Nie podoba się to nam, jednak niestety rzeczywistość jest bardzo smutna. Na naszych oczach w ciągu kilku minut, albo Polska stała się krajem niestabilnym politycznie w obliczu międzynarodowego kryzysu, albo przez lata byliśmy okłamywani (to mocne słowo), jeżeli chodzi o pozycję międzynarodową i znaczenie naszego kraju.
Sytuacja w jakiej znaleźliśmy się po wszczęciu przez rządzących krajem działań zmierzających do derogacji niektórych uprawnień Trybunału Konstytucyjnego – w sposób funkcjonalny, jest naprawdę bardzo trudna. O wiele trudniejsza niż się to większości opinii publicznej wydaje. Przede wszystkim dzisiaj, zwłaszcza w świetle ostatniej uchwały Sądu Najwyższego walidującej nawet nieogłoszone orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego do systemu prawa – jesteśmy już za Rubikonem. O ile bowiem do tej pory rządzący mogli wymuszać bezwzględnie i nawet kadrowo na administracji stosowanie prawa, wedle własnej interpretacji. To po tej decyzji Sądu Najwyższego i tak, nie będzie to miało sensu, ponieważ każdy w Polsce może się odwołać od decyzji administracyjnej w toku instancji. W końcu trafi do Sądu, który będzie orzekał zgodnie z linią orzekania utrwaloną dobitnie i jednoznacznie przez Sąd Najwyższy, czyli z uwzględnieniem co do zasady nawet nieopublikowanych wyroków Trybunału Konstytucyjnego. Przełoży się to w konsekwencji na blokady postępowań, wywłaszczenia, problemy, uciążliwości, a przede wszystkim wiele licznych odszkodowań od Skarbu Państwa, dla osób pokrzywdzonych bezprawnym działaniem administracji państwowej.
Jest oczywiste, że w takich warunkach nie da się działać, bez uwzględnienia albo konsekwencji wynikających z linii orzeczniczej SN, albo wprost stosowania orzeczeń TK. Wariant rządowy jest niemożliwy do zastosowania, chyba że spór będzie pozorny i będzie tylko i wyłącznie chodziło o przyklepnięcie jakiejś decyzji.
Najgorszą rzeczą jaka może się stać, byłaby zmiana w procedurach, tak żeby utrudnić Sądom orzekanie w takich sprawach. Teoretycznie jest to możliwe, albowiem Sejm może wpisać do każdej procedury np. obowiązek zaczerpnięcia opinii innego organu w przypadku oparcia wydawanego orzeczenia o istniejące już orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego. Nie ma znaczenia jak bardzo będzie to bez sensu, liczy się to, że ktoś dostanie – w zależności od sprawy np. Prokuratoria, Prokuratura, NSA, ktokolwiek – kompetencje obligatoryjnego orzekania i to będzie trwać i trwać, zwłaszcza jak na podstawie takiej konsultacji strony mogłyby ciągnąć sprawę po nowych wątkach. Wszystko jest możliwe, jeżeli chodzi o rozwodnienie, utrudnienie i popsucie działania prawa – nie ma żadnych ograniczeń.
Na tą chwilę o wiele groźniejsze jest jednak to, że Złoty powoli wchodzi w tendencję słabnięcia, co przekładać się będzie na wyższe koszty obsługi i emisji nowego długu. To niestety jest realnie negatywny koszt dobrej zmiany, który jest bardzo wymierny i niestety zapłacimy tutaj wszyscy za to, że rządzący i opozycja nie potrafią współdziałać i przynajmniej spierać się w sposób mądry, tak żeby to nie rzutowało na nasze międzynarodowe ratingi.
Poza tym wywiad pana prezesa, w którym określił on rząd mianem eksperymentu nie pozostał bez echa. Było widać podczas wizyty pani premier Beaty Szydło w USA, że jej wizyta tam nic nie znaczyła, nie spotkała się w zasadzie z nikim z ważnych polityków amerykańskich. To zupełnie nowy standard jak na nieskuteczność nawet naszej dyplomacji. Wcześniej Amerykanie zawsze kokieteryjnie podsuwali kogoś z np. Departamentu Stanu, z kim można było kurtuazyjnie porozmawiać o perspektywach współpracy, kto poklepał po ramieniu, jak było trzeba powiedział dobre słowo do kamery. Nigdy wcześniej wizyta tak wysokiej rangi polskiego polityka w USA, nie była tak bardzo niezauważona. Nie trzeba więcej, żeby zrozumieć, że przestaliśmy być brani na poważnie. Jednak czego oczekiwać od eksperymentu?
Chyba jednak najgorsze jest to, że nie ma sposobu, żeby w obecnej konstelacji politycznej doszło do jakichkolwiek prób porozumienia, nawet w kwestiach dotyczących spraw zasadniczych. Kilka rzeczy powinno być w państwie świętych i każdy, kto publicznie poddaje się weryfikacji wyborczej, powinien być wyrobiony intelektualnie na tyle, że te sprawy powinien rozumieć. Np. sprawy służb specjalnych, pryncypiów racji stanu, troski o zachowanie wartości pieniądza itd. W ostateczności trzeba rozważyć, czy pewnych kwestii – jako ponadpartyjne, nie należy wpisać do Konstytucji i zmusić Sejm, do przyjmowania rozwiązań w drodze konsensusu, czyli uzgodnienia kluczowych kwestii w tak ważnych tematach.
Inaczej, to wszystko traci sens, inni latają w kosmos, budują roboty, a my kopiemy węgiel i robimy piękne pogrzeby, nienawidząc się przy tym serdecznie. No, a to przecież nie o to chodzi. Chociaż, może właśnie o to chodzi, żeby nie było niczego? Na logikę, naszej sytuacji już się brać nie da.
KRAKAUER