
– Reforma gospodarki się uda, jeżeli przebudujemy umysły Polaków. Ludzi, którzy budują gospodarkę, się niszczy, brakuje motywowania przedsiębiorców do skalowania swoich firm. Piętnuje się zysk, bez którego przecież nie ma mowy o rozwoju – mówi WNP PL Ryszard Florek, prezes Fakro.
- – Nie znam bardziej efektywnego źródła finansowania innowacji niż reinwestowanie zysków firmy przed ich opodatkowaniem. Potrzeba do tego narzędzia, np. CIT-u estońskiego – mówi Ryszard Florek, prezes Fakro.
- – Kluczem do sukcesu w poprawie konkurencyjności jest budowanie silnego kapitału społecznego. W krajach, gdzie ludzie, przedsiębiorcy i instytucje publiczne sobie ufają, jest też wysoki poziom zarobków pracowników. Ale jeszcze więcej widać przykładów, że tam, gdzie występuje deficyt współdziałania – poziom dochodów jest niski – akcentuje nasz rozmówca.
- – Decyzje polityczne w sprawie rynku pracy zapadały w oderwaniu od parametrów rynkowych. Nowym przykładem jest pomysł skracania tygodnia pracy… Owszem, w przemyśle konkurujemy z krajami, gdzie pracuje się mniej niż 40 godzin tygodniowo, ale one wcześniej zmodernizowały przemysł i mają wyższą wydajność pracy – przypomina prezes Fakro.
- ING Bank Śląski i Europejski Kongres Gospodarczy (EEC) przygotowują raport „Motory polskiego wzrostu gospodarczego. Obawy i postulaty biznesu”, który będzie miał premierę podczas XVII Europejskiego Kongresu Gospodarczego w Katowicach (23-25 kwietnia 2025 r.). Opracowanie oprzemy głównie na rozmowach z menedżerami dużych i średnich firm działających w Polsce. Niniejszy wywiad jest jedną z nich.
Zza oceanu napływają niepokojące informacje, które zmieniają sytuację geopolityczną. Przedsiębiorcy będą mieli znów pod górkę?
– Bądźmy realistami… Demokracja w USA była dopóty, dopóki Stanom się to opłacało. Również dotąd stosowały zasady WTO (Światowej Organizacji Handlu), dopóki nie stwierdziły, że można wywrócić stolik, kierując się swoim interesem…
Szkoda, że Polacy ani nie potrafią kierować się podobnym egoizmem, budując bogactwo także innych narodów, ani nie mają takich możliwości.
Mamy zły model gospodarczy?
– Główną kwestią jest konieczność jego zmiany, bo tracimy nasze historyczne przewagi konkurencyjne. Trzeba o tym głośno mówić, a w sferze polityki gospodarczej podejmować konkretne decyzje.
Nie jesteśmy już krajem o atrakcyjnych kosztach pracy, a tym samym nie mamy najbardziej skutecznej dźwigni zdobywania przez polskie firmy udziałów w rynkach międzynarodowych. Również z tego samego powodu znacząco spadła atrakcyjność Polski w oczach inwestorów zagranicznych – z punktu widzenia lokowania u nas inwestycji w sektory pracochłonne.
Żadne zagraniczne inwestycje bezpośrednie nie są w stanie zresztą zastąpić kapitału krajowego, który pozostawia więcej wartości dodanej w Polsce. W krajach, które mają dużo rodzimych firm globalnych, zarobki są odpowiednio dużo większe.
Ale ponadto – w Polsce brakuje klimatu do tworzenia bogactwa.
Ludzi, którzy budują gospodarkę, się niszczy, brakuje motywowania przedsiębiorców do skalowania swoich firm. O tym w ogóle w sposób pozytywny nie rozmawiamy. Piętnuje się zysk, bez którego przecież nie ma mowy o rozwoju.
Największym kapitałem grupy – innowacje produktowe i procesowe
Polska gospodarka ma jednak nadal wiele atutów…
– Największymi atutami polskiej gospodarki pozostaje polski eksport i stabilne miejsce w globalnych łańcuchach wartości. Jest nim też mocny rynek wewnętrzny, na którym polskie firmy mogą zdobywać korzyści skali – niezbędne do obniżenia kosztów i ekspansji zagranicznej. Ale ważne jest, aby polski rząd pozwolił Polakom rozwijać gospodarkę…
Dobrym rozwiązaniem jest CIT estoński (podatku dochodowego z tytułu prowadzonej działalności nie płaci się do momentu, w którym następuje wypłata zysku – przyp. red.), wprowadzony jednak tylko dla części podmiotów; to nie wystarczy.
Administracja często nie rozumie, że to od niej również – w dużej mierze – zależy rozwój gospodarczy kraju. Jest wiele rozmów z urzędnikami, politykami – i żadnych efektów.
Dlatego Rada Polskich Przedsiębiorców Globalnych przygotowała postulat, by uzależnić zarobki urzędników państwowych od wzrostu PKB. Wtedy urzędnicy, chcąc dbać także o własny interes, musieliby mieć po prostu na względzie dobro polskiej gospodarki.
Jakie atuty naszej gospodarki słabną?
– Słabnie siła rynku pracy, na co składają się wysokie koszty zatrudnienia pracy oraz niekorzystne zjawiska demograficzne.
Nie rozwija się kapitał społeczny. Idzie o to, by wszyscy Polacy poczuli odpowiedzialność za rozwój kraju i pomagali rosnąć polskim firmom, by te mogły osiągnąć skalę niezbędną do konkurowania na rynku globalnym.
Nie wzmocniliśmy systemu ochrony konkurencji, który jest u nas najsłabszy spośród wszystkich krajów Unii Europejskiej. Wielokrotnie apelowaliśmy o jego poprawę, tak by uniemożliwiał nadużywanie pozycji konkurencyjnej przez globalnych dominatorów rynkowych, bo to podcina nam działalność.
Jak w ostatniej dekadzie Fakro korzystało z dogodnych warunków rozwoju?
– Największym kapitałem naszej grupy były i są innowacje produktowe i procesowe, poparte ponad 240 zgłoszeniami patentowymi.
Nie ustajemy w tym rozwoju, dostarczając na rynek konkurencyjne produkty najwyższej jakości. Było i jest to możliwe dzięki zaangażowaniu zespołu całej firmy, co z dumą i wdzięcznością podkreślam.
Towarzyszy nam jednocześnie świadomość, że te efekty mogłyby być jeszcze większe, na co już nie mamy wpływu. Uczestniczymy w nierównej walce…
Fakro w ciągu 35 lat stworzyło 4 tys. miejsc pracy. Gdyby państwo polskie nam nie przeszkadzało, a pomogło tam, gdzie mogło pomóc (szczególnie w zbudowaniu dobrego prawa konkurencji i jego przestrzegania), to tych miejsc pracy byłoby 8 tysięcy, a korzyści z naszej większej skali pozwoliłyby płacić pracownikom o co najmniej 20 do 30 proc. więcej. To pokazuje, jak Polska marnuje swe szanse.
Klucz do poprawy konkurencyjności – budowanie silnego kapitału społecznego
Niedawno minister aktywów państwowych Jakub Jaworowski przyznał w wywiadzie prasowym, że z punktu widzenia podatkowego inwestycje KGHM traktowane są w Chile lub Kanadzie korzystniej niż w Polsce…
Nie znam bardziej efektywnego źródła finansowania innowacji niż reinwestowanie zysków firmy przed ich opodatkowaniem. Taki kapitał ma gwarancję sensownego wykorzystania, ponieważ przedsiębiorca zaangażuje go w rozwój biznesu, który już funkcjonuje, na fundamencie parametrów rynkowych i potrzeb klientów.
A najlepszym narzędziem, jakie Polska już ma w ręku, by pobudzać reinwestowanie, jest estoński CIT. Niestety, jak wspomniałem, ma on zastosowanie tylko do części podmiotów. Tę szansę trzeba uwolnić, by zapewnić właściwy poziom inwestycji prywatnych.
Wierzę zatem w innowacje na poziomie przedsiębiorstwa, ale do tego potrzebne są korzyści, by firmy je realnie dostrzegały i miały szansę na osiągnięcie odpowiedniej skali działalności. A te będą możliwe tylko wtedy, gdy nasze przedsiębiorstwa będą miały równe szanse konkurowania z zachodnimi gigantami.
Mario Draghi w raporcie dla Komisji Europejskie na temat przyczyn słabnącej konkurencyjności Europy wskazuje też, że w konkurencyjności nie chodzi tylko o obniżanie kosztów pracy i mniejsze płace, ale o elastyczność rynku. A zatem o innowacje, umiejętności i szkolenia, czyli miękkie umiejętności.
Z tym się zgadzam. Kluczem do sukcesu w poprawie konkurencyjności jest budowanie silnego kapitału społecznego. Zdolność społeczeństwa do współpracy jest fundamentem innowacyjności i tworzenia wartości dodanej. A bez współdziałania, zaangażowania i zaufania będziemy stać w miejscu.
Kraje, gdzie poziom kapitału społecznego jest wysoki, są bogate, a te, gdzie jest niski – biedne. Jeśli nie będziemy ze sobą współpracować i pozwalać, aby przekonania urzędników wpływały na kondycję rodzimego biznesu, to zredukujemy nasze szanse na konkurowanie na globalnych rynkach, a przez to – możliwości rozwoju kraju.
W moim przekonaniu w Polsce w kapitale społecznym tkwią rezerwy co najmniej 50-proc. wzrostu gospodarczego.
Takie zmiany wymagają też modernizacji ustaw, począwszy od karno-skarbowych?
– Wiele można jednak zmienić nawet bez nowelizacji ustaw, konieczna jest tylko lepsza interpretacja prawa, zgodna z interesem gospodarczym kraju, a do tego potrzebna jest edukacja ekonomiczna.
Wszyscy, od samych przedsiębiorców począwszy, po polityków, urzędników, konsumentów i wyborców – muszą zrozumieć mechanizmy gospodarki globalnej i podjąć współodpowiedzialność za rozwój gospodarczy kraju. Dla przykładu: wiele dobrych unijnych regulacji po nadgorliwej implementacji w Polsce blokuje rozwój gospodarczy.
Polityka gospodarcza powinna być bardziej przychylna dla krajowych firm
Czy dla utrzymania dynamiki polskiego wzrostu gospodarczego i konkurencyjności widzi pan pilną potrzebę przemodelowania gospodarki i oparcia jej silniej na sektorach o wyższej wartości dodanej?
– Przede wszystkim trzeba postawić na polski kapitał, który pozostawia dużo więcej wartości dodanej w Polsce niż inwestorzy zagraniczni. „Zagraniczny kapitał” też może być szkodliwy dla naszego rozwoju, gdyż – zaniżając ceny swoich produktów w Polsce – nie tylko nie płaci podatku CIT do naszego budżetu, ale również nie pozwala osiągnąć odpowiedniej korzyści skali polskim konkurentom, aby w przyszłości mogli mieć tańsze produkty.
Nie pozwala to im również na osiąganie odpowiednich zysków, umożliwiających inwestowanie w automatyzację, a także w badania i rozwój, aby móc przechodzić do sektorów o wyższej wartości dodanej.
A czy sytuacja na rynku pracy jest ograniczeniem dla dalszego rozwoju gospodarczego? Jak ten problem wygląda z perspektywy Fakro?
– Mleko się już rozlało, ponieważ decyzje i zaniechania polityków w ostatnich latach zapadały w oderwaniu od parametrów rynkowych…
Fakro powstało na bazie prostego prawa gospodarczego, gwarantującego swobodę prowadzenia działalności gospodarczej, tzw. ustawy Wilczka. Dziś jesteśmy spętani regulacjami, które kosztują coraz więcej; coraz więcej osób zatrudniamy do obsługi państwa, a nie biznesu. I coraz częściej musimy się procesować z państwem, które powinno nam sprzyjać, a nie szkodzić.
Z niepokojem obserwuję zatem dalsze zapowiedzi resortu pracy, niemające oparcia w realiach rynku pracy w warunkach globalnej konkurencji.
O jakie zapowiedzi chodzi?
– Pierwszym przykładem są te dotyczące skracania tygodnia pracy. Nie można składać takich deklaracji w oderwaniu od warunków rynkowych. Owszem, w przemyśle konkurujemy z krajami, które pracują mniej niż 40 godzin tygodniowo. Mogą sobie one na to jednak pozwolić, gdyż przez wiele lat zmodernizowały przemysł i mają wyższą wydajność pracy.
W grudniu 2024 r. średnie miesięczne wynagrodzenie w polskim przemyśle wynosiło ok. 8 tys. złotych, a niemieckie – w przeliczeniu – ok. 19 tys. złotych. To znaczy, że w tamtejszym przemyśle zarabia się blisko 2,5 razy więcej niż w polskim. Wskaźnik gęstości robotyzacji w Niemczech (pokazujący liczbę robotów na 10 000 zatrudnionych w przemyśle) jest natomiast u naszych sąsiadów 5,5 raza większy niż w Polsce. Taki wskaźnik nie daje nam szansy na szybkie dogonienie Niemców w globalnej rywalizacji, podobnie jak osiągnięcie poziomu ich zarobków.
Konkurujemy też z innymi krajami – na podobnym poziomie rozwoju.
– Owszem. Np. Chińczycy „wyparli” stary 72-godzinny tydzień pracy nowym 40-godzinnym, lecz u nich miesięczne wynagrodzenie w przemyśle wynosi dziś około 7 tys. złotych (czyli mniej niż u nas). I już przenoszą niskomarżową produkcję do krajów o niższych kosztach roboczych, gdyż np. wynagrodzenia w Indiach i Malezji są ok. 5 razy niższe niż w Kraju Środka.
Zarazem przy chińskim wskaźniku gęstości robotyzacji, pięciokrotnie wyższym niż w Polsce, nasi producenci zachowują w Europie przewagę już tylko w krótszym czasie dostaw i niższych kosztach logistycznych.
W tych warunkach konkurencyjnych nie ma mowy o dużych marżach, uczestniczymy bowiem w permanentnej brutalnej wojnie cenowej. Siedzimy na cienkiej gałęzi i proponuję jej nie podcinać.
Patrząc przez pryzmat polityki gospodarczej Chin: presja konkurencyjna na świecie stała się znacznie większa niż dekadę temu i trudniej przebić się – także Fakro – na rynkach międzynarodowych?
Polacy właśnie powinni uczyć się od chińskiej wspólnoty, jak dbać o rodzimą gospodarkę i wzrost gospodarczy.
W naszej branży akurat nie ma problemów z Chińczykami, gdyż okna dachowe w Polsce z powodu cen dumpingowych są już nawet tańsze niż w Chinach, a w branży jest ponad 300 czynnych patentów, co ogranicza import do Europy.
Myślę, że w wielu sektorach, szczególnie tych związanych z kosztami energii i CO2, polskie firmy nie będą miały szans rywalizacji z chińskimi. Innym problemem w konkurowaniu jest to, że państwo chińskie dopłaca do eksportu.
Jeden problem – nadmiar przepisów gospodarczych, drugi – ich interpretacja
Jaki wpływ mają polski rząd i Unia Europejska na konkurencyjność naszej gospodarki?
Jako Rada Polskich Przedsiębiorców Globalnych rok temu przedstawiliśmy ministrowi rozwoju i technologii 10 propozycji usprawnień dla polskiej gospodarki. Do tej pory nie otrzymaliśmy żadnej oficjalnej odpowiedzi, choć jeden z naszych postulatów – w okrojonej formie – pojawił się na stronach Rządowego Centrum Legislacji.
Wnioskowaliśmy m.in. o powołanie rzecznika interesu gospodarczego kraju – w dokumentach rządowych pojawiła się propozycja rzecznika przedsiębiorców o podobnych uprawnieniach. Sama nazwa jest mniej istotna; kluczowe jest to, by organ ten otrzymał odpowiednie kompetencje, które pozwolą mu skutecznie działać na rzecz polskiej gospodarki – np. aby mógł wstrzymać wykonanie decyzji urzędników niezgodnych z interesem gospodarczym kraju.
Pracuje nad tymi sprawami m.in. zespół ds. deregulacji pod kierunkiem Rafała Brzoski.
– Pamiętam efekty podobnego zespołu Romana Kluski sprzed dziesięciu lat, który miał robić to samo… Jego propozycje rozbiły się o machinę administracji państwowej. Dlatego życzę Rafałowi, aby tym razem poszło inaczej.
Ale żeby te reformy się udały, najpierw trzeba przebudować umysły Polaków – z destrukcyjnego myślenia na twórcze. Bo po komunie i historii sięgającej rozbiorów odziedziczyliśmy obciążenia, z którymi nie jesteśmy w stanie budować bogactwa i starać się być liderem rozwoju.
Czego się pan obawia?
W Polsce problemem nie jest wyłącznie samo prawo, lecz przede wszystkim jego interpretacja. Zamiast ducha prawa obowiązuje jedynie jego litera, często nieprzystająca do rzeczywistych uwarunkowań gospodarczych.
Skutkiem tego przedsiębiorcy, którzy wkładają ogromny wysiłek w rozwój naszej gospodarki, bywają za to niesprawiedliwie karani lub napotykają na biurokratyczne bariery uniemożliwiające im dalszy rozwój.
Kluczowe jest również, by Polska aktywniej zabiegała o rozwiązania sprzyjające krajowym firmom w ramach Unii Europejskiej, podobnie jak robią to inne państwa dbające o własne interesy gospodarcze.
Czy i w jakim stopniu wysokie koszty energii w Europie ciążą polskim firmom?
– Warto wspierać projekty termomodernizacyjne domów, bo ludzi i firm nie stać na coraz droższą energię. Jestem zwolennikiem motywowania przez mechanizm dopłat, czyli wspólnej mobilizacji środków prywatnych i publicznych. Na walce ze smogiem skorzystamy wszyscy, również na czystym powietrzu i wodzie.
Jednak np. planowana dyrektywa budynkowa wprowadza nakazy i kary dla osób prywatnych za brak dostosowania standardu do poziomu nowoczesnych budynków energetycznych i pasywnych. Nie mam przekonania, by to była dobra formuła działań… Zamiast zakazów wolę impulsy prorozwojowe.
Wymuszanie przez Unię ograniczeń w transporcie, przemyśle i budownictwie, bez zaangażowania reszty świata, nie ma natomiast sensu. W Europie żyje raptem 7 proc. ludności świata. Nawet jeżeli zlikwidujemy emisje CO2 w naszej gospodarce, pozostałe 93 proc. ludności ją zwiększy.
Jaki wniosek?
– Wynagrodzenia niech reguluje rynek, a interwencje państwa powinny być skierowane np. w stronę młodych rodzin, by – poprzez schematy ulg podatkowych – czuły dostępność własnego mieszkania lub domu – w zamian za pracę w Polsce i inwestycje w rodzinę.
Młodzi ludzie z małymi dziećmi to prawdziwy motor gospodarki w obszarze inwestycyjnym: budownictwa, motoryzacji, wszystkich dziedzin przemysłu i usług. Musimy dbać o mocny rynek wewnętrzny, a to jest powiązane z potrzebą mądrej polityki społecznej.
Podsumowując: jaka jest pana prognoza dla branży, w której działa Fakro, na najbliższe lata?
– 35 lat temu w Europie i na świecie produkcję okien dachowych rozpoczęło około 30 firm, dziś na polu walki z globalnym dominatorem rynkowym pozostało tylko Fakro. Pomimo że państwo polskie nam nie sprzyjało, a raczej przeszkadzało… Dlatego nasz wzrost zależy od tego, czy Polska dorobi się sprawnego systemu ochrony konkurencji, przynajmniej takiego jak w Austrii.
W najbliższych latach obstawiamy wyższy wzrost Fakro niż średniej rynkowej. Wdrożyliśmy np. nową generację okien dachowych Greenview, którą bardzo dobrze przyjął rynek. W tych oknach wyśrubowaliśmy parametry termoizolacyjności, co pozwala zatrzymać ciepło w domu w zimę i ograniczać przedostawanie się upału w lato.
Rzuciliśmy też rynkowi wyzwanie w kwestii izolacji akustycznej i sprawności wentylacji; nasze okna są wyjątkowe pod względem izolacji od hałasu z zewnątrz oraz zapewnienia prawidłowej wymiany powietrza na poddaszu.
Ponadto walczymy o lepsze prawo w zakresie ochrony konkurencji, szukamy nowych nisz rynkowych, na których możemy być konkurencyjni, a przede wszystkim: dążymy do większych korzyści skali, które w naszej branży się bardzo liczą.
Źródło: wnp.pl
Dodaj komentarz