Naciski na redakcję „Wprost”, aby nie ujawniała skandalu. Czy nagrania miały inne media?

Cezary Gmyz, publicysta tygodnika „Do Rzeczy” i Telewizji Republika, ujawnił fakt wywierania nacisków, które miały zablokować ujawnienie przez „Wprost” nagrań kompromitujących polityków PO.

– To byli ludzie, którzy są związani z biznesem prywatnym, ze sferami rządowymi. Ale też osoby, które są kojarzone ze służbami specjalnymi – mówi portalowi niezalezna.pl Cezary Gmyz.

– Przez cały piątek, kiedy dziennikarze „Wprost” zaczęli dzwonić do bohaterów tych historii, pojawiały się mocne sugestie, czy też naciski, żeby materiału nie publikować. To byli ludzie, którzy są związani z biznesem prywatnym, ze sferami rządowymi. Ale też osoby, które są kojarzone ze służbami specjalnymi. Mam wrażenie, że w tym przypadku doszło do złamania prawa prasowego, które przewiduje karę za tłumienie krytyki prasowej. Moim zdaniem, tymi naciskami powinna się zainteresować również prokuratura, bowiem godzi to w wolność prasy – stwierdza Gmyz.

– Była też sytuacja, związana z tym, że cały numer „Wprost” pojawił się na platformie e-kiosk.pl w sobotę. Wisiał tam około godziny. „E-kiosk” to platforma internetowa, która należy do Grzegorza Hajdarowicza. Ponadto, tego dnia na stronie portalu rp.pl. pojawił się tekst, który omawiał dużo szerzej publikację „Wprost”, niż to miało miejsce w przypadku ujawnianych rzeczy na stronach internetowych samego „Wprost”. Dopiero po interwencji kierownictwa tygodnika, ten numer został zdjęty z „e-kiosku” oraz z portalu „Rzeczpospolitej”. Najprawdopodobniej to działanie grupy Hajdarowicza służyło temu, żeby rozmyć całą sprawę. Żeby rozwlekła się na dwa dni. I żeby nie było taką bombą, jaką się okazało. Moim zdaniem to działanie było kompletnie bez sensu. Bowiem tak czy inaczej, nawet jeżeli sprawa byłaby rozwleczona na trzy dni, to i tak jest ona na tyle bulwersująca, że będzie omawiana przez wiele tygodni. Natomiast dziwi pewnego rodzaju podejrzana usłużność Grzegorza Hajdarowicza wobec rządzących. I chciałbym się dowiedzieć, czy przez przypadek, to nie był pomysł, który narodził się podczas spotkania Grzegorza Hajdarowicza z Pawłem Grasiem gdzieś przy jakimś śmietniku – zastanawia się publicysta.

Tymczasem, jak pisze portal wirtualnemedia.pl, z informacji podawanych na Twitterze przez niektórych dziennikarzy wynika, że nagrania były wcześniej oferowane innym redakcjom. – „Podobno taśmy dostały też inne redakcje. Ciekawe rozumienie misji, zrezygnowanie z czegoś takiego” – napisała blogerka Kataryna. – Też mam takie informacje o co najmniej jeszcze jednej redakcji – potwierdził współpracujący z „Wprost” Tomasz Sekielski. – Dlaczego „Rz” omawia artykuł „Wprost”, a nie napisała swojego? Przecież dostali ofertę? – pyta Tomasz Szymborski, były dziennikarz „Rzeczpospolitej”.

Więcej postów