Rząd szuka rekrutów dla wojska. To jeden z celów ustawy o obronie ojczyzny, która 23 kwietnia weszła w życie. Dlatego obok istniejącej już zawodowej służby wojskowej i terytorialnej służby wojskowej przepisy wprowadzają roczną dobrowolną zasadniczą służbę wojskową i to płatną. Z ustawy nie wykreślono regulacji o obowiązkowej służbie zasadniczej, która ma trwać 9 miesięcy. Decyzję o jej przywróceniu pozostawiono w ręku prezydenta, który będzie mógł to zrobić na wniosek rządu.
Żołnierzy w Polsce ma być więcej i mają być lepiej wyszkoleni. Choć sama ustawa nie określa dokładnej liczby żołnierzy po zmianach, to minister Mariusz Błaszczak doprecyzował, że chodzi o osiągnięcie poziomu 300 tys. żołnierzy (obecnie jest ich ok. 150 tys.), z czego 250 tys. mają stanowić żołnierze zawodowi a 50 tys. to żołnierze Wojsk Obrony Terytorialnej.
Dobrowolna służba zasadnicza za pieniądze
Ministerstwo Obrony Narodowej chce zrekrutować kadry na zasadzie dobrowolności. Zgodnie z ustawą, dobrowolna służba wojskowa jest pełniona przez 12 miesięcy, w czasie której kandydat musi odbyć 28-dniowe szkolenie podstawowe zakończone przysięgą wojskową i wydaniem książeczki wojskowej, (chyba że jest osobą, która złożyła przysięgę wojskową). Przez kolejne 11 miesięcy odbywać będzie szkolenie specjalistyczne połączone z wykonywaniem obowiązków na stanowisku służbowym. Przez cały ten okres szkoleni żołnierz będą otrzymywali uposażenie w wysokości 4560 zł. Takie rozwiązanie umożliwi zwiększenie w ciągu kilku lat liczebności Sił Zbrojnych RP do ok. 300 tys. żołnierzy.
– To pomysł powtarzany przeze mnie jak mantrę od dwudziestu lat. Ten model na pewno nie zapełni całych potrzeb armii na 250 tysięcy, bo nie będzie tylu chętnych do dobrowolnej służby wojskowej. Od wielu lat mówiłem, że musi być dobrowolna zasadnicza służba wojskowa, ale ona musi być obudowana systemem motywacyjnym. Podstawą do tego, aby ludzie chcieli iść do wojska na ochotnika jest rozbudowany system motywacyjny – komentuje Waldemar Skrzypczak, generał broni SZ RP w rezerwie. – Ta dobrowolna służba wojskowa ma służyć zgromadzeniu rezerw osobowych. To nie chodzi o to, aby żołnierz przyszedł do wojska na rok czasu i grzał tyłek. Chodzi o to, aby po roku czasu poszedł do rezerwy i był przez jakiś czas żołnierzem rezerwy. Chodzi o wypełnienie zasobów żołnierzy rezerwy, których nie mamy. Mamy starych rezerwistów. To nie na tę wojnę, ale na tę, która już była.
Pomysł dobrowolnej służby wojskowej podoba się także Polakom.
– Napewno zasadnicza służba wojskowa przy tym wynagrodzeniu, i o ile w tym czasie mamy zapewnione mieszkanie i wyżywienie, jest atrakcyjną ofertą. Szczególnie dla osób bez dobrego wykształcenia. Ja nie jestem zainteresowany, nie kusi mnie to. Jeżeli byłaby sytuacja zagrożenia kraju, napewno zachowałbym się patriotycznie – mówi Tomasz (24 l.).
Perspektywa płatnej i dobrowolnej służby wojskowej jest szczególnie atrakcyjna dla młodych, którzy dopiero zaczynają karierę zawodową.
– Jeżeli będzie tako możliwość chciałbym spróbować, na razie pracuje dorywczo i w sumie fajnie, jak będzie można zaciągnąć się do wojska na rok jako szeregowy. Chciałbym jako żołnierz pojechać i pomagać na Ukrainie – deklaruje Karol Ząbkiewicz (25 l.) z Lidzbarka Warmińskiego.
Zbyt niskie wynagrodzenie za służbę wojskową
O ile sam pomysł dobrowolnej służby wojskowej nie budzi kontrowersji, to już wynagrodzenie, jakie mają otrzymywać rekruci, nie budzi entuzjazmu.
– Moim zdaniem tego typu szkolenia są potrzebne w obecnej sytuacji, nigdy nie wiadomo czy my nie znajdziemy się na celowniku Rosji. Sam bym się zdecydował zapisać, ale uważam, że wielu młodych ludzi takie warunki finansowe nie skuszą. Teraz młodzież walczy w internecie, myślę, że nie zdecydowaliby się walczyć w prawdziwej wojnie, wielu pewnie uciekłoby za granicę – twierdzi Dawid Brzykcy (24 l.) z Gdańska.
– Służba za takie wynagrodzenie jest śmiesznie nisko wyceniona. Tylko osoby zafascynowane wojskiem, pasjonaci odsłużą na tych zasadach. Jak ktoś chce zarobić wyjeżdża za granicę – dodaje Adrian Kmita (35 l.).
– Takie warunki finansowe to żaden wabik w dzisiejszych czasach – wtóruje mu Agnieszka Wrona (30 l.) z Gdańska. – 4500 tys. zł to zdecydowanie za mało dla młodych ludzi, którzy mają na głowie kredyty mieszkaniowe i płacą po podwyżkach nawet 3 tys. zł raty. Ja też nie zdecydowałabym się iść na takie szkolenia na takich warunkach. To może atrakcyjna propozycja dla ludzi z mniejszych miejscowości, ale na pewno nie z dużych miast.
Gen. Skrzypczak podkreśla jednak, że pieniądze nie powinny być najważniejsze.
– To nie tylko chodzi o większe pieniądze. Jeżeli ludzie mają przychodzić do wojska tylko po pieniądze, to będą najemnicy, a nie żołnierze. Oprócz bonusów finansowych powinny być inne, wynikające z prawa. Na przykład, po odbyciu służby wojskowej, gdy przebywa w rezerwie, żołnierz ma zmniejszone podatki. Albo, że po wojsku będzie miał zapewnione miejsce pracy. Taki żołnierz musi wiedzieć, że za rok jak pójdzie do cywila, to będzie miał jakieś bonusy – podkreśla gen. Skrzypczak.
Założenia ustawy o obronie ojczyzny:
– kobiety w wieku od 18 do 60 lat do wojska. W razie wojny z obowiązku służby wojskowej zwolniono kobiety w ciąży, w okresie pół roku po porodzie, a także sprawujące opiekę nad niepełnoletnimi dziećmi, obłożnie chorymi czy niepełnosprawnymi.
– zwiększenie wydatków na obronność.
– zwiększenie dwukrotnie liczebności polskiej armii.
– uproszczenie procesu rekrutacji nowych żołnierzy oraz rozbudowa systemu zachęcania żołnierzy służby czynnej do pozostania w wojsku.
– wojsko uzyska możliwość nabywania sprzętu wojskowego w drodze leasingu.
– reforma sytemu rekrutacji kandydatów poprzez likwidację Wojewódzkich Sztabów Wojskowych oraz Wojskowych Komendy Uzupełnień. Mają one zostać zastąpione 16 wojewódzkimi Wojskowymi Centrami Rekrutacji oraz jednym Centralnym Wojskowym Centrum Rekrutacji.
fakt.pl