Grudniowa wizyta prezydenta Andrzeja Dudy i równoległa z nią wizyta szefa MON Antoniego Macierewicza w Kijowie dowiodły, że obóz polityczny nazywający się prawicowo-niepodległościowym nie tylko nie zmienił zasadniczych wektorów polityki wschodniej obozu liberalnego, czyli skrajnej rusofobii i ukrainofilstwa, ale je zaostrzył.
Nie jest to zaskoczeniem dla obserwatorów polskiej sceny politycznej, śledzących od lat działania polityczne PiS i publicystykę jego mediów. Zaskoczeni mogą być tylko słabiej wyrobieni politycznie wyborcy PiS, który (tak samo zresztą jak PO) sprytnie wyciszył w kampanii wyborczej tematykę ukraińską i swoje proukraińskie (probanderowskie) nastawienie pokazał dopiero po wyborach prezydenckich i parlamentarnych.
W globalnym układzie
Międzynarodowy układ polityczny, w którym Polska tkwi od 1989 roku, a który jest zdeterminowany przez globalną hegemonię USA z jednej strony oreaz hegemonię Niemiec w Unii Europejskiej z drugiej strony, wyznaczył Polsce rolę podwykonawcy swojej neoimperialnej polityki na obszarze poradzieckim. Roli tej elity polityczne III i IV RP podjęły się równie ochoczo jak postawionego przed nimi przez te same ośrodki zadania tworzenia dobrobytu w krajach Europy Zachodniej oraz pomnażania zysków międzynarodowych banków i korporacji poprzez likwidację polskiej własności, deindustrializację kraju, otwarcie rynku krajowego dla kapitału spekulacyjnego i eksport polskiej siły roboczej.
Rola podwykonawcy polityki amerykańskiej i niemieckiej na Wschodzie była i jest uzasadniana przez warszawski mainstream polityczno-medialny hasłami, które odwołują się do polskich fobii antyrosyjskich oraz grają na polskich kompleksach i mitach, w tym przede wszystkim na micie odbudowy Rzeczypospolitej Obojga Narodów, do którego nawiązywała już koncepcja federacyjna Piłsudskiego z lat 1918-1920.
Dlatego polityka ta jest akceptowana przez niemałą część Polaków, którym naiwnie wydaje się, że jest to polityka polska, zmierzająca do wzmocnienia pozycji Polski w Europie. Niestety za doktryną Giedroycia, którą w odniesieniu do Wschodu lansowali wszyscy prezydenci i premierzy po 1989 roku, kryje się tylko i wyłącznie interes amerykańskiego globalizmu.
Międzynarodowy układ polityczny, w którym Warszawa pełni rolę najwyżej politycznego podwykonawcy, zaprojektował dla Polski nie tylko politykę zagraniczną, ale także uzasadniającą ją politykę historyczną, którą skrótowo można opisać w trzech punktach.
(1) Nagłaśniany może być tylko Katyń i inne zbrodnie sowieckie, uważane w podtekście za zbrodnie „rosyjskie”, chociaż w NKWD oprócz Rosjan służyło niemało Ukraińców, Żydów i ludzi innych narodowości. (2) O zbrodniach niemieckich z reguły mówi się w kontekście zagłady Żydów z zastrzeżeniem, że dokonali jej nie Niemcy, ale bezprzymiotnikowi „naziści” przy jakimś współudziale polskim. Najdalej idzie w tym kierunku publicystyka J. Grabowskiego, J. T. Grossa i P. Śpiewaka, szczególnie z niedawnymi rewelacjami o wymordowaniu przez Polaków podczas okupacji niemieckiej od 120 do 200 tys. Żydów. (3) Całkowitym milczeniem – zwłaszcza wobec zachodniej opinii publicznej – pokrywa się ludobójstwo popełnione przez nacjonalistów ukraińskich na Polakach i innych narodowościach Kresów Wschodnich II RP. Do tej – co jeszcze raz podkreślam – zaprojektowanej przez ośrodki zewnętrzne polityki historycznej akomoduje się w mniejszym lub większym stopniu polski mainstream polityczny po 1989 roku.
Bez zastrzeżeń politycy wszystkich opcji rządzących w Polsce po 1989 roku przyjmowali i przyjmują punkt trzeci. Dlatego tematyka ludobójczych działań OUN-UPA jest relatywizowana i spychana na margines, a odradzanie się ideologii banderowskiej i gloryfikacja zbrodniczego dziedzictwa OUN-UPA na Ukrainie nie spotyka się z polskim sprzeciwem. Najbardziej brzemiennym skutkiem takiej postawy warszawskich elit jest to, że staje się niemożliwe nawet symboliczne osądzenie ludobójstwa ukraińskiego i upamiętnienie jego ofiar.
Przed polską opinią publiczną ukrywa się nie tylko rozmiary kultu zbrodniczych formacji OUN-UPA na pomajdanowej Ukrainie, ale przemilcza się także gloryfikację zbrodni prekursorów Doncowa, Konowalca, Bandery i Szuchewycza, od których czerpali oni wzorce dla swoich zbrodniczych działań. Najnowszym tego dowodem jest całkowite przemilczenie przez polskie media heroizacji Rzezi Humańskiej i koliszczyzny. Zanim jednak do tego przejdę, zwrócę uwagę na jeszcze jedno niemal przemilczane w Polsce wydarzenie, czyli na wizytę prezydenta pomajdanowej Ukrainy w Izraelu, do której doszło tuż po wizycie prezydenta Dudy w Kijowie.
Poroszenko w Izraelu
Najważniejszym elementem wizyty prezydenta Petro Poroszenki w Izraelu było jego wystąpienie w Knesecie 23 grudnia 2015 roku. Padły w nim trzy ważne oświadczenia.
Po pierwsze, Poroszenko stwierdził, że „tak jak Izrael Ukraina sąsiaduje z krajem, który odmawia nam prawa do bytu, i tak Izrael Ukraina najbardziej dąży do pokoju” [1]. Jest to manipulacja podwójna, ale zgodna z modelem propagandowym kreowanym przez Waszyngton. Ani Rosja Ukrainie ani Autonomia Palestyńska Izraelowi nie odmawia prawa do bytu. Nawet takie organizacje jak Hamas i Hezbollah nie stawiają już sobie realnie za cel zniszczenia Izraela. Wręcz przeciwnie. To Izrael dąży do zdławienia palestyńskich aspiracji niepodległościowych, a Ukraina podobnie postępuje wobec Donbasu, którego rewoltę sama wywołała, delegalizując po przewrocie kijowskim z 2014 roku język rosyjski i względną samorządność regionów rosyjskojęzycznych.
Po drugie, Poroszenko nazwał Żydów budowniczymi Ukrainy. Jego zdaniem „Żydzi jako naród bezpośrednio uczestniczyli w budowie tego kraju” (Ukrainy – BP) [2]. Jest to wiadomość bardzo przykra dla polskich wyznawców mitologii Rzeczypospolitej Obojga Narodów, będących równocześnie krzewicielami idei Giedroycia, prometeizmu i „wiary ukrainnej”. Wedle ich mitologii to Polska przez wieki niosła na Wschód, a w pierwszej kolejności na ziemie obecnej Ukrainy, kaganiec kultury i cywilizacji, za co m.in. Ukraińcy powinni być Polsce bardzo wdzięczni. Tymczasem według mitologii pana Poroszenki bezpośrednimi budowniczymi Ukrainy byli Żydzi. To im wyraził za to publicznie wdzięczność w ich parlamencie.
Kiedy w grudniu 2014 roku przemawiał w polskim Sejmie, nawet nie zająknął się o polskiej misji cywilizacyjnej na Wschodzie (np. Akademia Mohylańska), która wedle mitologii banderowskiej była podobno tylko brutalnym podbojem. Oczywiście mitologia pana Poroszenki na temat wkładu Żydów w budowę Ukrainy ma dość luźny związek z faktami historycznymi. Jeżeli w jakiejś mierze jest prawdziwa, to raczej w odniesieniu do historii najnowszej. Mam na myśli okoliczności przewrotu kijowskiego z 2014 roku i rolę jaką odegrał w nim chociażby George Soros.
Po trzecie, Poroszenko przeprosił w Knesecie Żydów za „udział poszczególnych Ukraińców w zbrodniach holokaustu”. Prezydent Ukrainy powiedział, że „w czasie okupacji terytorium Ukrainy przez Niemcy w latach II wojny światowej znaleźli się kolaboranci, którzy przyczynili się do przestępstw” [3]. Owi ukraińscy kolaboranci, mordujący Żydów wespół z Niemcami lub samodzielnie – których Poroszenko nie wymienił, ponieważ w większości są oni czczeni na pomajdanowej Ukrainie jako bohaterowie „ruchu wyzwoleńczego” – to kolaboracyjne bataliony „Nachtigall” i „Roland”, ukraińskie formacje policyjne w służbie III Rzeszy, bojówki OUN-B i UPA, Legion Wołyński, 14. Dywizja Grenadierów SS „Galizien” („Hałyczyna”) oraz Ukraińcy służący w załogach niemieckich ośrodków zagłady i obozów koncentracyjnych w Auschwitz, Bełżcu, Lublinie (Majdanek), Sobiborze i Treblince.
Okazuje się jednak, że przywódca Ukrainy może powiedzieć prawdę, może nazwać rzeczy po imieniu. Tylko nie w polskim Sejmie, gdzie rok temu Poroszenko wykpił kwestię ludobójstwa wołyńsko-małopolskiego znanym cytatem z listu polskiego Episkopatu do niemieckiego z 1965 roku („wybaczamy i prosimy o wybaczenie”). Można przeprosić za zbrodnię ludobójstwa państwo poważne, jakim niewątpliwie jest Izrael. Inną miarę natomiast stosuje się wobec państwa drugiej kategorii, jakim jest obecne państwo polskie, co do którego Kijów ma stuprocentową pewność, że nie upomni się o kwestię pamięci i odpowiedzialności za zbrodnie OUN-UPA na Polakach i że postawa jego elit zawsze będzie proukraińska bez względu na to, co Kijów uczyni, ponieważ taka jest wola Waszyngtonu.
Z takim państwem nie trzeba się liczyć, mając z góry zapewnione jego poparcie w każdej sprawie, które w wypadku Ukrainy jest Polsce dyktowane z zewnątrz. Można takie państwo traktować np. jako skarbonkę, co pokazała ostatnia wizyta prezydenta Dudy w Kijowie, który bez wahania wyłożył dla Ukrainy 4 mld złotych z zasobów Narodowego Banku Polskiego. Nigdy jednak takiemu państwu nie powie się słowa „przepraszam” za zbrodnie popełnione na jego narodzie przez formacje heroizowane przez obecną Ukrainę.
Gloryfikacja Rzezi Humańskiej
Mimo tych płomiennych deklaracji w Knesecie, nawet Żydzi muszą jednak czuć się zawiedzeni postawą pana Poroszenki, w tym przede wszystkim kreowaną na pomajdanowej Ukrainie polityką historyczną. Trudno, żeby było inaczej, skoro z jednej strony przeprasza się w Knesecie za udział kolaborantów ukraińskich w holokauście, a z drugiej strony heroizuje się na Ukrainie bataliony „Nachtigall” i „Roland”, OUN-UPA, czy dywizję SS-Galizien.
Jednakże gloryfikacja zbrodni i zbrodniczych tradycji politycznych sięga na pomajdanowej Ukrainie znacznie dalej niż czasów drugiej wojny światowej. O tym solidarnie milczą polskie media, zarówno „demokratyczne”, jak i „patriotyczne”. Mimo zajadłej walki, jaką toczą ze sobą jedne i drugie oraz powiązane z nimi obozy polityczne, jest coś, co je łączy ponad podziałami. Ten łącznik to niepisana zasada nadwiślańskiej poprawności politycznej, że o Ukrainie można mówić tylko dobrze, albo wcale.
Na szczęście oprócz polskich mediów są na świecie jeszcze inne, np. żydowskie. Oto bowiem 1 grudnia 2015 roku polskojęzyczny portal żydowski „Erec Israel” (www.izrael.org.il) poinformował o odsłonięciu w Humaniu pomnika Iwana Gonty oraz Maksyma Żeleźniaka, które według ukraińskiego portalu „Рідна Країна” miało nastąpić 5 grudnia. Uroczystość odsłonięcia pomnika sprawców Rzezi Humańskiej i koliszczyzny rzeczywiście nastąpiła w tym terminie. Na załączonym przez portal „Erec Israel” filmie można podziwiać ogromnych rozmiarów pomnik, którego odsłonięcie odbywa się przy akompaniamencie nacjonalistycznych pieśni wśród powiewających czerwono-czarnych flag OUN-B (Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów-Banderowców).
Portal „Erec Israel” przypomniał, że Rzeź Humańska, będąca jednym z najbardziej krwawych wydarzeń rewolty hajdamackiej (tzw. koliszczyzny), rozpoczęła się 21 czerwca 1768 roku. Tzw. hajdamacy [4] w samym Humaniu zamordowali wówczas – jak pisze portal „Erec Israel” – „ok. 20 tys.5 Żydów, Polaków oraz ukraińskich unitów. Zbrodniarze nie oszczędzali kobiet i dzieci. Liczbę ofiar koliszczyzny szacuje się na od 100 tys. do 200 tys. zamordowanych (głównie Żydów i Polaków). Na tle tych straszliwych wydarzeń powstały m.in. „Sen srebrny Salomei” Juliusza Słowackiego, powieść poetycka „Zamek kaniowski” Seweryna Goszczyńskiego i „Koliszczyzna i stepy” Michała Grabowskiego”. Według portalu „Erec Isreal” pomnik przywódców koliszczyzny ufundowali lokalni oligarchowie, a idea jego wzniesienia wyszła od neobanderowskiej partii „Swoboda”. Na uroczystość pobłogosławienia pomnika zaproszono zwierzchnika niekanonicznego Ukraińskiego Kościoła Prawosławnego Patriarchatu Kijowskiego – Filareta (właść. Mychajło Antonowycz Denysenko). Tego samego, który błogosławił bojówkarzy Prawego Sektora podczas przewrotu kijowskiego w 2014 roku.
Humań jest miejscem bliskim dla Żydów nie tylko ze względu na pamięć ofiar koliszczyzny, ale także dlatego, że w mieście tym znajduje się grób rabina Nachmana – prawnuka twórcy chasydyzmu Baal Szem Towa i założyciela ruchu chasydzkiego „Breslew”. Z okazji żydowskiego Nowego Roku (Rosz Haszana) grób rabina Nachmana jest odwiedzany przez pielgrzymów żydowskich z całego świata. W tym roku jednak – jak podaje portal „Erec Israel” – „żydowskich pielgrzymów atakowali ukraińscy nacjonaliści, związani m.in. z partią Swoboda”. Ponadto portal „Erec Israel” podał, że granitowy pomnik Gonty i Żeleźniaka waży pięć ton. Natomiast ukraiński portal „Рідна Країна” poinformował, że budowa pomnika przywódców koliszczyzny („powstania narodowowyzwoleńczego 1768 roku”) ma 47-letnią historię. Decyzję o jego budowie podjęły komunistyczne władze sowieckiej Ukrainy w 1968 roku. Kamień węgielny pod pomnik Gonty i Żeleźniaka wmurował w Humaniu w 200-lecie koliszczyzny towarzysz Petro Timofiejewicz Trońko (1915-2011) – wicepremier rządu Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Sowieckiej. Dopiero jednak pomajdanowa Ukraina doprowadziła do końca budowę pomnika sprawców Rzezi Humańskiej [6].
Obecna Ukraina jest państwem znajdującym się w stanie bankructwa. Nie stać tego państwa na obsługę zadłużenia zagranicznego oraz na wypłatę pensji i świadczeń społecznych dla swoich obywateli. Stać go natomiast na złote popiersie Stepana Bandery w ukraińskim parlamencie i pięciotonowy pomnik zbrodniarzy hajdamackich w Humaniu. Czy na takie cele zostaną przeznaczone również 4 mld złotych, zaoferowane Ukrainie przez prezydenta Dudę ze środków NBP? W tym miejscu chciałbym przypomnieć, że gdy niejaki Andrzej Lepper proponował finansować politykę społeczną i rozwojową Polski z rezerw NBP, wszyscy nadwiślańscy koryfeusze ekonomii – począwszy od Balcerowicza, a na „patriotycznych” ekonomistach z okolic PiS-u skończywszy – publicznie wyśmiewali tegoż Leppera jako głupca, który nie rozumie, że Narodowy Bank Polski nie może finansować polskiego budżetu. Okazało się jednak, że Narodowy Bank Polski może finansować ukraiński budżet i żaden Balcerowicz, Belka, Kołodko, Kuczyński, Rostowski, czy Szczęśniak nie uznał tego za niestosowne.
Wracając do Rzezi Humańskiej i koliszczyzny należy zaznaczyć, że zbrodnia ta była i jest usprawiedliwiana zarówno w Polsce, jak i na Ukrainie. W Polsce koliszczyznę usprawiedliwiają wyznawcy „wiary ukrainnej”, czyli animatorzy idei Giedroycia i prometeizmu, zrzucając całą odpowiedzialność na Rosję. To Rosja miała sprowokować hajdamaków do antypolskiego wystąpienia, żeby powstrzymać proklamowaną w marcu 1768 roku konfederację barską. Wyznawcom „wiary ukrainnej” takie wytłumaczenie zupełnie wystarczy, by sprawę zamknąć, usprawiedliwiając zbrodnicze działania strony ukraińskiej ukrytą „ręką rosyjską”. Hipoteza o prowokacji rosyjskiej nie jest jednak do końca pewna. Jedynym jej źródłem byli świadkowie wydarzeń, w tym m.in. Claude Carloman de Rulhiére (1734-1791), autor „Historii anarchii w Polsce” („Histoire de l’anarchie de Pologne”).
Teza o sprowokowaniu rewolty hajdamaków przez Rosję została przyjęta przez komisję śledczą, powołaną przez Sejm Czteroletni w 1790 roku, tylko na podstawie poszlak podawanych przez żyjących jeszcze świadków. Komisja ta we wniosku końcowym zastrzegła, że nie znalazła na to „żadnych dowodów w pismach”. Ze sceptycyzmem do hipotezy o rosyjskiej prowokacji odniósł się m.in. czołowy przedstawiciel warszawskiej szkoły historycznej, Tadeusz Korzon (1839-1918) [7].
Na Ukrainie z kolei koliszczyzna była i jest usprawiedliwiana przez komunistów i banderowców. Różnica między nimi jest tylko taka, że komuniści widzą w koliszczyźnie „rewolucję społeczną”, niemalże prekursora Wielkiej Socjalistycznej Rewolucji Październikowej, a banderowcy „powstanie narodowowyzwoleńcze”. Jedni i drudzy usprawiedliwiają zbrodnie hajdamaków „polskim uciskiem”. Ich narracja jest mniej więcej taka: polska szlachta gnębiła pańszczyzną ukraińskie chłopstwo. Ucisk pańszczyźniany w Polsce przypominał swoim okrucieństwem niewolnictwo Murzynów i nie miał porównania w ówczesnej Europie Środkowo-Wschodniej. Większy i okrutniejszy był tylko w Rosji. Polska szlachta zasłużyła sobie zatem na okrutny los, jaki zgotowali jej hajdamacy w 1768 roku. Można byłoby się z takim punktem widzenia nawet zgodzić, gdyby nie dwa szczegóły.
Po pierwsze, hajdamacy nie cierpieli ucisku pańszczyźnianego, ich rewolta nie miała charakteru masowego powstania lub rewolucji społecznej [8], a terytorialnie była ograniczona do obszaru pomiędzy Bohem i Dnieprem. Nie byli pańszczyźnianymi chłopami także przywódcy tego ruchu. Iwan Gonta był setnikiem milicji nadwornej wojewody kijowskiego Franciszka Salezego Potockiego i dzierżawcą wsi, natomiast Maksym Żeleźniak Kozakiem zaporoskim. Pierwszy zresztą ogłosił się „księciem humańskim”, a drugi „księciem smilskim”, więc chyba nie zależało im na likwidacji feudalizmu. Po drugie, ofiarami koliszczyzny stała się nie tylko polska szlachta i żydowscy arendarze, ale każdy kto był Polakiem, Żydem i unitą bez względu na pochodzenia społeczne, a znalazł się w zasięgu rewolty hajdamackiej. Masowe mordy Polaków, Żydów, księży katolickich i unickich były połączone z rabunkiem ich mienia, profanacją świątyń i najczęściej z okrutnymi torturami. Pod tym względem koliszczyzna do złudzenia przypomina późniejsze o 175 lat ludobójstwo wołyńsko-małopolskie. To była ludobójcza czystka etniczna, na której wzorowali się banderowcy i do której nawiązali w latach 1943-1944, zarówno pod względem kryterium doboru ofiar, jak i metod zadawania im śmierci. Gonta i Żeleźniak torowali tutaj drogę dla Bandery i Szuchewycza.
Gloryfikacja koliszczyzny nie jest bynajmniej dziełem dopiero pomajdnaowej Ukrainy. Jako pierwszy ruch hajdamacki heroizował w XIX wieku ukraiński wieszcz narodowy Taras Szewczenko (1814-1861) w wierszach „Chłodny Jar”, „Szwaczka” i poemacie „Hajdamacy”. Sformułowanie „Na jedną szubienicę – Lacha i psa”, nawiązujące do hasła koliszczyzny „Lach, Żyd i pies to jedna wiara”, pojawiło się w latach 30. XX wieku w piosence Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów [9].
Do pierwszych upamiętnień sprawców koliszczyzny doszło już w czasach Ukrainy sowieckiej. Pełna gloryfikacja ruchu hajdamackiego, tak jak i ruchu banderowskiego, rozpoczęła się na Ukrainie po tzw. „pomarańczowej rewolucji” z 2004 roku. Zanim 5 grudnia 2015 roku odsłonięto w Humaniu ogromny pomnik Gonty i Żeleźniaka, powstały pomniki w Chrystynówce (Iwana Gonty) i w Chłodnym Jarze (hajdamaków) oraz ulice imienia Gonty w Czerniowcach, Dubnie, Kijowie, Lwowie, Winnicy i Żytomierzu [10].
Ślepa uliczka
Wyznawcy „wiary ukrainnej” nie dostrzegają jakiegokolwiek niebezpieczeństwa w oparciu się pomajdanowej Ukrainy na tradycji hajdamacko-banderowskiej. Ostatnio dał temu wyraz szef MSZ Witold Waszczykowski, który w wywiadzie dla portalu Kresy.pl powiedział m.in., że „Ja aż tak nie dostrzegam gloryfikowania banderyzmu na dzisiejszej Ukrainie. (…) dzisiaj w wielu przypadkach przyjmuje się go, czy jak Pan mówi gloryfikuje, jako skierowany przeciwko Rosji, a nie przeciw Polsce” [11]. Kult i odradzanie się banderyzmu na Ukrainie nie są skierowane przeciwko Polsce, ale przeciwko Rosji – to jest melodia, którą grają środowiska okołopisowskie od początku rewolty kijowskiej z przełomu 2013/2014 roku, a pan Waszczykowski ją tylko przypomniał.
Drugą, jeszcze bardziej bezczelną melodią tych środowisk, jest kłamliwe stwierdzenie, że zbrodnie banderowskie inspirowali Sowieci. Przypomniał ją niedawno niemiecko-polski historyk Bogdan Musiał dodając, że współcześni nacjonaliści ukraińscy „nie będą w stanie stworzyć państwa na tyle silnego, by było dla Polski groźniejsze od Rosji Putina” [12].
Panowie Musiał i Waszczykowski wprowadzają całą resztę mniej biegłych w polityce wyznawców „wiary ukrainnej” w głęboki błąd, będąc tego – jak przypuszczam – w pełni świadomi. Pomajdanowa Ukraina jest państwem za słabym, by cokolwiek zrobić Rosji, co wykazały wydarzenia na Krymie i w Donbasie. Jest również państwem za słabym, by obronić Polskę przed Rosją. Dlatego ta cała prometejsko-giedroyciowska koncepcja Ukrainy jako zapory broniącej Polskę przed Rosją – pomijając fakt, że z takim zagrożeniem rosyjskim realnie nie mamy do czynienia – nie ma żadnego sensu. Jest nie tylko nielogiczna, ale wręcz śmieszna.
Zresztą mają tego pełną świadomość ci jej głosiciele, którzy wiedzą, że to tylko przykrywka dla realizacji celów amerykańskiej polityki globalnej na obszarze poradzieckim rękami polskich podwykonawców. Pomajdanowa Ukraina jest natomiast państwem wystarczająco silnym, by w sprzyjających warunkach wyciągnąć rękę po Zakerzonie. Tych, którzy nie wiedzą co to jest informuję, że chodzi o kilkanaście powiatów województw lubelskiego i podkarpackiego, uważanych przez nacjonalistów ukraińskich za „ziemie utracone”. Wtedy się okaże czy heroizowana na Ukrainie tradycja hajdamacko-banderowska jest na pewno skierowana tylko przeciwko Rosji.
BOHDAN PIĘTKA