Debata o debacie, czyli więcej cyrku niż rozmowy

niezależny dziennik polityczny

Karol Nawrocki dostał wymarzony prezent, ale narzeka, że opakowanie czerwone zamiast niebieskiego, więc gotów go oddać. Telewizja publiczna ma gdzieś obowiązujące ją standardy. A Rafał Trzaskowski robi wszystko, aby utrzymać przy władzy polityczny duopol PO-PiS.

Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.

Nawrocki, kandydat obywatelski, w tym obywatela Jarosława Kaczyńskiego, od tygodni wzywa Rafała Trzaskowskiego do debaty. Trzaskowski wreszcie powiedział: debatujmy.

I okazało się, że panowie, zamiast debatować twarzą twarz, oko w oko, debatują w mediach społecznościowych, który bardziej boi się spotkania.

A w tle tego wszystkiego jest TVP (w likwidacji), która tak się podjarała wizją debaty, że zapomniała, iż nie może Trzaskowskiego i Nawrockiego traktować lepiej niż innych kandydatów.

Liczenie do dwóch

Pomysł Trzaskowskiego i jego sztabu jest dość prosty: spotkanie jeden na jednego z Nawrockim, debatę organizują TVP, TVN i Polsat. Czyli ryzyko, że jakiś niewydarzony koleś zada niewygodne dla kandydata Koalicji Obywatelskiej pytanie, zredukowane do minimum.

Dlaczego Trzaskowski, zdecydowany lider sondaży, proponuje w ogóle debatę Nawrockiemu? Ano dlatego, że tak jak samego Nawrockiego w obozie Trzaskowskiego nie uważa się za groźnego, tak już niektórzy obawiają się, iż funkcjonował będzie dość naturalny antyrządowy duet Nawrocki-Mentzen. I najwyższy czas robić wszystko, aby maksymalnie obniżyć poparcie kandydata Konfederacji.

A jak to najlepiej zrobić? Ano tak, jak robiono z różnymi politykami i partiami przez ostatnie 20 lat, czyli traumatyzować obywateli sporem pomiędzy Platformą Obywatelską i Prawem i Sprawiedliwością. Bo – jak pokazuje doświadczenie – nic tak dobrze nie robi partiom Donalda Tuska i Jarosława Kaczyńskiego, jak podsycanie nastrojów i pokazywanie, że obywatele muszą opowiedzieć się po jednej ze stron tego sporu.

Gdy więc Trzaskowski wywołuje Nawrockiego do debaty, przede wszystkim chce osłabić Mentzena. Wie bowiem, że silna polaryzacja spowoduje spadek poparcia kandydata Konfederacji, ale nie musi przełożyć się na istotny wzrost poparcia Nawrockiego. Część wyborców najzwyczajniej w świecie porzyga się od tych awantur i uzna, że lepiej siedzieć w domu. Ewentualnie w debacie zobaczą, że gdy w drugiej turze zabraknie Mentzena, lepiej nie głosować wcale, niż zagłosować na Nawrockiego.

Żądania pretendenta

Nawrocki, mając niewybitne sondaże jak na kandydata obywatelskiego popieranego przez obywatela Kaczyńskiego, powinien przyjąć prezent od Trzaskowskiego. Wymarzona sytuacja dla Nawrockiego jest bowiem taka, że staje do debaty jeden na jednego z Trzaskowskim, prowadzący debatę delikatnie wspierają Trzaskowskiego, a Nawrocki i tak świetnie sobie radzi.

Oczywiście do tej wymarzonej sytuacji nigdy nie dojdzie, bo Nawrocki kiepsko radzi sobie przed kamerami, usztywniają go jeszcze bardziej, a sam przecież nie ma w sobie wielkiego luzu. Ale posługując się żargonem pięściarskim – jak się chce zdobyć mistrzostwo, trzeba walczyć z wyżej notowanymi rywalami na ich warunkach.

Nawrocki i jego sztab tymczasem zaczęli stawiać warunki zaporowe. A to, że debata w porządku, ale musi być także organizowana przez telewizje Republika i wPolsce. A to, że spotkanie w sprawie ustalenia warunków debaty powinno odbyć się nie w TVP, tylko albo w sztabie Nawrockiego, albo w siedzibie Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. A to, że debata powinna odbyć się na rynku w Końskich.

Krótko mówiąc: wchodzimy w to, ale jednak nie wchodzimy. Skutek będzie oczywisty: albo debaty nie będzie, albo Nawrocki będzie musiał się ugiąć.

W pierwszym wariancie Nawrocki traci, bo ogólnie rzecz biorąc duopol PO-PiS służy przecież też PiS-owi. W drugim – po co stawiać żądania, które wiadomo, że nie zostaną spełnione?

Oczywiście, gdy do debaty nie dojdzie, Nawrocki będzie mógł opowiadać wszem wobec, jak to Trzaskowski przed nim stchórzył. Trzaskowski będzie zresztą mówił to samo, tylko w roli tchórza obsadzi Nawrockiego.

Status quo służy jednak raczej Trzaskowskiemu. I to Nawrockiemu powinno bardziej zależeć na tej debacie.

Publiczna kompromitacja

Trudno nie wspomnieć w tym miejscu o postawie TVP (w likwidacji). Tak jak bowiem TVN i Polsat mogą robić debaty, z kim chcą i o czym chcą, tak TVP nie może.

Telewizja Polska jest związana Rozporządzeniem Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji z dnia 6 lipca 2011 r. w sprawie szczegółowych zasad i trybu przeprowadzania debat przez Telewizję Polską Spółkę Akcyjną. W dokumencie tym czytamy, że Telewizja Polska powinna (w języku prawnym słowo „powinna” oznacza „musi”) zapewnić równe warunki udziału w debacie każdemu przedstawicielowi lub kandydatowi, w tym kandydatom na urząd prezydenta.

W par. 5 pkt 1 wskazano, że TVP musi zapewnić każdemu kandydatowi udział w takiej samej liczbie debat, a pkt 2 stanowi, że każdy kandydat powinien mieć równy czas wypowiedzi.

Krótko mówiąc, TVP ma dać tyle samo czasu antenowego Rafałowi Trzaskowskiemu i Joannie Senyszyn. A jeśli Senyszyn dostanie mniej okazji do debatowania i mniej czasu na zaprezentowanie swoich poglądów, TVP złamie prawo.

Żródło: wp.pl

Więcej postów

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*