Prof. Rafał Chwedoruk z Uniwersytetu Warszawskiego nie jest zaskoczony wynikami drugiej tury wyborów samorządowych w całym kraju. Choć twierdzi, że PiS stracił w miastach wszystko, co można było stracić, a PO zaliczyła z kolei kilka spektakularnych porażek w mniejszych i w średnich miastach, obie formacje na swój sposób mogą być usatysfakcjonowane. Portalowi i.pl wyjaśnił także, dlaczego Bełchatów wybrał na swojego prezydenta kandydata Konfederacji, a także czemu Izabeli Bodnar nie udało się pokonać Jacka Sutryka we Wrocławiu.
Jak podsumowałaby Pan drugą turą wyborów samorządowych?
Jeżeli chodzi o rywalizację między głównymi partiami politycznymi tam, gdzie uczestniczyły one w pośredniej czy też w bezpośredniej formie w wyborach samorządowych, to nie działo się nic szczególnego.
PO może czuć się usatysfakcjonowana zakresem zwycięstw i kandydatów co nie znaczy, że nie zaliczyła kilku spektakularnych porażek w średnich i w mniejszych miastach. Z kolei Prawo i Sprawiedliwość straciło natomiast w miastach wszystko, co można było stracić.
Niemniej jednak gdy spojrzeć na wstępny bilans drugiej tury wyborów samorządowych, to PiS może być zadowolony, a zarówno zaskoczony zwycięstwami w Siedlcach i w Jastrzębiu. To zawsze ma znaczenie symboliczne – oto mamy do czynienia z wyjątkiem od reguły.
W tych wyborach samorządowych dało się również zaobserwować interesujące zjawisko społeczne.
Mianowicie w wielu miejscowościach – różnej wielkości, o różnych losach i różniących się poziomem życia – dało się zaobserwować niezadowolenie z dotychczasowych włodarzy. Co istotne, często było ono deklarowane przez mieszkańców młodszej czy średniej generacji, którzy sprowadzili się do danego miasta i nie miało związku z kwestiami ideologicznymi. Dotyczyło raczej dysfunkcji życia codziennego.
Dla samorządowców i rządzących to może być dosyć istotny sygnał. Szczególnie interesująco zjawisko to wygląda na poziomie tych miast, które są małe albo średnie i nie są uwzględniane w analizach na poziomie ogólnopolskim.
A co z frekwencją wyborczą?
Frekwencja w wyborach samorządowych zawsze była niższa niż w wyborach parlamentarnych, a z kolei frekwencja w drugiej turze wyborów zawsze jest niższa niż w pierwszej. Pozostaliśmy przy tych regułach.
Kto wg Pana jest największym przegranym i wygranym drugiej tury wyborów samorządowych?
Myślę, że w tych warunkach największymi zwycięzcami są ci, którzy wydawali się być kandydatami bez większych szans, ale jednak wygrali. Do takiej sytuacji doszło na przykład w Nowym Dworze Mazowieckim czy we Włocławku, gdzie Lewica powróciła do prezydentury po dwukadencyjnym interludium. W kontekście ogólnopolskim to może być zaskakujące. To byliby chyba główni zwycięzcy, jeśli chodzi o drugą turę w mniejszych miastach, ponieważ dużych ośrodkach nie stało się nic zaskakującego.
Więcej – powiedziałbym wręcz, że przypadek Torunia, gdzie PO wywalczyła prezydenturę po latach rządów prezydenta wywodzącego się z SLD i cieszącym się cichym poparciem prawicy jest swoistym powrotem do normy, gdyż w wyborach o charakterze czysto partyjnym w Toruniu to zawsze Platforma Obywatelska była numerem jeden. Wybory zatem nie obyły się bez niespodzianek, ale to niespodzianki na pograniczu wielkiej polityki, silnie determinowane lokalnie.
Wiele emocji budziły w całej Polsce kandydatury na prezydenta Wrocławia, gdzie Izabela Bodnar zmierzyła się z urzędującym prezydentem Jackiem Sutrykiem i przegrała. Wydawało się jednak, że ma duże szanse na zdetronizowanie dotychczasowego gospodarza. Co przesądziło o jej porażce?
Byłbym zaskoczony, gdyby stało się odwrotnie, to znaczy gdyby pani Bodnar wygrała we Wrocławiu z Jackiem Sutrykiem. Czynniki strukturalne już dawno uczyniły z Wrocławia miasto liberalne. Wszyscy dotychczasowi prezydenci Wrocławia byli związani z orientacją liberalną – chociaż paradoksalnie Jacek Sutryk związany jest z nią najmniej, jako że wywodzi się z Lewicy, niezbyt silnej we Wrocławiu.
Jednak już parę lat temu, kiedy trwały dyskusje na temat polityki Jacka Sutryka w mieście stwierdziłem, że to on wygra kolejne wybory. Dlaczego? Warto zwrócić uwagę na postać pani Bodnar. To, kim jest, sposób uprawiania przez nią polityki, a także mocne argumenty przeciwko niej, które padły przed drugą turą wyborów samorządowych, utrudniły jej zdobycia głosów ze strony wyborców PiS-u. A trzeba zauważyć, że chociaż Wrocław oczywiście jest liberalny, to jak na skalę dużych miast prawica wcale nie jest tam taka słaba.
Ba – swego czasu Mirosława Stachowiak–Różecka z PiS miała tam drugą turę i starła się z Rafałem Dutkiewiczem. Poparcie dla prawicy jest szczególnie duże na drugim brzegu Odry, więc sumując to wszystko, zdecydowanie kandydatka taka jak pani Bodnar nie była w stanie przełamać tych strukturalnych czynników ani też w łatwy sposób rozbić spójności większości elektoratu liberalnego i lewicowego we Wrocławiu.
W wyścigu o fotel prezydenta i Konfederacja zanotowała pewien sukces. Mianowicie w Bełchatowie prezydentem został kandydat tej formacji, Patryk Marjan. Co zadecydowało o tym zwycięstwie?
Jeśli chodzi o zwycięstwo kandydata Konfederacji w Bełchatowie, również nie powinniśmy być wielce zaskoczeni.
Bełchatów to miasto jeszcze gierkowskie. Napływała tam ludność z województwa łódzkiego oraz ze Śląska, zatem cechowało się ono dosyć nietypową strukturą wyborczą. Choć integracja lokalnej społeczności okazała się nie lada wyzwaniem, Bełchatów postrzegany był jako miasto bardzo przyszłościowe. Tymczasem dziś w sposób gwałtowny jest ono degradowane. Zadziałał tam nadto w pewnym stopniu taki mechanizm, jaki miał miejsce w przypadku wyborców Samoobrony: po rozpadzie tej formacji wielu trafiło pod skrzydła PO, a nie PiS-u. To znaczy, że liczyli oni raczej na to, że to polityka publiczna i instytucja państwowe podtrzymają poziom życia w Bełchatowie. Kiedy jednak okazywało się, że państwo tego nie uczyni, w mieście następował gwałtowny liberalny zwrot. W przypadku Bełchatowa wzmocniony jest on jeszcze jak sądzę desperacją, bo degradacja miasta zadziała się stosunkowo szybko i nie jest ona równoległą do tego, co dzieje się w reszcie kraju.
W takich okolicznościach gwałtowne wręcz desperackie zmiany oraz wybór kandydata liberalnego i jawiącego się jako symbol protestu jest zrozumiałe – na zasadzie: skoro państwo nam nie pomoże, musimy ratować się sami. A w takich przypadkach skrajnie indywidualistyczne myślenie może być przydatne, szczególnie w okresie rewolucji antywęglowej.
Sytuacja w Bełchatowie przypomina mi inne skrajne przypadki: w Częstochowie wygrywa po raz kolejny prezydent z SLD, co widzę jako formę protestu przeciwko polityce i ekonomii dotyczącej Jasnej Góry. Z kolei niegdyś w Łomży, gdzie cała koalicja jest bardzo mocno prawicowa, przez jedną czy dwie kadencje rządził prezydent z SLD. Miało to miejsce zaraz po utracie przez Łomżę statusu miasta wojewódzkiego.
Biorąc to pod uwagę, zwycięstwo Patryka Marjana w Bełchatowie nie wydaje się być żadnym zaskoczeniem.
Żródło: i.pl