Rok temu resort finansów zachęcał do oszczędzania. Zaoferował specjalne obligacje premiowe i zorganizował loterię. Polacy wydali na nie łącznie 428 mln zł. Pula nagród wyniosła 4 mln zł, z czego 760 tys. zł wróci do kasy państwa w formie podatku. Kilka osób wygrało 100 tys. zł, jednak dla większości nie była to najlepsza inwestycja. Dla mnie też nie.
- Rok temu dość dużym zainteresowaniem oszczędzających cieszyły się obligacje skarbowe, które umożliwiły udział w loterii organizowanej przez Ministerstwo Finansów. W końcu poznaliśmy zwycięzców
- Znalazłem się wśród nich, ale m.in. za sprawą inflacji nie mam wielu powodów do zadowolenia. Po roku mój zysk to 1,8 proc. W tym samym czasie ceny wzrosły blisko 10-krotnie bardziej
- Trzy miesiące po sprzedaży premiowych obligacji do oferty resortu finansów weszły papiery, które średnio dały zarobić kilka razy więcej
- Loteria była szczęśliwa tylko dla 88 osób. Zadowoleni mogą być też organizatorzy, bo z puli czterech mln zł w podatku odzyskają prawie jedną piątą tej kwoty
Ministerstwo Finansów rozlosowało w końcu premie w ramach sprzedawanych w marcu 2022 r. specjalnych obligacji oszczędnościowych (wyniki losowania można znaleźć TUTAJ). Przypomnijmy, że tzw. obligacje loteryjne były oferowane obywatelom w czasie, gdy stopy procentowe w NBP zaczęły mocniej rosnąć, z nimi w górę poszło oprocentowanie kredytów, a lokaty w bankach praktycznie nie dawały odsetek.
Oferta resortu finansów wydawała się wtedy dobrą alternatywą dla oszczędzających i znalazła wielu chętnych — na premiowe obligacje Polacy wydali 428 mln zł. Oferta wpisywała się też w apele premiera Mateusza Morawieckiego, który nawoływał banki do równomiernego podnoszenia oprocentowania w kredytach i lokatach. MF, konkurując o pieniądze Polaków, mobilizował banki do działania.
Każdy, kto miał rok temu oszczędności i chciał je bezpiecznie ulokować na niedługi czas (maksymalnie 12 miesięcy), miał do wyboru ofertę banków, które standardowo dawały maksymalnie 1 proc. (często podstawowa oferta to było 0,1 proc.) lub obligacje skarbowe. Ministerstwo Finansów dawało zarobić 1 proc. w skali roku w obligacjach trzymiesięcznych i w ramach wyjątkowej akcji trwającej zaledwie miesiąc — 1,5 proc. w rocznych obligacjach, które dodatkowo miały wziąć udział w loterii. W niej do wygrania było nawet 100 tys. zł.
Kwota 100 tys. zł była wabikiem. Taką wygraną w marcu otrzymają posiadacze konkretnych ośmiu obligacji. Do tego dochodzi:
- 80 nagród w wysokości 10 tys. zł,
- 800 nagród po 1 tys. zł,
- 8 tys. nagród po 100 zł,
- 80 tys. nagród po 10 zł.
Warto podkreślić, że nagrody są przydzielone do konkretnych obligacji, a nie osoby. Dlatego lokując więcej pieniędzy (każde 100 zł to jedna obligacja), zwiększało się szansę w losowaniu.
Wygrałem, ale jakbym przegrał
Jak ta „loteria” Ministerstwa Finansów wygląda w praktyce? Skusiłem się rok temu na tę ofertę. Już samo oprocentowanie było korzystniejsze niż w bankach, a do tego dochodzi adrenalina związana z losowaniem nagród. Po roku wiem, że nie była to najlepsza inwestycja, określając to w delikatnych słowach.
Z zakupionych przeze mnie 155 obligacji, pięć zostało wylosowanych w ramach najniższej kategorii premii, czyli w marcu dostanę 50 zł nagrody. Pomijając chwilowo kwestię podatku Belki, który państwo ściąga z premii, bilans takiej rocznej inwestycji to 50 zł plus 232,5 zł z odsetek od obligacji (tak jak z odsetkami z lokat bankowych itp.). Daje to stopę zwrotu w wysokości 1,8 proc. Tyle samo zyskałbym przy rocznej lokacie bankowej na 1,8 proc.
Przez rok, gdy pieniądze były w rękach Ministerstwa Finansów, inflacja była około 10-krotnie wyższa. W styczniu wyniosła 17,2 proc. Dane za luty nie są jeszcze dostępne, ale z prognoz ekonomistów wynika, że wskaźnik pójdzie w górę. Podsumowując, realnie ulokowane w obligacjach 15,5 tys. zł straciło w rok na wartości około 16 proc.
Oczywiście w czasie, gdy mamy najwyższą inflację od ćwierć wieku, trudno o jakąkolwiek bezpieczną inwestycję, która dałaby realne zyski (stopa zwrotu musiałaby sięgać blisko 20 proc. w skali roku). Warto jednak zauważyć, że wystarczyło poczekać trzy miesiące (do czerwca 2022 r.), gdy resort finansów wprowadził do regularnej sprzedaży obligacje roczne uzależnione od głównej stopy procentowej ustalanej przez NBP, która w połowie roku wynosiła 5,25 proc., a później rosła, aż do 6,75 proc. To stopy zwrotu kilka razy wyższe niż ta, którą osiągnąłem z obligacji premiowych.
Obligacje premiowe. Co by było, gdyby…
Lepiej wygrać 50 zł, niż nic nie trafić, choć patrząc przez pryzmat zwrotu z inwestycji, różnica jest praktycznie żadna. W analogicznym przypadku, bez jakiejkolwiek nagrody, stopa zwrotu to po prostu 1,5 proc. (z góry określone oprocentowanie).
Będąc posiadaczem jednej z ośmiu tys. szczęśliwych obligacji, które zostały wylosowane do nagrody w wysokości 100 zł, stopa zwrotu w tym przypadku ledwo przekroczyłaby 2 proc. Dopiero trafienie tysiąca zwiększyłoby atrakcyjność takiej inwestycji. Wtedy można byłoby mówić o zysku na poziomie 8 proc. Tyle tylko, że od wielu miesięcy tyle samo dają zarobić banki na promowanych przez siebie zwykłych lokatach.
Prawdziwymi wygranymi loterii zorganizowanej przez resort finansów i promującej oszczędzanie wśród obywateli może się czuć garstka kilkudziesięciu osób, które w ostatnich dniach otrzymały mailowo informację o wygraniu 10 tys. lub 100 tys. zł.
Dla opisywanego przykładu niższa wygrana oznaczałaby, że po roku od wpłaty 15,5 tys. zł można byłoby wyciągnąć 25,7 tys. zł. Stopa zwrotu to 66 proc. Trafienie najwyższej nagrody daje prawie 650 proc. zysku.
Rzeczywista pula nagród mniejsza niż się wydaje
Do tej pory wszystkie podawane kwoty nie uwzględniały jednej ważnej kwestii, czyli podatku od zysków kapitałowych (pominęliśmy go dla uproszczenia obliczeń). Obligacje skarbowe, tak jak lokaty bankowe, inwestycje w akcje itp. podlegają pod podatek Belki w wysokości 19 proc.
Tym samym odsetki od ulokowanych 15,5 tys. zł na 1,5 proc. na rok w wysokości 232,5 zł będą pomniejszone o prawie jedną piątą. Tym samym na konto wpływa z tego jedynie 188 zł z groszami.
Przed tym podatkiem nie uchronią się też premie wypłacane przez resort finansów w ramach loterii. Tym samym z każdych trafionych 10 zł państwo potrąci 1,9 zł, ze 100 zł 19 zł i analogicznie dla innych poziomów. Kilku szczęśliwców, którzy trafili 100 tys. zł, podzielą się z państwem 19 tys. zł.
Podsumowując, z łącznej puli nagród w wysokości czterech mln zł, jakie Ministerstwo Finansów przeznaczyło na obligacje premiowe, w rzeczywistości do obywateli trafi nieco ponad 3,2 mln zł. Z kolei 760 tys. zł wróci do kasy państwa w formie podatku.
Źródło: businessinsider.com.pl