„Kurs sprawiedliwy” to pomysł prezydenta Dudy na pomoc zadłużonym we franku szwajcarskim. Banki miałyby przeliczyć kredyty jeszcze raz, w sposób korzystniejszy dla klientów. Jednak, jak zauważa szef Komisji Nadzoru Finansowego, wcale nie będzie on sprawiedliwy i zyskają na nim najbogatsi.
„Kurs sprawiedliwy” to propozycja Andrzeja Dudy, która miała pomóc Polakom zadłużonym we franku szwajcarskim mającym kłopoty ze spłatą rat. Ma on być obliczany indywidualnie dla każdego kredytu, według zasad zapisanych w ustawie. Jednak, jak w rozmowie z serwisem forsal.pl zauważa Andrzej Jakubiak, szef Komisji Nadzoru Finansowego, „kurs sprawiedliwy” wcale nie jest sprawiedliwy.
Kredytobiorcy są różnie traktowani, zależnie od tego kiedy wzięli kredyt. Różnice są znaczące. Osoby, które wzięły kredyt w 2004 r., musiałyby faktycznie jeszcze do kredytu dopłacić! Najwięcej skorzystają te osoby, które zaciągnęły kredyt we franku szwajcarskim w latach 2007–2008.
– Ale to jeszcze nic: dla kredytu z tego samego dnia kurs jest „inaczej sprawiedliwy”, gdy kredyt został wzięty na 10 lat, a inaczej przy kredycie na długi okres. W tym drugim przypadku ten kurs jest znacznie wyższy – wskazuje Jakubiak w rozmowie z „forsal.pl”.
Prezes Komisji Nadzoru Finansowego zauważa, że sposobem na poprawienie zdolności kredytowej było wydłużenie okresu spłaty kredytu. Czyli te osoby, które miały mniej pieniędzy, brały kredyt na dłużej.
– „Kurs sprawiedliwy” okazuje się więc korzystniejszy dla osób bardziej zamożnych. Im daje się dodatkowy zysk, a nie chroni się tych, którzy naprawdę na to zasługują – komentuje Jakubiak.
FAKT.PL
Do bani to wszystko. Jak zawsze ma?piatki zdychaj?, a rasowe ma?py gór?. Cz?ekokszta?tne nie bra?y kredytów.