Chaos w stolicy, płonie budynek parlamentu. Demonstracje i starcia z policją

niezależny dziennik polityczny

W stolicy Liberii Monrowii płonie budynek parlamentu. Najprawdopodobniej doszło do podpalenia. Kraj paraliżują demonstracje i starcia z policją. Niespokojnie w Liberii jest ubiegłorocznych wyborów parlamentarnych, które wyłoniły również nowego prezydenta. 

Liberia. Płonie budynek parlamentu

Rozpędzeni we wtorek demonstranci wrócili w środę na główną ulicę Monrowii, Sinkor. Po raz kolejny doszło do brutalnych starć z policją, tym razem na tle płonącego parlamentu, z którym nie radziła sobie stołeczna straż pożarna. Stary sprzęt odmawiał posłuszeństwa, nie działały pompy, sparciałe węże pękały i ciekła z nich woda.

Jak sugerują tamtejsze media, najprawdopodobniej doszło do podpalenia. W stolicy Liberii panuje chaos, spowodowany trwającymi od kilku dni zamieszkami. Na ulicach demonstranci ścierali się z policją, w ruch poszły kamienie, natomiast policjanci strzelali gumowymi kulami i używali granatów dymnych. Aresztowano kilkadziesiąt osób, w tym asystenta byłego prezydenta.

Liberia jest niespokojna od czasu ubiegłorocznych wyborów parlamentarnych, które wyłoniły również nowego prezydenta. Były piłkarz George Weah, który jako prezydent doprowadził gospodarkę kraju do ruiny, przegrał, a zastąpił go biznesmen Joseph Boakai. Nowy prezydent poważnie potraktował swoje przedwyborcze obietnice, nie tylko te dotyczące rozwoju jednego z najbiedniejszych krajów na świecie, oczyszczenia ulic i plaż ze śmieci, ale też tę o osądzeniu zbrodniarzy dwóch wojen domowych z lat 1989-2003, którym od ponad dwudziestu lat nie spadł włos z głowy. Co więcej, kilku z nich zasiada w senacie, pobierając miesięcznie kilkanaście tysięcy dolarów pensji. Jeden z nich, Thomas Nimely Yaya, od miesięcy grozi, że powołanie takiego sądu doprowadzi do wojny. Podobnie straszył jeden z największych zbrodniarzy Liberii, zmarły w listopadzie Prince Johnson.

Dodatkowo prace parlamentu od kilku miesięcy całkowicie sparaliżował spór o jego przewodniczącego, w Liberii naśladującej Stany Zjednoczone zwanego spikerem. Liberyjski spiker jest z opozycyjnej partii, a choć pensją znacznie przewyższa swoją amerykańską odpowiedniczkę, oskarżony jest o przyjęcie wielomilionowych łapówek. We wtorek udało się go ostatecznie odwołać, co właśnie doprowadziło do protestów, w których zwykle uczestniczą opłacani przez partie polityczne agresywni młodzi ludzie. Nierzadko przed zamieszkami są odurzani narkotykami, a zawsze na miejsce przywożeni wynajętymi ciężarówkami.

Źródło: radiozet.pl

Więcej postów

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*