
Młody mężczyzna trafił do ośrodka szkoleniowego. Nie pozostał tam długo, ponieważ zachorował. Według niego nowi poborowi znaleźli się w piwnicy, w której kiedyś przechowywano azbest.
— Przykryli to gruzem i postawili na tym łóżka. Wszyscy wdychaliśmy ten pył. Po jakimś czasie zaczęło mi być niedobrze. Ale nie miałem tam żadnych leków. Poprosiłem o nie, więc wysłali mnie do medyków. Zmierzyli mi temperaturę, dali krople do nosa, rozpuszczalny proszek. Zostawili nas w izolatce na kilka dni — opisuje Rusłan.
W nocy żołnierz musiał przenieść się do zimnego bunkra z powodu alarmów przeciwlotniczych. Ukraińcy mieli tam do dyspozycji jedynie cienkie koce.
Większość opuszcza ośrodki szkoleniowe
Według ukraińskiej rzeczniczki ds. praw żołnierzy, Olhy Reszetiłowej, większość zarejestrowanych dezercji dotyczy ośrodków szkoleniowych. Jak twierdzi, nowi poborowi opuszczają ośrodki szkoleniowe w pierwszym tygodniu szkolenia lub pod jego koniec, przed udaniem się do formacji wojskowych.
„Problem dezercji jest w rzeczywistości złożony i zaczyna się jeszcze zanim rekruci staną się żołnierzami” — napisała w marcu Reszetiłowa w poście na Facebooku, dodając, że jej biuro planuje uruchomić eksperymentalny projekt, w ramach którego psychologowie lub prawnicy będą pracować z żołnierzami w ośrodkach szkoleniowych, aby wyjaśnić im między innymi, jakie są ich prawa.
„Jest to złożony problem, który wiąże się z faktem, że ludzie są mobilizowani bez wystarczającej motywacji, a następnie szukają wszelkich możliwych sposobów, aby uniknąć wysłania do strefy walki. Kiedy osoba z pokojowego środowiska trafia do środowiska wojskowego, nie jest to łatwe z psychologicznego punktu widzenia” — powiedział w rozmowie z Radiem Wolność Fedir Venisławski, deputowany z ramienia partii Sługa Ludu, który potwierdza, że zmobilizowani mężczyźni opuszczają ośrodki szkoleniowe.
„To są bajki”
— Chcę iść do brygady, którą wybrałem, ale nie chcą mnie wypuścić z tej, do której mnie wsadzili — opisuje Rusłan, który samowolnie opuścił swoją jednostkę.
Żołnierz miał dwa powody odejścia ze szkolenia. Po pierwsze: nie chciał służyć w korpusie, w którym nie miał przyjaciół ani znajomych. Po drugie: nie chciał walczyć w Rosji.
Kiedy Rusłan został poproszony przez patrol wojskowy na jednym z punktów kontrolnych w pobliżu Charkowa, aby poszedł z nimi, zgodził się. Nie unikał mobilizacji, rejestrował się wszędzie tam, gdzie wymagało tego państwo i regularnie aktualizował swoje dane.
Ponieważ osiągnął wiek mobilizacyjny, prawdopodobnie było tylko kwestią czasu, kiedy jeden z patroli, które napotykał, wyśle go do wojska.
— Nie robiłem żadnego cyrku. Traktowali mnie normalnie. Jedyne, co mi przeszkadzało, to sposób komunikacji. Pytasz ludzi w centrum rekrutacyjnym o konkretne rzeczy, ale pozostaje to bez odpowiedzi. Powiedziałem im, że chcę iść do konkretnej brygady. Ale tak się nie stało. Mój błąd polegał na tym, że nie zgłosiłem się na ochotnika, zanim zostałem zatrzymany na punkcie kontrolnym — powiedział Rusłan.
Żołnierz spędził cały dzień w centrum rekrutacyjnym. Według jego własnych słów przeszedł badania lekarskie w dziesięć minut, a po całym dniu oczekiwania grupa zmobilizowanych mężczyzn, w której się znalazł, została przewieziona do Charkowa.
— Wysiedliśmy z autobusu i oznaczyli nas w sposób 'ty, ty, ty tak — ty, ty, ty nie’. Byłem wśród tych, którym powiedziano, że się podporządkowaliśmy. Pogratulowali nam bycia w Korpusie Piechoty Morskiej. Powiedziałem, że się nie zgadzam, że chcę iść do sił lądowych. Odpowiedzieli, że będę mógł zostać przeniesiony później. Ale to są bajki — mówi Rusłan.
Ze szkolenia do szpitala — a stamtąd do domu
— Mocno się przeziębiłem i od tego momentu było ze mną coraz gorzej. Chociaż wróciłem na szkolenie, wylądowałem w szpitalu z ciężkim kaszlem. Stamtąd wróciłem do domu. Nikt mi niczego nie zabraniał, nikt mnie nawet nie szukał — mówi Rusłan
W ten sposób Rusłan stał się dezerterem — jednym z dziesiątek tysięcy mężczyzn, którzy zrezygnowali z wojska po długiej i męczącej służbie lub na samym początku, zanim w ogóle dotarli na front.
— Chociaż pierwsza dezercja zwykle jest wybaczana, w końcu zgłosili, że odszedłem na własną rękę. Sprawa trafiła do Państwowego Biura Śledczego, które bada, dlaczego i jak odszedłem. W końcu skończy się to w sądzie, a tam chcę się bronić z pomocą prawnika. Teraz czekam, co się wydarzy — powiedział żołnierz.
Niekompetentni dowódcy
Temat samowolnych dezercji był szeroko dyskutowany w Ukrainie, zwłaszcza w ostatnich miesiącach, kiedy stało się jasne, że dezercja nie jest bynajmniej jednostkowym problemem ukraińskiej armii.
Okazało się, że od początku rosyjskiej inwazji ok. 100 tys. ukraińskich żołnierzy samowolnie opuściło swoje garnizony. Liczba ta w oficjalnych statystykach wzrosła szczególnie w ubiegłym roku, kiedy Ukraina zarejestrowała 62 tys. postępowań karnych przeciwko żołnierzom, którzy opuścili swoje jednostki bez pozwolenia.
Ankieta opublikowana w styczniu przez ukraińską stronę internetową Teksty pokazuje, że decyzja o dezercji może być równie spontaniczna, jak i podjęta z premedytacją. 52 proc. ankietowanych opuściło armię spontanicznie, a 48 proc. tych, z którymi socjologowie przeprowadzili wywiady na temat powodów odejścia, opuściło armię po dłuższym zastanowieniu.
Badanie wykazało, że żołnierze odchodzą z powodu długotrwałego niezadowolenia i wyczerpania lub w wyniku gwałtownej reakcji na stresujące wydarzenie. Nie tylko ci, którzy zostali zmuszeni do zaciągnięcia się do wojska, opuszczają armię, ale także ci, którzy wstąpili do niej dobrowolnie.
Według ekspertów jednym z kluczowych czynników prowadzących do dezercji jest niski poziom profesjonalizmu dowódców. W jednostkach ze zdolnymi i lojalnymi dowódcami dezercja jest minimalna, ale tam, gdzie żołnierze spotykają się z obojętnością, okrucieństwem lub niekompetencją ze strony dowódców, ryzyko dezercji wzrasta.
Prawie połowa mężczyzn, którzy zdezerterowali, stwierdziła w ankiecie, że byliby skłonni wrócić do wojska. Stwierdzili jednak, że kluczowa jest reforma armii.
Brak mobilizacji
Ukraina ma problem z niewystarczającą mobilizacją. Potrzeba zmobilizowania co najmniej pół miliona więcej ludzi była omawiana już w 2023 r. Niektórzy eksperci wskazują, że ukraińskie przywództwo polityczne boi się utraty popularności, dlatego nie decyduje się na ten krok. Kierownictwo kraju argumentowało z kolei, że nie ma w co wyposażyć tak dużej liczby osób. Rząd wskazywał również na rzekomy brak możliwości ośrodków szkoleniowych.
Dziś w niektórych kręgach ekspertów i wojskowych mówi się, że jeśli Ukraina chce oprzeć się ewentualnej powtórce rosyjskiej inwazji, będzie musiała pójść drogą Izraela, gdzie zdecydowana większość ludności podlega obowiązkowemu poborowi i mobilizacji.
W tym kontekście należy przypomnieć, że Federacja Rosyjska naciska na tzw. demilitaryzację Ukrainy w ramach negocjacji pokojowych. Oznacza to przeciwieństwo tego, o czym mówi się w Ukrainie.
„Kiedy mówię o warunkach służby w armii, mówię o tym, że państwo powinno zdać sobie sprawę, że każda osoba w tym kraju powinna być w stanie trzymać broń w rękach, aby zastąpić żołnierza w okopie. Ponieważ tylko wtedy będziemy istnieć jako kraj graniczący z Rosją” — powiedział niedawno w rozmowie z Radiem Wolnosć żołnierz i aktywista Serhij Hnezdiłow.
W zeszłym roku Hnezdiłow był jednym z tych, którzy zwrócili uwagę na ignorowany wcześniej problem dezercji — sam opuścił swój garnizon i otwarcie przyznał się do tego w mediach społecznościowych. Jako powód swojego odejścia podał fakt, że rząd przez trzy lata nie był w stanie podjąć działań, które pozwoliłyby na demobilizację tych, którzy służą bez przerwy. Hnezdiłow został początkowo zatrzymany, spędził nawet kilka miesięcy w areszcie. Ostatecznie powrócił do swojej jednostki.
W przypadku demobilizacji nawet 100 tys. ludzi mogłoby opuścić Ukrainę
Chociaż potrzeba demobilizacji i potrzeba częstszych rotacji wojsk są nadal dyskutowane, projekt ustawy dotyczący tych dwóch kwestii pozostaje w szufladzie ukraińskiego ministerstwa obrony.
Ustawa nie została ostatecznie zatwierdzona przez kluczową instytucję — samą ukraińską armię. Wojsko najwyraźniej nie ma nikogo, kto mógłby zastąpić tych, którym ustawa pozwoliłaby odejść ze służby po 36 miesiącach.
Według gazety „Ukraińska Prawda”, powołującej się na źródła w parlamencie, jeśli Rada Najwyższa zatwierdziłaby taką ustawę, mogłoby zostać zdemobilizowanych do 108 tys. żołnierzy, w tym 14 tys. oficerów.
Część żołnierzy, którzy są na froncie od początku wojny, również sprzeciwia się demobilizacji. Twierdzą oni, że odejście dużej liczby ludzi — którzy ponadto mają trzy lata doświadczenia w walce — może doprowadzić do załamania się frontu.
„Mamy puste okopy. O jakiej demobilizacji możemy mówić? Nie mamy nawet środków na rutynowe rotacje” — powiedział „Ukraińskiej Prawdzie” oficer wyższego dowództwa armii.
Według prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego w 2024 r. kraj był w stanie zmobilizować 30 tys. żołnierzy miesięcznie. Jednak według „Ukraińskiej Prawdy” liczba ta miała pokrycie w rzeczywistości jedynie w pierwszych miesiącach po przyjęciu ustawy o mobilizacji wiosną 2024 r.
Ustawa na przykład obniżyła wiek mobilizacyjny z 27 do 25 lat i nałożyła na mężczyzn w wieku mobilizacyjnym obowiązek aktualizacji danych. Mimo tego w Ukrainie spadło tempo mobilizacji.
Dodaj komentarz