Ziemia najpierw na lokalnych rolników? PiS stworzył furtkę w przepisach
To, co wydarzyło się z 250 hektarami ziemi, może być jednak dowodem na to, że bliskie stosunki z władzą niektórym rolnikom służą bardziej. Wirtualna Polska opisuje sprawę Zbigniewa Ajchlera, jednego z najbogatszych posłów, który co prawda nie należy do PiS, ale często podnosi w Sejmie rękę tak, jak życzyłaby sobie tego partia. Polityk prowadzi jednak i inną działalnośc – jest prezesem dwóch spółdzielni rolnych w Wielkopolsce. Jest też producentem trzody chlewnej.
W przepisach przyjętych przez PiS jest furtka. Pierwszeństwo, by ziemię dzierżawić, ma co prawda lokalny rolnik. Ale jeśli chce ją poddzierżawić, ograniczeń już nie ma. Wystarczy zgoda lokalnego KOWR. I chociaż ponowna dzierżawa miała być kołem ratunkowym, by ziemia, której nie chcą lokalni, mogła być uprawiana, to przepis stał się sposobem na faktyczne omijanie sedna ustawy o obrocie ziemią.
Poseł bliski PiS poddzierżawił ziemię
To właśnie ten sposób na faktyczne użytkowanie ziemi miały wykorzystać spółdzielnie, którymi przewodniczy Ajchler. Ziemia trafiła do niego w ramach wniosku o poddzierżawę. Według portalu KOWR nie ogłosił przetargu na ziemię, którą wcześniej zarządzała spółka powiązana z państwem, inni rolnicy nie mieli więc nawet szans się o nią starać.
WP twierdzi, że po tym, jak o grunty zaczęła pytać, te wróciły pod skrzydła. Nie zarządza nimi spółdzielnia posła, ale nie trafiły też pod uprawę do lokalnych rolników.
– Po waszym tekście o hektarach dla Kaczmarczyków zrobiło się gorąco. Zaczęło się przeglądanie umów w KOWR, zaczęły wypadać trupy z szafy. Jednym z nich była umowa poddzierżawy dla Ajchlera. Nie było mowy, żeby ją przedłużyć, bo byłaby afera – przyznaje polityk PiS w rozmowie z serwisem.
We wrześniu media donosiły bowiem, że Norbert Kaczmarczyk, który wysławił się swoim weselem, ominął wprowadzone przez PiS prawo i pomógł „upolować” ziemię swojemu bratu.