Rząd ma poważny problem. „Krajowy rynek obligacji jest wyniszczony”

dziennik polityczny

Ministerstwo Finansów ma coraz większy problem z finansowaniem budżetu państwa. W tym roku wydatków przybywa m.in. na tarcze antyinflacyjne, czy pomoc uchodźcom. Mniejsze będą też dochody, bo rząd zdecydował się na kolejne zmiany w systemie podatkowym. Inwestorzy to widzą i chętnych do pożyczania pieniędzy rządowi jest mniej. Do tego koszt emisji obligacji rośnie, a w Ukrainie jest wojna. Zagranica systematycznie redukuje swój portfel papierów skarbowych, dlatego resort finansów prowadzi właśnie rozmowy z inwestorami z Austrii i Niemiec, aby przekonać ich do zakupów obligacji. Polskie banki mają z tym już duży problem.

Po spokojniejszych latach w finansach publicznych zaczynają pojawiać się poważne napięcia. Chociaż deficyt całego sektora instytucji rządowych i samorządowych oraz dług publiczny w relacji do PKB istotnie spadły w ubiegłym roku, to przez wojnę w Ukrainie sytuacja nie jest dla Ministerstwa Finansów komfortowa.

W tym roku – według ustawy budżetowej – potrzeby pożyczkowe netto miały wynieść ok. 58 mld zł. To pieniądze na pokrycie różnicy między dochodami kasy państwa a wydatkami. Jednak już potrzeby pożyczkowe brutto, czyli liczone z pieniędzmi na wykup obligacji sięgają 222 mld zł. Na razie resort finansów pokrył 61 proc. tej kwoty, ale ze względu na nowe wydatki będzie ona znacznie wyższa.

— Problem z finansowaniem deficytu faktycznie jest. To z jednej strony wojna, która ma miejsce obok nas, ale także istotny wzrost stóp procentowych oraz bardzo wyraźne zwiększenie wydatków budżetowych. Krajowe instytucje finansowe na czele z bankami, są już tak zapakowane w obligacje rządowe, że nie chcę kupować ich więcej – mówi nasz informator z kręgów rządowych. Dwa kolejne niezależne źródła z rządu i resortu finansów potwierdzają, że jest problem ze sprzedażą rządowych obligacji.

– Oczywiście przy odpowiedniej cenie jesteśmy gotowi sprzedać dług, ale nie chodzi o to, żeby robić to za wszelką cenę, przy nieatrakcyjnych warunkach – mówi nasz rozmówca z MF.

Rząd odbudowuje relacje z rynkami

Problemy z plasowaniem obligacji skłoniły resort finansów do zrobienia „roadshow” wśród inwestorów. To spotkania, na których przedstawiciele Polski opowiadają o kondycji gospodarki, sytuacji finansów publicznych, czy polityce pieniężnej. Celem jest nakłonienie potencjalnych kupców polskiego długu do pożyczania rządowi pieniędzy.

„Aktualnie trwa wirtualne roadshow z inwestorami z Niemiec i Austrii. W spotkaniach biorą udział przedstawiciele Ministerstwa Finansów i Narodowego Banku Polskiego” – odpisało na nasze pytania biuro prasowe resortu finansów.

Teoretycznie pokłosiem takiego spotkania może być emisja obligacji w walucie zagranicznej, a nie tylko nakłonienie zagranicznego kapitału, aby kupował papiery skarbowe w złotym.

„Na bieżąco monitorujemy sytuację na międzynarodowych rynkach finansowych. Nie wykluczamy emisji w euro w bieżącym roku” – przyznaje MF.

Nasze źródła w kręgach zbliżonych do rządu wskazują, że zasadne byłoby spotkanie się także z inwestorami z Azji.

– Taki roadshow powinien jednak odbyć się fizycznie, czyli przedstawiciele rządu i banku centralnego powinni polecieć do Japonii, Korei Południowej czy Singapuru – podkreśla nasz rozmówca.

Taka wyprawa nie jest dzisiaj priorytetem.

„Obecnie roadshow poza Europą nie jest planowane. Nie wykluczamy organizacji takich spotkań w przyszłości” – przyznaje biuro prasowe MF.

Rynek widzi problemy rządu

Inwestorzy widzą trudną sytuację, w jakiej znalazł się rząd, jeśli chodzi o finansowanie budżetu.

— Rzeczywiście pojawił się problem z plasowaniem emisji. Krajowy rynek obligacji jest wyniszczony ciągłymi podwyżkami stóp i odpływami z funduszy inwestycyjnych. Dodatkowo banki mierzą się z ostatnią podwyżką stopy rezerwy obowiązkowej, a do tego już teraz posiadają dużo obligacji na bilansach – mówi Business Insider Polka Mikołaj Raczyński, członek zarządu Noble Funds TFI.

Od października ubiegłego roku Rada Polityki Pieniężnej podniosła stopy procentowe z 0,1 proc. do 4,5 proc. Prezes NBP Adam Glapiński zapowiada zaś, że to jeszcze nie koniec wzrostu kosztu pieniądza. Dlatego w ostatnich tygodniach gwałtownie w górę poszły rentowności polskich obligacji, co znacząco zwiększy w kolejnych latach koszty obsługi długu. W ostatnich latach były one dość niskie i oscylowały wokół 1 proc. PKB (nominalnie 26-29 mld zł).

Eksperci zwracają uwagę, że środki pieniężne zgromadzone w pracowniczych planach kapitałowych, a obecnie jest tam nieco ponad 9 mld zł, jest wciąż za mało, aby robić różnicę na rynku długu.

— Inwestorzy zagraniczni nie dotykają polskich papierów od lat, systematycznie redukując zaangażowanie. To wszystko nakłada się na okres zwiększonego zapotrzebowania na emisje związanego z ekspansją fiskalną – podkreśla Raczyński.

Z publikowanych co miesiąc przez MF statystyk wynika, że inwestorzy zagraniczni na koniec lutego mieli obligacje skarbowe w złotym warte nieco ponad 127 mld zł. Rok wcześniej było to ok. 139,5 mld zł, a dwa lata temu prawie 158 mld zł.

Przez ostatnie lata głównym kupującym rządowy dług były krajowe banki i PZU, czyli instytucje, które muszą płacić tzw. podatek bankowy. Z daniny wyłączone są właśnie obligacje skarbowe, co powoduje, że krajowe instytucje finansowe chętnie je kupowały.

Na koniec lutego banki miały portfel obligacji rządowych wart ok. 456 mld zł. W ciągu dwóch ostatnich lat urósł on o blisko 140 mld zł. Tyle że banki po wybuchu wojny musiały się zmierzyć z silnym odpływem gotówki.

— Banki doszły już do ściany. Oczywiście rząd może w jakimś stopniu prosić, naciskać, aby podmioty kontrolowane przez Skarb Państwa, takiej jak PKO BP, Bank Pekao czy PZU, kupowały obligacje, ale i tutaj wiele się już wycisnąć nie da – mówi nasz informator z rządu. Jako przykład podaje obligacje, które MF pod koniec marca przekazał do Funduszu Reprywatyzacji. To w sumie papiery warte ponad 4,9 mld zł.

— Fundusz nie potrzebuje obligacji, ale pieniędzy, więc musi te obligacje upłynnić na rynku, ale chętnych do ich zakupu nie ma. Gdyby byli, to MF sam mógłby je sprzedać inwestorom i następnie przekazać do Funduszu gotówkę – zwraca uwagę nasz rozmówca i przypomina, że w podobny sposób 6 kwietnia przekazano papiery skarbowe warte ok. 500 mln zł dla uczelni publicznych. Te będą musiały sprzedać je same.

Rynkowy test

Resort finansów przyznaje, że sytuacja na rynku długu nie jest komfortowa.

„Sytuacja budżetowa jest korzystna. Na koniec marca rezerwa płynnych środków na rachunkach budżetowych wyniosła ok. 95 mld zł, zaś stopień sfinansowania tegorocznych potrzeb pożyczkowych brutto budżetu państwa ok. 61 proc. Z kolei sytuacja rynkowa, ze względu m.in. na złożoną sytuację geopolityczną i gospodarczą, charakteryzuje się obecnie podwyższoną niepewnością i zmiennością” – pisze biuro prasowe MF w odpowiedzi na nasze pytanie o to, czy są problemy z plasowaniem długu.

Rezerwa płynnych środków na rachunkach MF topnieje z miesiąca na miesiąc. Od początku tego roku zmalała o ok. 25 mld zł. Jeszcze w sierpniu i wrześniu ubiegłego roku była rekordowa i przekraczała 180 mld zł.

Testem sentymentu rynkowego dla rządowych obligacji będzie zaplanowana na wtorek aukcja papierów skarbowych. Widać, że MF podchodzi do niej ostrożnie, bo planuje sprzedaż długu z szerokim przedziale od 1 do 4 mld zł.

— Planowana była podaż na poziomie 2-4 mld zł. MF ją rozszerzył, co może być sygnałem obaw o popyt ze strony inwestorów – tłumaczy nam analityk jednego z banków.

Wielkie wydawanie, wielkie pożyczanie

Chociaż oficjalnie potrzeby pożyczkowe brutto wynoszą 222 mld zł, a resort finansów chwali się, że sfinansował już ponad 60 proc. tej sumy, to dzisiaj wiadomo, że trzeba będzie pożyczyć znacznie więcej. To przede wszystkim efekt pojawienia się nowych wydatków, których nie zapisano w ustawie budżetowej czy ubytku dochodów.

– Problemy z finansowaniem sygnalizował już nawet wiceminister finansów Piotr Patkowski na jednym z posiedzeń Komitetu Ekonomicznego Rady Ministrów, na którym omawiane były gospodarcze skutki rosyjskiej inwazji na Ukrainę – mówi nasze źródło rządowe.

— Wojna za naszą wschodnią granicą to tylko jedna z przyczyn tego, że trzeba będzie pożyczyć więcej i przekonać inwestorów, że chociaż graniczymy z Ukrainą, to jesteśmy w zupełnie innej sytuacji, a ryzyka rozszerzenia się konfliktu na terytorium Polski nie powinny być brane pod uwagę — dodaje.

Wśród nieplanowanych wydatków, których nie ma w budżecie, są m.in. dwie tarcze antyinflacyjne, których półroczny koszt to ok. 34 mld zł. Obecnie zaś jest niemal przesądzone, że będą obowiązywały do końca roku. Rząd zdecydował także o wypłacie tzw. 14. emerytury, która pierwotnie nie była planowana. W ubiegłym roku kosztowała ponad 11 mld zł. Ubytek w dochodach pojawi się za sprawą zmian podatkowych w Polskim Ładzie. Tylko w tym roku wpływy z PIT do publicznej kasy będą mniejsze o 7-8 mld zł.

— Deficyt budżetowy na poziomie ok. 30 mld zł, który jest zapisany w budżecie to już fikcja. Będzie co najmniej dwukrotnie wyższy. Nawet jeśli część wydatków zostanie przeniesionych do Funduszu Przeciwdziałania COVID-19, to i tak pogłębienie deficytu będzie istotne – podkreśla rozmówca Business Insider Polska z resortu finansów. Przypomina, że BGK, który zarządza Funduszem, też będzie musiał finansować go emisjami obligacji. Kolejne zaś emisje będą wynikiem przegłosowania ustawy, która ma znacząco zwiększyć wydatki na obronność.

Według ostatniego planu finansowego Funduszu Przeciwdziałania COVID-19, w tym roku ma on wydać ok. 39 mld zł. Kwota ta może się zmienić, bo premier może w każdej chwili zdecydować o zwiększeniu tych wydatków. Na koniec lutego z Funduszu rozdysponowano nieco ponad 2,6 mld zł.

Sytuacja z punktu widzenia finansów państwa nieco łagodzi wysoka inflacja, która w budżecie została średniorocznie założona na poziomie 3,3 proc.

 Obecnie zaś wszystko wskazuje, że tegoroczna dynamika cen – przez gwałtowny wzrost cen surowców czy żywności – będzie dwucyfrowa.

Problemów przybywa, a ministra nie ma

Nasi rozmówcy z rządu zwracają uwagę, że premier Mateusz Morawiecki, który jest także ministrem finansów po tym, jak dwa miesiące temu zdymisjonował szefa tego resortu Tadeusza Kościńskiego, powinien wreszcie wskazać jego następcę.

— Od dwóch miesięcy nie ma ministra finansów. Od półtora miesiąca za naszą granicą trwa wojna. Nie bardzo kto ma rozmawiać z inwestorami. Problemów i wyzwań przybywa. Sytuacja dość szybko staje się niekomfortowa i jeśli wojna nie skończy się szybko, to napięć w finansach publicznych będzie przybywało – tłumaczy nasze źródło z rządu.

Obecnie za zarządzanie długiem w MF odpowiada wiceminister Sebastian Skuza. Nadzoruje także kwestie związane z budżetem. Tyle że nie był on nigdy „rynkowcem”, jak wiceministrowie od długu w poprzednich latach, którzy mieli w swoich CV pracę w instytucjach finansowych, byli w stałym kontakcie z inwestorami i latali po świecie, aby budować pozytywną historię Polski.

businessinsider.com.pl

Więcej postów