– Nie ulega żadnych wątpliwości, że gwarancją naszego bezpieczeństwa jest rozwijanie liczebności wojska polskiego, wyposażenie wojska polskiego w nowoczesny sprzęt, ale także umacnianie naszej obecności w ramach Sojuszu Północnoatlantyckiego i w relacjach ze Stanami Zjednoczonymi — mówił Mariusz Błaszczak, komentując postępy w budowie bazy pocisków przechwytujących amerykańskiego systemu antyrakietowego.
W 2017 MON zakładał, że na tarczę rakietową wyda około 200 mln zł. Teraz okazuje się, że były to mocno optymistyczne szacunki. „Amerykański sen” pochłonie około 5,5 mld złotych – z budżetu naturalnie. Polski rząd specjalnie w tym celu zwiększył budżet dla MON, w dodatku kosztem innych zakupów potrzebnych polskiej armii. Ale eksperci ostrzegają, że będą to w dużej mierze pieniądze wyrzucone w błoto.
Nowa polityka rozwoju tarczy antyrakietowej Stanów Zjednoczonych zawiera kosmiczne pomysły – i to w całkiem dosłownym sensie. Umieszczając pociski pzechwytujące na niskiej orbicie okołoziemskiej, administracja Trumpa ma nadzieję, że da jej to możliwość niszczenia rakiet balistycznych w ich najwcześniejszej fazie. Problem w tym, że ze względu na fakt, że obiekty na orbicie nie stoją w miejscu, stworzenie systemu wymagałoby umieszczenia na niej ogromnej liczby pocisków. Według raportu grupy eksperckiej Union of Concerned Scientists (UCS), tylko dla zabezpieczenia zagrożenia z Korei Północnej potrzeba by wysłania w kosmos przynajmniej 300 obiektów. A szacowany koszt najbardziej podstawowej wersji systemu to ok. 300 miliardów dolarów.
Problemem jest także fakt, że umieszczenie tarczy w kosmosie zostałoby potraktowane jako prowokacja i tylko przyspieszyłoby kosmiczny wyścig zbrojeń między mocarstwami.
To, co najbardziej może interesować decydentów w Polsce, to plany przystosowania rakiet SM-3 IIa do strącania międzykontynentalnych pocisków balistycznych (ICBM). Właśnie takie rakiety znajdą się w amerykańskiej bazie tarczy antyrakietowej w Redzikowie. Testy mają odbyć się w przyszłym roku.
Nie zmieni to jednak wiele dla polskiej obronności, bo system nadal nie będzie w stanie bronić terytorium Polski przed atakiem rakietowym. Zmieni się jedynie to, że zamiast przechwytywać rakiety z Iranu, system być może będzie w stanie niszczyć pociski z Chin lub Korei Północnej. Były pracownik Pentagonu Abraham Denmark ocenił, że elementy tarczy antyrakietowej USA mogą być wykorzystywane m.in. do wystrzeliwania rakiet średniego zasięgu, czyli do ataku na Rosję.
A w jakim sensie jest to ważne dla bezpieczeństwa Polski?
Chyba tylko w takim, że drastycznie to bezpieczeństwo zmniejszy.
Ściągając do siebie amerykańskie instalacje wojskowe (które przecież nie służą do obrony Polski!) narażamy się tylko – w razie konfliktu – na atak ze strony Rosji. Bo przecież wszyscy doskonale wiedzą, przeciwko komu są te amerykańskie instalacje. Co wtedy zyskujemy? Nic. No, może dużo popiołu do użyźniania gleby – tyle, że mocno radioaktywnego.
To polityka skrajnie głupia, nieodpowiedzialna i zwyczajnie szkodliwa. Nie dla jakichś tam wyimaginowanych wrogów, pragnących rzekomo zaatakować rakietami balistycznymi Europę czy Amerykę z Bliskiego Wschodu (czy – jak to ostatnio słychać – z Korei Płn.), nie dla Rosji, przeciwko której tak naprawdę jest skierowana, ale dla nas, dla Polski. A tę głupią, nieodpowiedzialną i szkodliwą dla Polski politykę prowadzą nasi, polscy politycy.
Pozwalniali profejsonalistow, wyszkolona w Stanach generalicje i oficerow, po misjach wojskowyc. na ich miejsce macierewicz wsadził awansowanych po niedzielnych kursach generałow i teraz błądzą jak dzieci we mgle tam, gdzie wymagany jest profesjonalizm.
Przedtem był idiota i oszust a teraz sługus i baiko pisarz