Przemysł tonie, Unia się budzi. Na szali jest 35 milionów miejsc pracy

niezależny dziennik polityczny

Gdy prezentowano założenia Zielonego Ładu, Unia Europejska uchodziła za globalnego prymusa, wzór do naśladowania dla innych rejonów świata zainteresowanych transformacją energetyczną. Wojna w Ukrainie wszystko zmieniła. Unijny przemysł pogrąża się w kryzysie, a Komisja Europejska zapowiada plan naprawczy.

  • Europejski przemysł, zatrudniający 35 milionów osób i odpowiadający za ponad 80 proc. eksportu UE, stanowi fundament jej gospodarki. Ostatnio zmaga się jednak z poważnymi problemami.
  • Powodem są wysokie koszty energii, uzależnienie od eksportu kluczowych towarów i surowców, a także wyzwania związane z połączeniem dekarbonizacji z utrzymaniem konkurencyjności przemysłowej.
  • Szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen zapowiedziała, że w pierwszych stu dniach nowej kadencji zaproponuje porozumienie ws. czystego przemysłu (Clean Industrial Deal).
  • Aspiracje Europy do rozwijania lokalnego sektora czystych technologii mogą jednak potencjalnie obrócić się przeciwko niej.

Zielona transformacja Unii Europejskiej miała się powieść m.in. dzięki tanim rosyjskim surowcom i importowi z Chin. Wojna w Ukrainie wszystko jednak zmieniła. Wysokie ceny energii, słaba koniunktura i chińska konkurencja sprawiły, że europejski przemysł pogrąża się w największym kryzysie od dziesięcioleci.

Najlepszym przykładem kłopotów, z jakimi mierzą się europejskie firmy, jest upadek firmy Northvolt, szwedzkiego producenta m.in. akumulatorów do samochodów elektrycznych czy magazynów energii. Problemy ma także Thyssenkrupp Steel Europe, niemiecki producent stali, który chce do 2030 r. zredukować zatrudnienie o 11 tys. osób. Zamknięty ma zostać również zakład w Kreuztal-Eichen. W kryzysie jest także Volkswagen, który zdecydował o zamknięciu trzech fabryk w Niemczech i zwolnienie dziesiątek tysięcy pracowników.

Dlaczego europejski przemysł zmaga się z takimi problemami? O tym pisał w swoim raporcie Mario Draghi. Były premier Włoch i prezes Europejskiego Banku Centralnego przedstawił niedawno niepokojącą diagnozę kluczowych problemów, z jakimi mierzy się Unia Europejska. To m.in. niska innowacyjność w porównaniu do USA i Chin, wyzwania związane z połączeniem dekarbonizacji z utrzymaniem konkurencyjności przemysłowej, wysokie koszty energii (w porównaniu do konkurentów zza Atlantyku) oraz podatność na zewnętrzne wstrząsy gospodarcze.

Draghi ostrzegł, że Europa stoi w obliczu egzystencjalnego zagrożenia, jeżeli nie podejmie natychmiastowych działań w kluczowych obszarach, takich jak innowacje, zielone technologie i bezpieczeństwo gospodarcze.

Przemysł tonie, Unia się budzi. Na szali jest 35 milionów miejsc pracy

Problem dostrzegają również unijni urzędnicy. – Komisja Europejska popełniła błąd, wychodząc z założenia, że wraz ze stworzeniem, poprzez Zielony Ład, ścieżki dekarbonizacji pojawią się nowe możliwości rozwoju czystego przemysłu. Tymczasem widzimy, że to niekoniecznie tak działa. Dodatkowo słyszymy coraz więcej zarzutów, że USA mają system subsydiów wspierający inwestycje w czyste technologie (US Inflation Reduction Act – przyp. red.), a my mamy ETS, który nakłada ograniczenia i kary. Czyli oni mają marchewki, a my kije. Jest więc coraz więcej głosów, że potrzebujemy więcej marchewek – mówi nam źródło zbliżone do Komisji Europejskiej.

Nasz rozmówca dodaje, że obok Amerykanów – którzy w ciągu 10 lat chcą wydać 369 mld dol. na inwestycje w energię odnawialną, zakup samochodów elektrycznych produkowanych w USA czy termomodernizację domów – dzięki unijnemu Zielonemu Ładowi wyrosła nam potężna chińska konkurencja. – Coraz ciężej nam konkurować w czystych technologiach z Chińczykami. Na przykład unijny przemysł wiatrowy nadal dominuje na świecie. Jednak pięć lat temu mieliśmy aż 60 proc. udziału w globalnym rynku, a teraz to jest 30 proc. To pokazuje wyraźnie, co się dzieje – podkreśla.

Nakreślając w lipcu w Parlamencie Europejskim wizję najbliższych pięciu lat, przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen zapowiedziała kontynuację polityki klimatycznej zakładającej, że w 2050 r. Europa osiągnie neutralność klimatyczną. Zastrzegła jednak, że realizacja tych ambitnych celów musi uwzględniać potrzeby ludzi i konkurencyjność przemysłu.

Zapowiedziała jednocześnie, że w pierwszych stu dniach nowej kadencji zaproponuje porozumienie na rzecz czystego przemysłu (Clean Industrial Deal). – Europa dekarbonizuje się i jednocześnie uprzemysławia. Nasze firmy potrzebują przewidywalności dla inwestycji i innowacji. Tak, mogą na nas polegać. Idąc tym tropem, utrwalimy nasz cel 90 proc. redukcji emisji CO2 do 2040 r. w europejskim prawie klimatycznym – zadeklarowała przewodnicząca Komisji.

Ceny energii i uzależnienie od eksportu – poważny problem przemysłu w UE

Konkretów dotyczących tzw. nowego Zielonego Ładu jeszcze nie ma. Wiadomo jednak, że zostanie on oparty na czterech filarach:

  • przystępnych cenach energii,
  • większej ochronie rynku wewnętrznego i promowaniu europejskich firm,
  • tworzeniu wewnętrznego popytu na zielone produkty,
  • a także uproszczeniu i ograniczeniu biurokracji.

Szczególny nacisk położony ma zostać na pierwsze dwa filary. Przypomnijmy, że ceny energii po inwazji Rosji na Ukrainę wzrosły dramatycznie. – Można powiedzieć, że w tej kwestii odnieśliśmy częściowy sukces, bo m.in. dzięki przejściu na gaz skroplony i inwestycjom w OZE ceny spadły. Natomiast nie wszystko wygląda najlepiej. Jeśli chodzi o ceny prądu dla przemysłu, to one cały czas są o 160 proc. wyższe niż w USA, a w przypadku gazu o 345 proc. – mówi nasz rozmówca.

Jak więc Komisja Europejska chce rozwiązać ten problem? – Po pierwsze należy przyspieszyć z inwestycjami w OZE. Jak popatrzy się na ceny prądu w Europie, to najniższe są tam, gdzie jest duży udział OZE w miksie – głównie w Hiszpanii i Portugalii. Konieczne są jednak inwestycje w sieci, żeby te mogły udźwignąć zwiększony udział OZE. Na to potrzeba ok. 400 mld euro. Pojawia się jednocześnie pytanie, jak rozłożyć te koszty pomiędzy przemysłem a konsumentami – ta dyskusja cały czas przed nami – dodaje.

Wyjątkową troską Unia chce objąć łańcuchy dostaw technologii czystej energii. Mówiąc w skrócie – europejska gospodarka jest w tej kwestii bardzo uzależniona od eksportu z Chin i to musi się zmienić.

Z najnowszego raportu Międzynarodowej Agencji Energetycznej wynika, że pod koniec 2023 r. chińskie firmy posiadały od 85 do 98 proc. globalnych mocy produkcyjnych w przypadku fotowoltaiki, 50-65 proc. w przypadku technologii wiatrowych, nieco poniżej 60 proc. w przypadku elektrolizerów oraz blisko 40 proc. w przypadku pomp ciepła. Warto również zwrócić uwagę na wzrost chińskich mocy produkcyjnych początwszy od 2021 r. (niebieska kropka na wykresie).

– Wzrost Chin jest imponujący, a jednocześnie niepokojący – mówi nasz rozmówca w Brukseli. Jak zauważa, obecnie 20 proc. ropy naftowej przepływa przez Cieśninę Ormuz, co stwarza pewne zagrożenie. – Ale jak uświadomiony sobie, że 50 proc. technologii czystej energii przepływa przez Cieśninę Malakka, to zrozumiemy, jak ogromne ryzyko wisi nad naszą gospodarką – zauważa.

Na naszych oczach zmienia się więc sposób pojmowania przez Unię Europejską rzeczywistości. – Kilka lat temu UE myślała, że skoro importujemy z Chin 90 proc. paneli słonecznych, to wszystko jest w porządku, bo w ten sposób ograniczamy koszty transformacji. Jednak wojna w Ukrainie wszystko zmieniła. W związku z tym Unia zdecydowała, że musimy mieć na miejscu jakąś produkcję, a co najmniej zdywersyfikowane źródła zaopatrzenia – słyszymy.

KE chce również pochylić się nad stworzeniem wewnętrznego popytu na zielone produkty poprzez kreowanie zapotrzebowania np. na zieloną stal i nawozy, a także uproszczeniem systemu regulacyjnego. – Firmy mówią nam, że ciężar regulacyjny jest jedną z głównych barier inwestycyjnych. Mario Draghi wyliczył, że w USA w pewnym czasie przyjęto 3,5 tys. nowych rozporządzeń, a w UE 13 tys. Chcemy więc uprościć pewne elementy – mówi nam nasz rozmówca.

Clean Industrial Deal. Skąd Unia weźmie na to pieniądze?

Największa batalia ws. nowego Zielonego Ładu dotyczyć będzie zapewne finansów. Eksperci twierdzą, że transformacja przemysłu przy jednoczesnym zachowaniu konkurencyjności wymaga setek miliardów euro inwestycji. Tymczasem rządy państw członkowskich niechętnie wykładają dodatkowe środki.

– USA dają 380 mld dolarów. My nie mamy takich środków. Jest finansowany z wpływów z ETS (system handlu emisjami – przyp. red.) Innovation Fund. Tutaj teraz zmienia się strategia. Widzimy, że subsydiowanie innowacji nie przekłada się na sukces komercyjny firm, więc idziemy w stronę subsydiowania produkcji masowej zielonych technologii – słyszymy od osoby zbliżonej do Komisji Europejskiej.

Sam ETS, którego celem jest zmotywowanie firm do redukcji emisji CO2, to jednak – jak wspomnieliśmy – ogromny problem dla unijnych firm. Dodatkowo od 2027 r. system handlu emisjami ma objąć budownictwo i transport (ETS2), co wpłynie to na rachunki płacone przez Europejczyków. Sprawa budzi spore emocje, a rząd Donalda Tuska mówi otwarcie, że będzie dążył do odroczenia wejścia w życie „nowego podatku”. I nie jest tutaj na przegranej pozycji.

Klimat wokół ETS się zmienia. Komisja Europejska pochyli się nad jego wpływem na przemysł. Nie możemy przecież dążyć do dekarbonizacji poprzez niszczenie popytu – mówi nam nieoficjalnie w Brukseli osoba zaznajomiona ze sprawą.

Dodaje, że zastanowić należy się również, do kiedy utrzymywać system przydzielania bezpłatnych uprawnień EU ETS dla sektorów najbardziej narażonych na zewnętrzną konkurencję oraz jaka powinna być wysokość współczynnika, o który ograniczana jest darmowa alokacja. – Temu wszystkiemu będzie w najbliższym czasie przyglądała się Komisja Europejska. Raczej nie będzie założenia, że trzeba rozszerzać ETS na kolejne sektory – usłyszeliśmy.

Osobnym problemem jest jednak fakt, że np. Polska do tej pory połowę środków wydawała na cele zupełnie niezwiązane z transformacją energetyczną. – Jest w tej kwestii bardzo dużo do zrobienia – słyszymy.

W kontekście wprowadzenia Clean Industrial Deal mówi się również o wielomiliardowym (nawet 800 mld euro) funduszu konkurencyjności. W tej kwestii jednak niewiele wiadomo, a sprawa będzie zapewne rozstrzygać się na etapie konstruowania nowych unijnych ram finansowych na lata 2028-34. Prace w tej kwestii są na początkowym etapie, a pierwszej propozycji nowego budżetu możemy spodziewać się zapewne w drugiej połowie przyszłego roku. Główną rolę odegra tutaj polski komisarz ds. budżetu Piotr Serafin.

Mario Draghi w swoim raporcie wezwał do zaciągnięcia nowego kredytu, na wzór Funduszu Odbudowy, aby ożywić europejski przemysł. Możemy tutaj jednak spodziewać się ostrego sprzeciwu państw z północnej Europy, które nie chcą dalej się zadłużać. „Jeśli ten opór się utrzyma, przemysł czystych technologii może poszukać bardziej sprzyjających warunków gdzie indziej” – ocenia Kurtyka.

Europa chce rozwijać sektor czystych technologii. Są zagrożenia

Należy również pamiętać, że aspiracje Europy do rozwijania lokalnego sektora czystych technologii mogą potencjalnie obrócić się przeciwko niej. Andrei Covatariu, ekspert ds. energetyki z Energy Policy Group, zwraca uwagę, że jeśli UE zrobi postępy w budowaniu własnych zdolności produkcyjnych i stopniowo będzie importować mniej technologii z Chin, wówczas Państwo Środka może ograniczyć dostęp do kluczowych surowców lub podnieść ceny eksportu. „Takie działanie mogłoby osłabić zdolność Europy do finansowania inwestycji w swój sektor przemysłowy, utrzymując kontynent w uzależnieniu od importu. Przykładem takiego ryzyka mogą być chińskie ograniczenia eksportu galu i germanu wprowadzone w 2023 r.” – czytamy w „Atlantic Council”.

Z drugiej strony – zauważa Andrei Covatariu – unijna inicjatywa pojawia się po wyborach w USA, co może stawiać pytanie, czy UE i Stany Zjednoczone będą dążyć do partnerstwa przemysłowego w obszarze czystych technologii, czy też potencjalnie wchodzić sobie w drogę. Zdaniem eksperta, potencjalne bariery handlowe, takie jak unijny Mechanizm Dostosowania Granic Węglowych (CBAM), mogą więc zwiększyć ryzyko wojny handlowej, przed którą ostrzegał już zresztą Europejczyków Donald Trump.

Mimo zagrożeń zdaje się, że Europa nie ma innego wyjścia i powinna postawić na wspieranie swoich firm. Stephane Sejourne, były szef MSZ Francji i nowy komisarz UE ds. przemysłu, w rozmowie z „Financial Times” powiedział, że UE musi wykazać się ofensywną strategią, aby obronić się przez amerykańskimi sankcjami i subsydiowanymi produktami chińskimi zalewającymi rynek europejski. – Tu nie chodzi o europejski protekcjonizm. Europa nie ma żadnego interesu w uczestniczeniu w wojnie handlowej – zaznaczył. Podkreślił jednocześnie, że „mamy strategiczny i technologiczny interes, aby rozwinąć nasz przemysł, stworzyć nowe miejsca pracy i zwiększyć wzrost gospodarczy”.

Udział Unii Europejskiej w globalnym sektorze przemysłowym spadł z 21 proc. w 2000 r. do 14,5 proc. w roku 2021. Ponadto unijny przemysł, zatrudniający 35 milionów osób i odpowiadający za ponad 80 proc. eksportu, od 2019 r. musiał zwolnić z pracy 850 tys. osób.

Źródło: wnp.pl

Więcej postów

1 Komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*