Czy potrzebujemy nowego czołgu?

Polska to w większości równina poprzecinana rzekami, w tym w szczególności charakterystyczne jest centrum kraju. Do stolicy można się dostać po równinach ze wschodu, południowego wschodu, i północy.

 

Kierunku zachodniego, tymczasowo nie rozpatrujemy. Nie ma żadnych poważnych przeszkód terenowych, które miałyby powodować, że moglibyśmy się w nich bronić. Polska jest bardzo dogodnym terenem do działania dla czołgów, dowiodła tego II Wojna Światowa, w trakcie której duże jednostki pancerne z powodzeniem operowały na naszym terytorium. Rzeki przy odpowiednim przygotowaniu przepraw nie są przeszkodami nie do przebycia. Dzisiaj nic się nie zmieniło, nawet przy założeniu przewagi powietrznej, której sami nie mamy – czołg stanowi jak dotąd najdoskonalszą projekcję siły na lądzie.

Nasza armia odeszła od koncepcji użycia dużych zwartych formacji pancernych znanej z okresu Ludowego Wojska Polskiego. Generalnie nie mamy już dużych zunifikowanych związków pancernych, jak również nie ćwiczymy w użyciu tego co mamy. Mamy stosunkowo wiele sprzętu, który czasy swojej świetności ma już dawno za sobą. W dniu dzisiejszym czołg T-72 nie posiadający realnych możliwości walki w nocy i warunkach ograniczonej widoczności – to jedynie pojazd wsparcia. Czołgów PT-91, czyli stosunkowo kompromisowej modernizacji T-72 jest mało, poza tym ich armata ma możliwości na poziomie poprzednika – dzisiaj to stanowczo za mało. Ciężko byłoby oczekiwać od tych pojazdów nawiązania równorzędnej walki z czołgami podstawowymi potencjalnych przeciwników. Nawet jeżeli są to pojazdy tego samego rdzenia konstrukcyjnego – są dogłębnie zmodernizowane do poziomu cyfrowego, z praktycznie zupełnie inną armatą i nowymi możliwościami systemu kierowania ogniem. Niestety nasze czołgi rodziny T-72/PT-91 wymagają głębokiej modernizacji – jeżeli mają być traktowane na poważnie na polu walki przez przeciwnika (i swoje własne załogi). Te pojazdy posiadają stosunkowo znaczny potencjał modernizacyjny, jednakże wymagałoby to przede wszystkim odejścia od dotychczasowego myślenia o życiu pojazdów pancernych w naszej armii. Jeżeli modernizacja ma być udana, musiałaby być kompleksowa, to znaczy nie tylko trzeba rozebrać czołg do prawie ostatniej śrubki i wymienić wszystko – włącznie z poszczególnymi instalacjami. Trzeba się zastanowić, jaka jest optymalna konfiguracja dla tego typu konstrukcji – przy założeniu możliwości modernizacyjnych jakie dają najnowsze technologie. Istotnym kryterium jest tu oczywiście cena całości, albowiem powstaje pytanie – czy nie byłoby taniej kupić nowe czołgi? O robotyzacji pola walki nie marzymy, bo nie będzie nas na nią stać.

Trzeba pamiętać, że koszt czołgu to – koszt jego wytworzenia plus koszt jego eksploatacji w przewidywanym okresie życia konstrukcji. W to należy także wliczyć koszty podtrzymania zdolności bojowej przez modernizacje w ciągu życia pojazdu. Z pewnością zakup nowych pojazdów byłby droższy od modernizacji starych, jednakże byłby bardziej perspektywiczny i stwarzał zupełnie nowe możliwości.

Jeżeli jednak weźmiemy pod uwagę okoliczność możliwości wejścia w konflikt zbrojny, w wyniku agresji sąsiada w perspektywie najbliższych np. 5-7 lat, to nie tylko należy wybrać modernizację, ale trzeba rozważyć pozyskanie czołgów używanych od sojuszników, ponieważ to bardzo krótki okres czasu, w którym nie mamy gwarancji, że uda się nam pozyskać czołgi w odpowiedniej ilości i że będą one niezawodną śmiercionośną bronią, zdolną do stawienia czoła wyzwaniom.

Biorąc pod uwagę kwestie polityczne i gospodarcze – nowy czołg (zakupiony na licencji z jakimś komponentem wkładu projektowego krajowych i zagranicznych ośrodków projektowych pod specyfikę naszych potrzeb) wypadałoby przynajmniej montować w kraju sami. Organizacja produkcji to 2-3 lata, czyli pierwszy nowy czołg mielibyśmy z taśmy za co najmniej dwa lata. Do tego co najmniej rok prób wdrożeniowych – w jednostkach, pojazdy zaczęłyby się pojawiać najwcześniej po trzech latach od podjęcia decyzji o produkcji (oczywiście przy założeniu zakupu licencji umożliwiającej wdrożenie do produkcji). Jeżeli produkcja miałaby być racjonalna ekonomicznie – w jednym zakładzie nie przekraczałaby 100-130 pojazdów rocznie. Trzeba pamiętać, że w większości elementów pojazdy byłyby składane z gotowych podzespołów – importowanych lub produkowanych w kraju. Wojsko potrzebuje co najmniej roku lub dwa na to, żeby perfekcyjnie opanować sprzęt zarówno pod względem możliwości bojowych jak i potrzeb eksploatacyjnych. W efekcie w ciągu pięciu lat moglibyśmy mieć około 500-600 czołgów podstawowych na światowym poziomie dzisiejszych czołgów podstawowych montowanych w kraju, w znacznej mierze z części krajowych lub licencyjnie produkowanych w kraju. To oczywiście bardzo pozytywny scenariusz, w praktyce niemożliwy do zrealizowania, ponieważ rzeczywistość zarówno w naszym kraju, jak i w kwestiach technologicznych potrafi być ciekawsza od fikcji. Biorąc pod uwagę realia, trzeba założyć w tym scenariuszu, że mielibyśmy o połowę mniej czołgów w dwa razy dłuższym okresie czasu, czyli około 300 w ciągu około 6-7 lat.

To zdecydowanie za mało, stąd koncepcja adaptacji dla potrzeb czołgu podstawowego – uniwersalnego podwozia pojazdu gąsienicowego, które w wariancie modułowym mogłoby być – czołgiem, bojowym wozem piechoty, transporterem opancerzonym lub pojazdem ewakuacyjnym/wsparcia. Oczywiście takie podejście oznacza pewne kompromisy (w przypadku czołgu podstawowego nawet zasadnicze), jednakże ze względu na dostępność technologii od ręki i jedynie konieczność jej zintegrowania – w ciągu trzech lat od zamówienia można mieć bardzo ciekawe efekty. Wielką zaletą tego typu koncepcji jest unifikacja systemów i części – drastycznie obniżająca koszty eksploatacji.

W ostateczności pozostaje kontynuowanie pozyskiwania czołgów Leopard, które oczywiście też potrzebują modernizacji, zdolnych – TOTALNIE poprawić ich nadal spore możliwości bojowe. Jest jednak ten problem, że czasy kiedy te czołgi były łatwe do pozyskania odeszły w niepamięć. Zresztą dzisiaj w nowej sytuacji w Europie, w ogóle trudno jest mówić o pozyskiwaniu sprzętu na dotychczasowych zasadach, znowu wszystko zacznie szokująco dużo kosztować. Kraje nie mające swojego przemysłu zbrojeniowego będą w gorszej sytuacji, chyba że zdecydują się na import od największego dostawcy uzbrojenia, który chętnie nas wyposaży w całą gamę śmiercionośnych zabawek. Jednakże przejście na amerykańskie systemy bojowe oznacza, że mielibyśmy w dyspozycji trzy typy czołgów podstawowych w różnych wariantach ich modernizacji. To zdecydowanie komplikowałoby eksploatację i użycie, nie mówiąc już o logistyce, albowiem w warunkach bojowych – zawsze jest tak, że brakuje amunicji, a nawet jak dowiozą, to nie ten kaliber co potrzeba.

Rozpatrując realnie nasze możliwości finansowe oraz biorąc pod uwagę to, że to właśnie wojska pancerne przejmą na siebie dominującą część wysiłku powstrzymywania ewentualnego przeciwnika, trzeba zainwestować w czołgi – o wiele więcej niż dotychczas. Po pierwsze trzeba modernizować co się da i jak się da. Po drugie – trzeba pozyskiwać wszystko co się da i ujednolicać podzespoły do typów standardowych lub z technologii cywilnych dla obniżenia kosztów. Po trzecie – rozważyć, czy nie byłoby opłacalnym przebudowanie starych typów czołgów w pojazdy wsparcia (niszczące czołgi przy pomocy nowoczesnego uzbrojenia przeciwpancernego w postaci pocisków rakietowych). Łączenie mobilności i ochrony pancernej jaką daje kadłub czołgu z potęgą broni nowego typu może dać nadspodziewane rezultaty. Przy spełnieniu wymogów traktatowych takie pojazdy nie wliczają się do limitów CFE, więc opłaca się je przerabiać zamiast złomować. Po czwarte – Leopard 2 w najnowszej wersji w takiej ilości na jaką tylko będzie nas stać. Może z przyczyn politycznych udałoby się nam współpracować w jego produkcji w szerszym zakresie, jak również osiągnąć specjalną zniżkę? Niemcy są bardzo otwarci na współpracę, a Leopard jest na dzień dzisiejszy już u nas czołgiem znanym. Możemy zaufać potędze jego możliwości – zaprojektowanych do niszczenia czołgów wszelkiego typu. Lepszego sami nie zaprojektujemy, a nawet jeżeli to, w produkcji byłby o wiele droższy od propozycji niemieckiej.

Kraj naszej wielkości powinno być stać na kupowanie co roku około 130 czołgów tego typu w najnowszej konfiguracji, z pakietem części zamiennych i licencją na dowolne zmiany, naprawy, modernizacje, jakie tylko naszym pancerniakom przyjdą do głowy. W ciągu siedmiu lat moglibyśmy pozyskać około 900-1000 czołgów, oczywiście znacznym nakładem finansowym, jednakże byłaby to realna siła dająca nam przewagę na lądzie nad każdym przeciwnikiem na wiele lat na przód.

Więcej postów