Beata Szydło ostatecznie nie pojawi się w sadzie na rozprawie dotyczącej słynnego wypadku. Biegli mają przyjrzeć się dowodom, istnieje możliwość, że zostały sfabrykowane.
Beata Szydło ostatecznie nie stawi się na czwartkowej rozprawie w sprawie słynnego wypadku z 10 lutego 2017 roku w Oświęcimiu. Wtedy to kierowca Seicento, Sebastian K., miał zderzyć się z autem kolumny rządowej, którym jechała ówczesna premier. Świadkowie twierdzą, że auta BOR rzekomo jechały zbyt szybko i bez sygnałów dźwiękowych, ale sąd orzekł o winie kierowcy cywilnego auta.
Beata Szydło nie stawi się na rozprawie. Sąd odwołał posiedzenie
W marcu 2018 roku prokuratura zażądała, aby Sebastian K. zapłacił za wypadek karę wysokości 1500 zł, ale mężczyzna wraz z pełnomocnikiem nie zgodzili się te warunki. Sprawą zajmuje się sąd rejonowy w Oświęcimiu i w czwartek miała odbyć się kolejna rozprawa, lecz została ona ostatecznie odwołana.
– Czwartkowa rozprawa została odwołana. Sąd postanowił dopuścić do uzupełniającej opinii biegłych, która jest w trakcie procedowania. Z racji tego, że przy sporządzaniu opinii biegli korzystają z akt sprawy, akta te nie wróciły jeszcze do sądu. Kolejnego terminu jeszcze nie wyznaczono – poinformowała Daria Pichórz, przedstawiciel biura prasowego Sądu Okręgowego w Krakowie.
Dowody w sprawie wypadku Beaty Szydło mogły być sfabrykowane?
Powodem odwołania sprawy ma być wniosek obrońcy Sebastiana K., który twierdzi, że jedno z nagrań z monitoringu mogło zostać sfabrykowane.
– Po analizie obrazu okazuje się, że samochody rządowe początkowo poruszają się, by przez kilka ujęć stać w miejscu. Po chwili znowu jednak ruszają. Taka sytuacja powtarza się kilka razy, podczas gdy wszystkie pozostałe obrazy w tym czasie są w ruchu. Ktoś mógł zrobić to celowo, by można było poinformować, że samochody Biura Ochrony Rządu poruszały się z dozwoloną prędkością – przekazał Wirtualnej Polsce informator, który jest blisko całej sprawy.
Ponadto tej sprawie towarzyszą inne okoliczności, które zdaniem wielu można nazwać przynajmniej podejrzanymi. Nie tak dawno na jaw wyszło, że rzekomo płyta z nagraniem monitoringu miała zostać uszkodzona. W ten sposób miała przepaść wg doniesień medialnych prawdopodobnie możliwość ustalenia, kto był dodatkowym świadkiem zdarzenia, czyli kierowcą, który jechał za Seicento.