Premier Tusk powiedział, że zbyt silny złoty byłby problemem dla polskich eksporterów. NBP, trzymając stopy proc. na obecnym poziomie przy obniżaniu ich za granicą oraz napływie funduszy z UE, może doprowadzić do jeszcze większego umocnienia się polskiej waluty. Czy coś nam z tego powodu grozi?
– To są dość banalne prawdy, że warto mieć zrównoważony kurs. Oczywiście jesteśmy dumni, że polska waluta jest silna, złoty jest stabilny i najsilniejszy od długiego czasu, ale nie mamy w tym interesu, żeby tu przesadzono. Bo wiadomo, jaki to ma wpływ wtedy na eksport – powiedział w tym tygodniu Donald Tusk, pytany, czy ostatnio obserwowane umocnienie polskiej waluty nie poszło za daleko i czy może uderzyć w polską gospodarkę.
Złoty wobec euro kosztuje obecnie 4,26 zł i jest najsilniejszy od 2020 r. Od początku stycznia umocnił się o kolejne 1,8 proc.
Natomiast wobec dolara osłabił się o 0,6 proc., ale jest relatywnie silny i oscyluje na poziomach z końca 2021 r. Czy są to już wartości alarmujące? Money.pl zapytał ekspertów, co sądzą o słowach premiera Tuska i czy widzą w związku z tym jakieś zagrożenia.
Silny złoty nieopłacalny dla eksportu?
Marek Kłoczko, prezes Krajowej Izby Gospodarczej, w rozmowie z money.pl wskazuje, że szersze badanie granicznego kursu opłacalności eksportu robi cyklicznie Narodowy Bank Polski.
– Zazwyczaj wynika z niego, że za taki kurs przedsiębiorcy przyjmują wartość o 10 proc. mocniejszą od aktualnie notowanej. Co ciekawe, te 10 proc. różnicy wychodzi niezależnie od tego, czy złoty akurat jest słaby, czy bardzo mocny. Dziś po dłuższej fali umacniania złotego można by zaryzykować tezę, że chwilowo ta poduszka z zazwyczaj osiąganych 10 proc. zeszła nam czasowo do około 3-5 proc. – przekonuje.
Trzeba jednak pamiętać, że mówimy tu o pewnej średniej. W przypadku poszczególnych branż, a tym bardziej poszczególnych firm, ten kurs progu opłacalności może prezentować się bardzo różnie – dodaje Kłoczko.
Z kolei Łukasz Kozłowski, główny ekonomista Federacji Przedsiębiorców Polskich, doprecyzowuje, że obecnie „graniczny kurs” dla opłacalności eksportu jest oceniany na poziomie ok. 4,10 w przypadku euro oraz 3,83 w przypadku dolara. Nieco więc do tych poziomów jeszcze mamy.
– Obserwowane przez ekonomistów realne umocnienie złotego w ostatnich dwóch latach wynika z dwóch czynników. Po pierwsze, inflacja w Polsce była wyraźnie wyższa niż w strefie euro, co powinno zbiegać się z wyższą ceną euro wyrażoną w złotych polskich (nominalnym osłabieniem złotego). Po drugie, w tym okresie złoty był pod wpływem rosyjskiej agresji na Ukrainę, gołębiego NBP i populistycznej polityki rządu PiS. Od wyborów 15 października zmianie uległy dwa ostatnie z wymienionych czynników, co doprowadziło do umocnienia złotego – tłumaczy natomiast Kamil Sobolewski, główny ekonomista Pracodawców RP.
Jak przedsiębiorstwa sobie radzą z walutą?
Pytanie w takim razie brzmi, czy czekają nas pewne zagrożenia związane z umocnieniem się polskiej waluty. Marek Kłoczko uważa, że firmy potrafią adaptować się do wahań kursowych. Według niego wynika to z dwóch czynników.
Po pierwsze, dziś by eksportować, trzeba też importować – surowce, materiały i komponenty. Przy mocniejszy złotym mamy mniejsze utargi, ale i nieco niższe koszty. Przy złotym słabym przy zwiększonych utargach mamy też większe obciążenie kosztami. Po drugie, w średnim terminie udaje nam się systematycznie poprawiać wydajność. Dzięki temu nawet w sytuacji stopniowej aprecjacji wciąż jesteśmy konkurencyjni. Oczywiście aprecjacja złotego postępująca szybko i w dodatku w długim okresie może być destrukcyjna dla konkurencyjności naszej produkcji – przestrzega prezes KIG.
Zgadza się z nim Kamil Sobolewski.- W mojej opinii, dopóki nie schodzimy trwale z kursem poniżej 4,20 względem euro, nie wywoła to negatywnych skutków gospodarczych, a przy kursie 4 złote za euro te negatywne skutki byłyby wysoce prawdopodobne – szacuje.
Co dalej ze złotym?
Czy możliwe więc, że zejdziemy do tego poziomu? Jest to obarczone sporą dawką niepewności. Eksperci, z którymi rozmawiamy, nie mają jednak wątpliwości, że złoty może się nadal umacniać.
– W perspektywie dwóch-trzech kwartałów możemy mieć jednak do czynienia z presją na dalsze wzmacnianie naszej waluty. Gospodarka najpewniej będzie przyspieszać, najpierw siłą konsumpcji prywatnej, a później także inwestycji. Już to wystarczyłoby do umiarkowanej presji na wzmocnienie waluty. A jeśli do tego RPP będzie utrzymywać retorykę pozostawienia stóp na poziomie niezmienionym, kiedy inni będą obniżać swoje stopy proc., to będzie dodatkowo wzmacniać złotego – twierdzi Marcin Mrowiec, główny ekonomista Grant Thornton i minister gospodarki w Gospodarczym Gabinecie Cieni BCC.
To zdanie podziela Łukasz Kozłowski. – Nie ulega wątpliwości, że potencjalne obniżki stóp proc. dokonywane przez Fed oraz EBC będą musiały być brane pod uwagę przy kształtowaniu kursu krajowej polityki pieniężnej. Ponieważ decyzje te skutkowałyby pogłębianiem się dysparytetu stóp proc., co oddziaływałoby w kierunku dalszego umocnienia złotego – przewiduje.
Kurs złotego w najbliższych kwartałach będzie zależeć głównie od tego, jak duże strumienie środków będą napływać na nasz rynek. To będą fundusze unijne, inwestycje bezpośrednie oraz inwestycje portfelowe. Wiele wskazuje, że ze wszystkich tych kierunków możemy mieć dużo dodatkowych środków. To by oznaczało wzmacniającego się złotego. Oczywiście część z nich możemy skupić na rezerwy walutowe, część zatrzymać nieco mniej atrakcyjnymi warunkami w zakresie stóp proc., ale możemy też powalczyć o pewien odpływ środków z naszego rynku. Choćby w postaci liczniejszych inwestycji naszych podmiotów za granicą – dodaje Marek Kłoczko.
Inną opinię na ten temat ma za to Mateusz Zielonka, ekspert ekonomiczny Konfederacji Lewiatan. Według niego stopy proc. i ich różnica do państw regionu są ważnym czynnikiem, ale już doświadczaliśmy sytuacji, w której różnica punktowa między stopami ECB czy FED była ogromna, a w tym samym czasie kurs złotego do euro „sięgał swoich wieloletnich maksimów”.
– Oznacza to, że w rzeczywistości istnieje dużo więcej czynników skłaniających inwestorów do przesuwania kapitału w stronę walut niż sama różnica w stopach proc. Co za tym idzie, nie ma obaw, przy powiększającej się luce w koszcie pieniądza, że nastąpi wyraźna aprecjacja polskiej waluty – uważa Zielonka.
NBP powinien działać?
Sytuacja polskiej waluty na pewno powinna interesować Narodowy Bank Polski. Na razie Rada Polityki Pieniężnej po wyborach parlamentarnych zmieniła swoją optykę. Przekonuje, że prawdopodobnie do końca roku nie będzie obniżała stóp proc. W opinii ekonomistów do zmiany zdania Radę mógłby skłonić jednak nadmiernie silny złoty.
– Jeżeli kolejne projekcje inflacyjne będą przedstawiać się bardziej optymistycznie, a na skutek luzowania polityki pieniężnej EBC i Fed złoty będzie się gwałtownie umacniał, stanowiłoby to oczywiście argument przejawiający za przyspieszeniem planowanych obniżek stóp proc. – argumentuje Łukasz Kozłowski.
Zdaniem Marcina Mrowca RPP ma twardy orzech do zgryzienia. Będzie musiała brać pod uwagę kontekst międzynarodowy, obniżki stóp za granicą i ryzyko przyczyniania się do nadmiernego wzmocnienia złotego i znaleźć złoty środek – radzi ekonomista.
Szczególnie że, jak podkreśla, na złotym może z czasem dojść do „efektu jo-jo”. O co chodzi?
– Kolejne kwartały mogą upłynąć pod znakiem wzmacniania złotego. Natomiast jeśli proces zajdzie za daleko: złoty będzie zbyt mocny, deficyt na rachunku obrotów bieżących (kiedy import znacznie przewyższałby eksport – przyp.red.) przekroczyłby wyraźnie 5 proc. PKB – to za dwa-trzy lata mogłoby dojść do korekty tego stanu rzeczy, tj. osłabienia złotego, które czasami przybiera dość gwałtowny przebieg. Np. jeśli wysokiemu deficytowi zaczynają towarzyszyć wyraźne objawy spowolnienia gospodarki i/lub pogorszenia stanu finansów publicznych – mówi nam Mrowiec.
Źródło: money.pl