Wrocław: Pilot wojskowy w śpiączce po brutalnym pobiciu. Lekarz jednym z napastników

Wrocław: Pilot wojskowy w śpiączce po brutalnym pobiciu. Lekarz jednym z napastników

29-letni pilot wojskowy Krzysztof Miko od ponad trzech tygodni przebywa w śpiączce farmakologicznej w Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym we Wrocławiu. Mężczyzna został pobity w nocy z 24 na 25 marca w centrum Wrocławia. W bójce uczestniczyło trzech napastników. Jednym z nich jest lekarz Wiktor B., który na co dzień pracuje w szpitalu, do którego trafił poszkodowany.

Do ataku na Krzysztofa i jego kolegę Radka doszło w ścisłym centrum Wrocławiu, na ul. św. Antoniego. Mężczyźni zostali zaczepieni i pobici przez trzech napastników: Dawida M., Wiktora B. i Roberta K.

Sprawcy, którzy uciekli po bójce, zostali zatrzymani cztery dni później. Usłyszeli zarzuty. Sąd nie zastosował jednak wobec nich tymczasowego aresztowania. Prokuratura złożyła zażalenie

Dziś na posiedzeniu zażaleniowym sąd zdecydował, że cała trójka podejrzanych trafi do aresztu na 60 dni. Po wpłaceniu 10 tys. zł kaucji, mężczyźni będą jednak mogli wyjść na wolność

– Działania Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu koncentrują się na ratowaniu życia Krzysztofa M., który obecnie przebywa w Klinice Anestezjologii i Intensywnej Terapii, gdzie jest otoczony profesjonalną opieką medyczną. Lekarze określają jego stan jako stabilny. Jest utrzymywany w śpiączce farmakologicznej – informuje Onet Monika Kowalska, rzeczniczka USK we Wrocławiu.

Brutalny atak

29-letni Krzysztof Miko, pilot wojskowy z Tomaszowa Mazowieckiego, przebywa w śpiączce od ponad trzech tygodni. Do Wrocławia przyjechał na wieczór kawalerski.

Do brutalnego ataku na Krzysztofa i jego kolegę Radka doszło tuż po północy z 24 na 25 marca, na ul. św. Antoniego, w ścisłym centrum Wrocławia. Obaj piloci wracali z imprezy do domu. Pech chciał, że spotkali na swojej drodze 26-letniego Dawida M., 28-letniego Wiktora B. oraz 29-letniego Roberta K., którzy szukali zaczepki.

Z relacji „Faktu”, który jako pierwszy opisał sprawę, wynika, że napastnicy najpierw ubliżali pilotom, a w pewnym momencie Dawid M. nagle uderzył pięścią w twarz Krzysztofa, który padł na ziemię i stracił przytomność. Później Wiktor B., który na co dzień jest lekarzem rezydentem w Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym, miał kopać nieprzytomnego Krzysztofa po głowie. W tym czasie Robert K. kopał drugiego z pilotów.

Po bójce napastnicy uciekli. Policji udało się ich zatrzymać dopiero po czterech dniach. Wtedy też wszyscy usłyszeli prokuratorskie zarzuty pobicia Krzysztofa i Radka. – Podejrzani nie przyznali się do popełnienia zarzucanego im czynu, wyjaśniając, że ich zdaniem była to po prostu ogólna bójka i to oni się bronili – relacjonuje Małgorzata Klaus, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu.

Decyzja sądu i zażalenie prokuratury

Z ustaleń śledczych wynika, że powodem zajścia była czerwona czapka, którą Krzysztof Miko miał na głowie.

Prokuratura chciała, by cała trójka sprawców została tymczasowo aresztowana. Sąd jednak nie przychylił się do wniosku śledczych. Dlatego po 48 godzinach zostali oni zwolnieni do domu. Na decyzję sądu prokuratura złożyła jednak zażalenie.

Dziś sąd postanowił, że cała trójka podejrzanych trafi do aresztu na 60 dni. Po wpłaceniu 10 tys. zł kaucji mężczyźni będą jednak mogli wyjść na wolność. Na wpłacenie kaucji podejrzani mają tydzień. – Jeżeli wpłacą po 10 tys. zł poręczenia majątkowego, będą mieć dozór policji z obowiązkiem zgłaszania się dwa razy w tygodniu na komisariacie – mówi Onetowi sędzia Marek Poteralski, rzecznik Sądu Okręgowego we Wrocławiu. Decyzja sądu jest nieprawomocna. Podejrzanym przysługuje na nią zażalenie. Mają na to siedem dni.

Lekarz wśród napastników

Zaraz po pobiciu Krzysztof Miko trafił do Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu, gdzie przeszedł operację głowy. Pracownikiem szpitala cały czas jest jeden z podejrzanych o pobicie, Wiktor B.

– Jeśli zdarzenia dotyczące brutalnego pobicia Krzysztofa M. w nocy z 24 na 25 marca w centrum Wrocławia, w którym miał uczestniczyć jeden z lekarzy rezydentów, potwierdzą się, wyciągniemy wszelkie możliwe konsekwencje w tej sprawie. Stanowczo potępiamy takie zachowanie, uznając ja za niegodne zawodu lekarza, którego misją jest ratowanie zdrowia i ludzkiego życia – podkreśla Monika Kowalska, rzeczniczka szpitala.

– Dysponujemy tylko doniesieniami medialnymi, dlatego zwróciliśmy się z prośbą do policji, prokuratury oraz rzecznika odpowiedzialności zawodowej DIL o przekazanie nam oficjalnych informacji na temat tego zdarzenia – dodaje.

Rzeczniczka szpitala zaznacza, że obecnie nie można rozwiązać umowy z lekarzem. – Kodeks pracy ściśle reguluje, kiedy pracodawca może ją rozwiązać. Jednocześnie informujemy, że obecnie lekarz rezydent nie przebywa na terenie szpitala – jest na urlopie. Ma także zakaz wglądu w dokumentację medyczną pacjenta oraz zakaz pozyskiwania od lekarzy informacji na temat stanu jego zdrowia – zapewnia Monika Kowalska.

ONET.PL

Więcej postów