Przed sejmową komisją śledczy zasłaniają się niepamięcią. – W prokuraturze powstała piramida nieprawidłowości – kwituje ich pracę Marek Suski, wiceszef komisji badającej aferę Amber Gold. Ludzie potracili majątki życia, a prokuratorzy, którzy mogli temu zapobiec, żyją jak pączki w maśle i pobierają sute wynagrodzenia.
Dariusz Różycki kierował gdańską prokuraturą okręgową od 2008 do wiosny 2016 r. To właśnie jemu Komisja Nadzoru Finansowego wytknęła brak podjęcia zawieszonego wtedy postępowania. – Ale tego faktu nie pamiętam. Mam prawo nie pamiętać różnych spraw, które wpływały w tamtym czasie – mówił przed komisją Różycki. Śledczy nadal jednak pracuje w gdańskiej prokuraturze. – Pobiera wynagrodzenie w wysokości 13,5 tys. zł – informuje nas Tatiana Paszkiewicz, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Gdańsku. Nie gorzej wiedzie się Witoldowi Niesiołowskiemu i Hannie Borkowskiej. Oboje stali na czele Prokuratury Rejonowej Gdańsk-Wrzeszcz. To właśnie ta prokuratura pięć lat temu postępowanie w sprawie Amber Gold zawiesiła. – Witold Niesiołowski zarabia 12,7 tys. zł, a Hanna Borkowska otrzymuje 12,2 tys. zł – dodaje Paszkiewicz.
Borkowska, jak wynika z oświadczenia majątkowego, ma też razem z mężem dom 151-metrowy, mieszkanie 60-metrowe i 46 tys. zł oszczędności. Z kolei Niesiołowski posiada dom 200 mkw. i trzy mieszkania. – Jeśli w przypadku Amber Gold mamy do czynienia z piramidą finansową, to w prokuraturze powstała piramida nieprawidłowości. Rodzi się więc pytanie, dlaczego prokuratorzy, który byli wcześniej chwaleni, mieli wieloletnie doświadczenie, nie dostrzegli, że mają do czynienia z wielką aferą finansową? – komentuje Marek Suski z PiS.
Przypomnijmy, że w tej piramidzie finansowej Polacy powierzyli oszustom 850 mln zł. Zdecydowana większość z tych pieniędzy zniknęła, a do tej pory udało się zabezpieczyć jedynie 43 mln zł.
SE.PL