W Izraelu udział bezzałogowców w działaniach bojowych rośnie od wielu lat. W związku z tym Tel Awiw planował wycofać ze służby śmigłowce bojowe AH-64A Peten i AH-64D Saraf, które miały zostać zastąpione przez uzbrojone drony. Założenia te zweryfikowała wojna w Strefie Gazy, która jednoznacznie dowodzi, że historia „powietrznych kanonierek” jest daleka od zakończenia.
Koniec epoki śmigłowców bojowych jest wieszczony co najmniej od początku XXI w. Wszystko ze względu na wzrost możliwości systemów obrony powietrznej oraz dronów, które miały zająć miejsce załogowych wiropłatów na polu bitwy. Nie inaczej było w Izraelu, który jest jednym ze światowych liderów w dziedzinie technologii bezzałogowych.
Już jakiś czas temu Tel Awiw wycofał ze służby bardzo lubiane w Siłach Obrony Izraela śmigłowce AH-1 Cobra (lokalnie nazywane Tzefa). Większość ich zadań przejęły AH-64 Apache w wariantach A (Peten) i D (Saraf). Izrael posiada 48 egzemplarzy AH-64 obu wersji. Podobnie jak tamtejsza flota wielozadaniowych samolotów bojowych, maszyny te są systematycznie modyfikowane z użyciem izraelskich systemów samoobrony, walki radioelektronicznej, uzbrojenia, rozpoznania i łączności.
Mimo to Tel Awiw z czasem zamierzał pozbyć się drogich w zakupie oraz utrzymaniu wiropłatów, a rozbudowy ich floty nie rozważano na poważnie. Plany obejmują za to zakupy wielozadaniowych samolotów bojowych F-35I Adir, ciężkich śmigłowców transportowych CH-53K, a także samolotów tankowania powietrznego. Rozważane jest także powiększenie floty uderzeniowych F-15I Ra’am o wariant rozwojowy amerykańskiego F-15EX Eagle II, by uzupełnić lub zastąpić najstarsze płatowce wersji A, B, C i D o lokalnej nazwie Baz.
Ze śmigłowcami Apache zintegrowano izraelskiej produkcji pociski Spike NLOS, które dysponują zasięgiem 50 km. Obok niespotykanej w tej klasie zdolności rażenia na dużą odległość do kluczowych zalet tego systemu uzbrojenia należą: naprowadzanie optyczne, które umożliwia prowadzenie rozpoznania w drodze do celu, zdolność do działania zarówno w trybie „odpal i zapomnij”, jak i z udziałem operatora, jak również możliwość przekazywania sterowania pociskiem między wieloma kontrolerami. Mimo to z czasem śmigłowce miały zostać zastąpione przez bezzałogowce. Wszystko po to, by zlikwidować zagrożenie dla pilotów oraz zwiększyć efektywność działań bojowych poprzez wydłużenie przebywanie drona nad strefą działań bojowych. Bezzałogowiec nie jest ograniczony chociażby ludzką fizjologią.
Weryfikacja planów
Wojna w Strefie Gazy, która rozpoczęła się 7 października 2023 roku, zweryfikowała te plany. Okazało się, że systemy bezzałogowe mają poważne ograniczenia. Można przygotować je i wyposażyć do wypełniania ograniczonego wachlarza zadań, choćby w zakresie uzbrojenia. Zmniejsza to zdolność do prowadzenia złożonych, dynamicznych operacji, gdzie potrzebna jest elastyczność i zdolność do szybkiego reagowania na zmieniającą się sytuację. To można osiągnąć tylko przy pomocy ciężkiej maszyny załogowej, dysponującej odpowiednim udźwigiem, sensorami, różnorodnym uzbrojeniem (w tym dalekiego zasięgu) oraz rozbudowanymi systemami łączności i samoobrony.
To nie są tylko puste deklaracje i teoretyczne rozważania. Obecnie Izrael dąży do pozyskania 40 śmigłowców Apache najnowszej wersji AH-64E. Trwają zabiegi, by można było zakupić je w trybie przyspieszonym. Maszyny te są więc potrzebne „na wczoraj”. Tym samym doświadczenie izraelskie wskazuje, że era śmigłowców bojowych jeszcze się nie skończyła, bowiem AH-64 okazuje się platformą na tyle wszechstronną, że jest trudny do zastąpienia przez bezzałogowce.
Zresztą śmigłowce bojowe kupuje wiele państw na świecie. W Chinach pojawiły się fotografie nowego ciężkiego śmigłowca bojowego o nieznanym oznaczeniu. Nowy wiropłat został roboczo określony przez analityków jako „Z-21”. Ponadto, prowadzona jest produkcja średnich śmigłowców bojowych Z-10 i lekkich Z-19. Indie od niedawna wprowadzają do służby lekki śmigłowiec bojowy HAL Prachand i zakupiły najnowsze AH-64E. Niemiecki zakup uzbrojonych wielozadaniowych śmigłowców Airbus H145M w miejsce szturmowych Tigerów to wyjątek, a nie reguła i wynika raczej z problemów z Tigerem niż rezygnacji ze śmigłowca bojowego.
Także amerykańska rezygnacja ze śmigłowców bojowo-rozpoznawczych programu FARA nie świadczy o końcu wiropłatów typowo bojowych. Apache w US Army pozostają i mają się dobrze.
Aż 96 egzemplarzy AH-64E planuje kupić także Polska, chociaż od pewnego czasu pojawiają się głosy krytykujące ten plan. „Kupujemy 96 śmigłowców Apache. Akurat ta liczba mnie naprawdę zastanawia. Doświadczenia wojny na Ukrainie pokazują, że śmigłowce sprawdzają się wyłącznie w roli transportowej. One latają na niskiej wysokości, a gdy latają wyżej, to są po prostu utrącane i tak naprawdę pracują jako takie pick-upy: dowieźć żołnierzy, zabrać rannych, dowieźć amunicję” – powiedziała posłanka Joanna Kluzik-Rostkowska, wiceszefowa Sejmowej Komisji Obrony Narodowej.
Skala zakupu jest rzeczywiście ogromna. Żaden klient eksportowy nie kupił aż tak wielu tych maszyn. Można zastanawiać się, czy ta liczba to nie przesada. Zakup 96 płatowców wymusiłby wprowadzenie szeregu zmian w strukturze Sił Zbrojnych, a także podjęcie się wielkiej rozbudowy infrastruktury, zaplecza serwisowego oraz systemu szkolenia. Bardziej logicznym rozwiązaniem wydaje się utrzymanie obecnych jednostek eksploatujących Mi-24 i przezbrojenie ich na Apache w stosunku mniej więcej 1:1, kupując 32 egzemplarze AH-64. Po ukończeniu tego procesu można byłoby pokusić się o utworzenie dodatkowej, trzeciej eskadry śmigłowców bojowych, pozyskując łącznie 48 Apacze.
Z drugiej strony, nagły izraelski zwrot w kierunku Apache daje do myślenia. Może okazać się, że pomysł posiadania licznej floty śmigłowców bojowych wcale nie jest taki kontrowersyjny, jak się wydaje. Oczywiście Izrael nie walczy z przeciwnikiem posiadającym zaawansowaną obronę przeciwlotniczą, którą dysponują choćby Rosjanie. Z drugiej strony, Tel Awiw nie inwestuje teraz w broń szykowaną wyłącznie na konflikt z Hamasem i Hezbollahem. Nad krajem wciąż wisi widmo otwartego konfliktu z Iranem, w którym bezzałogowce mogą nie wystarczyć.
Fałszywa analogia
Argument o tym, że śmigłowce na Ukrainie sprawdzają się jedynie w roli transportowej, jest chybiony. Ukraina posiada bowiem sędziwe Mi-24, które często są pozbawione kierowanego uzbrojenia przeciwpancernego. Choć Rosja dysponuje wiropłatami nowszych typów (Ka-52, Mi-28), to i tak stoją one na znacznie niższym poziomie technicznym niż AH-64E. Dotyczy to także ich uzbrojenia.
Rola AH-64 na polu walki ewoluuje. Śmigłowiec, który dotąd pełnił rolę klasycznej maszyny szturmowej, dziś stanowi odpowiednik wielozadaniowego samolotu bojowego F-15EX Eagle II. Jest nosicielem szerokiej gamy uzbrojenia (w tym bardzo dalekiego zasięgu, jak wspomniany Spike NLOS), dzięki wysokiej klasy sensorom dysponuje dużą świadomością sytuacyjną, a odpowiednio wyposażony może współpracować z różnymi systemami bezzałogowymi. Jako taki może działać w roli kluczowego przekaźnika informacji i mobilnego ośrodka dowodzenia, a jednocześnie działać jako lotniczy odwód przeciwpancerny współpracujący z wojskami lądowymi.
Żadna z rosyjskich ani ukraińskich maszyn nie dysponuje podobnym wachlarzem możliwości. Ataki niekierowanymi pociskami rakietowymi „z górki” nie stanowi optymalnego wykorzystania ich możliwości, a korzystanie z ppk naprowadzanych radiokomendowo (9M120 Ataka w Mi-28) lub w wiązce lasera (9K121 Wichr w Ka-52) ogranicza zasięg rażenia, a także wystawia śmigłowiec na działanie obrony powietrznej przeciwnika.
Z kolei lżejsze śmigłowce zachodnie, które mogłyby przenosić pociski klasy Spike NLOS, nie dysponują nawet ułamkiem możliwości Apache, który jednocześnie może prowadzić rozpoznanie, razić przeciwnika na dużych odległościach, przydzielać zadania systemom bezzałogowym i zarządzać polem walki, samemu nie wystawiając się na szwank. Nie dziwi więc, że kolejka na nowe AH-64E wcale nie ulega skróceniu. Wręcz przeciwnie.
Źródło: defence24.pl