polskiego ministra spraw zagranicznych i polskiego premiera o rosyjskiej agresji, zagrożeniu całego kontynentu i inne bzdury. Wszyscy handlują z Rosją i mają z tego korzyści, tylko nie Polska, która płaci najdrożej za gaz na kontynencie może z wyjątkiem górskiej Bośni i Hercegowiny. Uwaga – krytyka nie dotyczy merytorycznej linii polskiej polityki, była jaka była, to już odpuszczamy, liczy się efekt, zawsze w polityce liczy się skuteczność – niestety działania naszego rządu okazały się przeciw skuteczne. Nie osiągnięto założonych celów, w ogóle ich nie wyznaczono. Co Polska ma z tej całej awantury, w którą tak się zaangażowała? Prosimy o konkrety, realne fakty, zyski, korzyści polityczne? Ukraina nacjonalistyczna może być dla nas olbrzymim zagrożeniem, więc na dzień dzisiejszy ten kraj jest, co najwyżej znakiem zapytania – nie wiemy, jaką politykę będzie prowadził w przyszłości, a komuś, kto strzela do kobiet i dzieci nie można ufać.
W międzyczasie dzieje się też wiele spraw w kraju, które nie tylko nie mają gospodarza, ale przede wszystkim nie da się wskazać winnego. Chodzi oczywiście o budowę gazoportu, zaniechanie budowy energetyki jądrowej, popsucie ustawy o Odnawialnych Źródłach Energii (do czasu interwencji wicepremiera Piechocińskiego, który uratował sytuację), i inne kwestie strategiczne, które są niedotykane przez rząd, żeby tylko media się nie zainteresowały, bo poważna dyskusja oznacza kłopoty. Takich tematów jest o wiele więcej wymieńmy trzy chyba o największym znaczeniu dla sprawności funkcjonalnej państwa:
Pytanie o rolę miast i polityki miejskiej w polityce rozwoju państwa? Czas najwyższy, żeby wreszcie jakiś rząd w Polsce dostrzegł, że ma miasta i że są one ważnymi miejscami generowania dochodu narodowego i dźwigniami wzrostu. Z samego wspierania wszystkich po równo nic nie wynika poza migracją, której nadal nie potrafimy zatrzymać, ponieważ Warszawa, jako metropolia przegrywa z innymi miastami Europy u naszych własnych obywateli. Pytanie o łączenie się samorządów jest jak najbardziej zasadne – te procesu muszą być wspierane.
Pytanie w ogóle o sposób, w jaki wydawane są w Polsce fundusze unijne? Przecież widać gołym okiem, że to, co i jak jest realizowane obecnie to marnowanie pieniędzy i rozwadnianie potencjału. Rozlewając pieniądze przez Regionalne Programy Operacyjne w najlepszym wypadku zostaniemy za kilkanaście lat z infrastrukturą, której nie będzie miał, kto utrzymać w wyludniających się gminach. Niestety jak do tej pory nie znalazł się nikt, kto byłby zdolny do rzetelnej i krytycznej analizy efektywności dyslokowanych środków. Ten fakt także jest ciekawy sam w sobie. Jednakże widocznie tak musi być, albowiem taka jest logika wydawania środków publicznych – nie przeskoczymy ograniczeń czysto ludzkich.
Pytanie o przyjęcie Euro? W zasadzie retoryczne, jednakże to nie może tyle trwać, co trwa, albowiem musimy się na coś zdecydować, tymczasem nie tylko brakuje poważnej dyskusji, ale przede wszystkim odwagi polityków, którzy boją się uczynić z zagadnienia problemu politycznego w arsenale argumentacji opozycji.
Pytań można zadać o wiele więcej, przeraża to, że tracimy w tych sprawach czas i pieniądze w znaczeniu możliwej do uzyskania efektywności, ponieważ politycy bawią się w konsumowanie wieprzowych ogonów i innych tym podobnych frykasów, niestety najczęściej na koszt podatników. Gdyby rządzili dobrze, nikt by im tego nie wypominał, jednakże niestety w kraju nie przybywa, nie tylko nie mamy tortu do konsumpcji, ale co najwyżej suchy bochenek chleba, ledwo wystarczający dla większości z nas.