Włosi nie radzą sobie z rekordową falą imigrantów

Włochy zmagają się z wielką falą przybyszów z Afryki, ale unijni partnerzy nie spieszą się z pomocą dla rządu w Rzymie.

 

Tylko w sobotę z Libii na Sycylię przypłynęło 2,3 tys. imigrantów. W piątek było ich 3,2 tys., w niedzielę blisko tysiąc, a dziś (poniedziałek) do Palermo i na wyspę Lampedusa zawiną statki pasażerskie, które wzięły na pokład z chybotliwych łódek blisko 2 tys. desperatów. W sobotę liczba imigrantów, którzy w tym roku przybyli przez Morze Śródziemne do Italii, przekroczyła 43 tys. To oznacza, że w ciągu zaledwie pięciu miesięcy przybyło ich więcej niż w rekordowym roku ubiegłym. Pod koniec lata liczba przybyszów może przekroczyć 100 tys.

Na przyjęcie takiego liczby imigrantów Italia nie jest przygotowana. Już wyczerpały się wyasygnowane na to środki. Ośrodki dla uchodźców są przepełnione. By ich pomieścić, wynajmowane są hotele i schroniska. Władze Sycylii, gdzie wylądowało w tym roku ponad 40 tys. przybyszów z Afryki, domagają się ogłoszenia stanu wyjątkowego. Gubernator wyspy Leoluca Orlando alarmuje, że rząd zostawia Sycylijczyków samych z tym problemem.

Z kolei władze w Rzymie się skarżą, że to Unia Europejska nie chce przyjść Italii z pomocą. Na argumenty, że granice Włoch są granicami całej Unii, Bruksela jest głucha, podobnie jak Rada Europy na apele o pomoc. Włosi mają nadzieję, że uda im się tę sytuację zmienić, bo w lipcu Italia przejmuje na pół roku kierownictwo Unii.

Przybysze pochodzą najczęściej z Erytrei, Somalii, Sudanu, Syrii i Afganistanu. Niemal wszyscy korzystają z usług działających w Libii gangów organizujących przerzut do Italii  za 1–2 tys. dolarów od głowy.  W ostatnich latach rządów Kaddafiego Włochy miały podpisaną z Libią umowę, na mocy której Włosi wraz z Libijczykami patrolowali libijskie wybrzeże i zawracali stateczki przemytników. Po obaleniu  reżimu Kaddafiego  w Libii trwa wojna domowa, panuje chaos i bezprawie, a przemyt ludzi do Włoch stał się złotym interesem.

Organizacje obrony praw człowieka, wiele państw Unii, a także ONZ potępiły włoskie praktyki zawracania statków z uchodźcami do Libii, argumentując, że każdy z uchodźców powinien mieć prawo złożenia podania o azyl polityczny lub status uchodźcy. Włosi zaprzestali tych praktyk, a niedawno zniesiono ustawę, która uznawała nielegalną imigrację za przestępstwo. Protestował przeciw niej również włoski Kościół. Włochy stały się więc ziemią obiecaną dla nielegalnych przybyszów.

Przemyt ludzi wciąż jest we Włoszech przestępstwem, więc przemytnicy stają przed sądem (ponad setka w tym roku), a narzędzie przestępstwa, czyli łódź albo statek, jest rekwirowane. Skutkiem jest to, że imigranci wyruszają w podróż do Italii praktycznie we wrakach ledwie utrzymujących się na wodzie, a w ciągu ostatnich 15 lat w drodze do Italii utonęło ok. 10 tys. osób.Po tragedii pod Lampedusą, gdzie w październiku ubiegłego roku utonęło blisko 400 uchodźców, rząd włoski uruchomił program „Mare Nostrum”, w ramach którego pięć okrętów wojennych patroluje morze i jest gotowe w każdej chwili pośpieszyć z pomocą. Pomogły już kilku tysiącom imigrantów. Kilkuset zostało wyciągniętych z wody. Przemytnikom też jest łatwiej. Nadają sygnał S.O.S. i czekają na włoski okręt.

Program kosztuje 9 mln euro rocznie, utrzymanie przybyłych w tym roku imigrantów 1,5 mln euro dziennie,  a UE na całkowitą pomoc dla uchodźców przekazała Italii w tym roku 7 mln. Za pięknymi słowami o solidarności nie idzie wsparcie. Tymczasem w libijskich obozach pół miliona ludzi czeka na okazję, by dostać się do Włoch.

Piotr Kowalczuk

Więcej postów