Prezes Polpharmy o niewykorzystanych szansach: Polska mogła być hubem produkcji leków, a nie jest

niezależny dziennik polityczny

– Deregulację można porównać do kamieni w bucie: nie przeszkadza jeden, ale setka drobnych. Dlatego konieczne jest odpowiedzialne podejście do tego procesu oraz uważne wsłuchiwanie się w głos wielu branż – mówi WNP PL Sebastian Szymanek, prezes ZF Polpharma.

  • – Polska miała historyczny kapitał w postaci fabryk Polfy, (…) nie wykorzystaliśmy w pełni tej szansy; moglibyśmy być hubem produkcji leków na cały region, a nie jesteśmy – mówi szef największego polskiego producenta leków i substancji farmaceutycznych.
  • Jego zdaniem brakuje scentralizowanego podejścia do budowania bezpieczeństwa lekowego. Tą kwestią częściowo zajmuje się resort zdrowia, a częściowo Ministerstwo Rozwoju i Technologii, ale nie ma jednolitej strategii, która uwzględniałaby kluczowy cel – zwiększenie bezpieczeństwa lekowego poprzez rozwój krajowej produkcji.
  • – W efekcie my, Polacy, częściowo składamy się na budowanie bezpieczeństwa lekowego Niemców, Francuzów i innych sąsiadów – podsumowuje Sebastian Szymanek, prezes Polpharmy.
  • Portal WNP PL obchodzi w tym roku 25-lecie. Specjalny, jubileuszowy projekt „25 na 25 WNP PL” to cykl rozmów z 25 osobami, które w godny uwagi sposób współkształtowały i współkształtują gospodarczy obraz naszego kraju. W wywiadach poruszamy najważniejsze dla rozwoju polskiej gospodarki kwestie. Niniejsza rozmowa jest jedną z serii, której podsumowanie planowane jest na Europejskim Kongresie Gospodarczym (23-25 kwietnia 2025 r.).

Krajowy rynek farmaceutyczny jest niezwykle istotny dla polskiej gospodarki. Jeszcze w 2018 r. jego wartość szacowano na 31 mld zł, w 2023 r. było to już ponad 52 mld zł. Czym on się wyróżnia na tle innych segmentów gospodarki?

– Zgadzam się – to istotna branża, szkoda że nie docenia jej resort rozwoju.

Mamy oto rynek oscylujący wokół 1 proc. PKB, wypracowujący 1,5 proc. wartości dodanej i wpływający na zatrudnienie około 1,1 proc. wszystkich pracowników w Polsce, a także przynoszący 4 mld zł wpływów podatkowych z eksportu. Dlatego resort rozwoju klasyfikuje go raczej jako średnio istotną gałąź przemysłu.

Pyta pani, czym ten sektor się wyróżnia. Wskazałbym dwa kluczowe elementy.

Po pierwsze: to przemysł o wysokim stopniu innowacyjności. Tego rodzaju nakłady są tu znacznie wyższe niż średnia w przemyśle przetwórczym. W zależności od roku: od 65 proc. do 72 proc. przedsiębiorstw z sektora farmaceutycznego tworzy innowacyjne rozwiązania, z czego dwie trzecie powstaje wewnętrznie, a jedna trzecia – przy udziale zewnętrznych wykonawców. 

Wartość dodana przypadająca na jednego pracownika wynosi około 145 proc. średniej dla przemysłu przetwórczego. Oznacza to wysoki poziom innowacyjności i udział technologii zaawansowanych w produktach sektora.

Po drugie: patrząc z perspektywy resortu zdrowia, polski przemysł farmaceutyczny pełni strategiczną rolę w budowaniu bezpieczeństwa lekowego kraju.

A w jakim tempie branża będzie rozwijała się w najbliższym czasie?

– Nie ma na to pytanie prostej odpowiedzi. Są dwa scenariusze. Jeden jest taki, że będzie rozwijała się w dotychczasowym tempie…

Czyli 5-6 proc. rocznie.

– Dokładnie! Wynika to z faktu, że jesteśmy starzejącym się społeczeństwem, ale także z prognozowanego spadku liczby ludności w Polsce w nadchodzących latach.

Jednocześnie standardy opieki zdrowotnej stale się poprawiają, a dostęp do leków i innowacyjnych terapii rośnie. W związku z tym wzrost w tej branży wyniesie 5-6 proc.

A drugi scenariusz?

– Zakłada, że dzięki dotychczasowym pracom przygotowawczym oraz rosnącej świadomości – zarówno w Polsce, jak i w Europie – branża farmaceutyczna pozostaje sektorem wartym strategicznego wsparcia; zostaną wprowadzone specjalne programy zwiększające bezpieczeństwo lekowe.

Ich kluczowym zadaniem stanie się rozwój nowych leków oraz wzmocnienie produkcji farmaceutycznej w Polsce i Europie. I wtedy, dzięki takim działaniom, wzrost będzie bardziej dynamiczny.

Moglibyśmy być hubem produkcji leków na cały region, a nie jesteśmy

A jak miałby pan ocenić kondycję polskiej branży farmaceutycznej, to jaka byłaby to opinia?

– W Polsce mamy silny sektor farmaceutyczny, oparty na lekach generycznych. W ubiegłym roku Narodowy Fundusz Zdrowia (NFZ) sfinansował około 416 mln opakowań leków refundowanych, z czego 122 mln pochodziły z polskich fabryk.

Niestety, jedynie 3 mln opakowań wyprodukowano z polskiego API (Active Pharmaceutical Ingredient – skrót od „aktywnego składnika farmaceutycznego”, który powoduje działanie terapeutyczne leku – przyp. red). A to pokazuje, że Polska nadal importuje 70 proc. produktów gotowych i aż 99 proc. substancji czynnych API, przy całkiem dużych zdolnościach produkcyjnych krajowego przemysłu. Możemy zatem mówić o niewykorzystanych szansach. 

Wpływ krajowego przemysłu na polski PKB oscyluje nieco poniżej 1 proc. Niestety, w  porównaniu z innymi krajami, w których przemysł farmaceutyczny pozostaje kluczowym sektorem innowacji i przynosi znaczną wartość dodaną, wypadamy dużo słabiej.

Dla porównania: we Francji, Niemczech i Hiszpanii wartość dodana wypracowana przez przemysł farmaceutyczny wynosi około 5 proc. całkowitej wartości dodanej gospodarki. Z kolei mniejsze kraje, jak Belgia czy Holandia, osiągają w tym sektorze imponujące wyniki – nawet na poziomie 20 proc.

To w czym leży problem? Wy – jako branża – wykorzystujecie swój potencjał w niewystarczający sposób czy może państwo go nie docenia?

– Branża generyczna rozwija się w określonych ramach prawnych, a jej fundamentem jest polityka cenowa: nieważne skąd, ważne, żeby było jak najtaniej. Tak właśnie działają systemy refundacyjne w większości krajów Unii, w tym także w Polsce.

Stąd nieduzi, w skali globalnej, producenci przegrywają wojnę cenową i rosną wolniej, niż mogliby w przypadku polityki biorącej pod uwagę wszystkie współczynniki: wpływ na gospodarkę, bezpieczeństwo lekowe versus doraźne obniżki cen leków.

Polska miała historyczny kapitał w postaci fabryk Polfy – większość firm skorzystała z tego dziedzictwa i rozbudowaliśmy nasz „mięsień” gospodarczy, zwiększając udział branży w PKB do 1 proc., wartość dodaną do wspomnianego 1,5 proc. oraz dostarczając 30 proc. leków na rynek. Niemniej nie wykorzystaliśmy w pełni tej szansy; moglibyśmy być hubem produkcji leków na cały region, a nie jesteśmy.

Polacy składają się na budowanie bezpieczeństwa lekowego Niemców, Francuzów i innych sąsiadów

To zapytam o wsparcie ze strony państwa, którego brakuje. Czego jako branża oczekujecie, by faktycznie ten odsetek, który wy „dosypujecie” do polskiej gospodarki, rósł i żebyśmy mogli zacząć mówić o polskim przemyśle farmaceutycznym jak o innowacyjnym?

– Konsekwentnie podkreślamy, że nie należy patrzeć na nas wyłącznie przez pryzmat 1 proc. PKB, ale przede wszystkim z perspektywy innowacyjności i bezpieczeństwa lekowego.

Jeszcze 6-7 lat temu kwestia ta była praktycznie niedostrzegana. Dopiero pandemia uświadomiła rządzącym, że bezpieczeństwo lekowe to integralny element bezpieczeństwa narodowego. Ten przekaz został dodatkowo wzmocniony przez wybuch wojny w Ukrainie.

W efekcie udało się doprowadzić do zmiany sposobu myślenia – rząd zaczął dostrzegać znaczenie przemysłu farmaceutycznego i podejmować działania zmierzające do stworzenia zachęt do produkcji leków w Polsce. Na poziomie europejskim i krajowym opracowano listę leków krytycznych, co stanowi krok w stronę zabezpieczenia dostaw kluczowych produktów medycznych.

Tam jednak, gdzie – moim zdaniem – zmarnowaliśmy swoje szanse, to w kwestii funduszy europejskich. Przykładowo: w ubiegłym roku dostępne były dwie transze środków z Funduszu Europejskiego dla Nowoczesnej Gospodarki (FENG), ich wypłata była jednak opóźniona. W konsekwencji skrócono czas realizacji projektów do połowy 2026 roku – co w przypadku branży farmaceutycznej jest wyjątkowo krótkim okresem na rozwój innowacyjnych rozwiązań.

Dodatkowo wydarzyło się coś, czego nie potrafię zrozumieć – krajowy przemysł farmaceutyczny złożył łącznie 25 wniosków o dofinansowanie, z których pozytywnie rozpatrzono zaledwie jeden… Stało się tak jedynie dlatego, że dotyczył on rozwoju leku OTC, czyli produktu sprzedawanego bez recepty i bez refundacji NFZ, a to znaczy, że może stosunkowo szybko trafić na rynek.

To co się stało? Rozjechały się oczekiwania branży czy też właśnie to przykład braku głębszego zrozumienia potrzeb konkretnego przemysłu?

– Wnioski zostały przygotowane w pełni profesjonalnie. Problemem są jednak niewłaściwie skonstruowanie kryteria oceny, które należy spełnić, aby wniosek zaakceptowano.

Przykładem jest wymóg dotyczący „natychmiastowej wdrażalności” produktu. W przypadku branży farmaceutycznej to praktycznie niemożliwe – sam proces rejestracji leku trwa około 3 lat, a dochodzi do tego jeszcze 2-3-letni okres ochrony.

Ale skoro mówimy o rozwoju branży farmaceutycznej, która powinna się stawać również coraz bardziej innowacyjna, to dlaczego decydenci nie rozumieją jej specyfiki – tego, że tam procesy są rozciągnięte w czasie i trzeba na nią patrzeć w perspektywie np. dekady?

– Potwierdzam brak zrozumienia w wielu kwestiach. Jednak aby być uczciwym, warto zauważyć, że w ramach Agencji Badań Medycznych (ABM) składane przez nas wnioski były oceniane według kryteriów, skoncentrowanych na kwestiach bezpieczeństwa lekowego. Ale dało się zaprojektować również projekty dotyczące bardzo skomplikowanych zagadnień, takie jak nasz – budowa platformy mRNA – czas i sposób oceny były dostosowane do realnych możliwości rozwoju leku.

To co nie działa?

– My, producenci, wykorzystamy wszelkie dostępne fundusze, widzimy jednak, że nie są w większości ukierunkowane na rozwój produkcji leków w Polsce.

Może to brak wiedzy o procesach rozwojowych, technologicznych i prawnych dotyczących produkcji farmaceutycznej, ale gdy słyszymy zapewnienia, że wszyscy rozumieją zagrożenia wynikające z uzależnienia naszego bezpieczeństwa lekowego od zagranicznych dostawców, ale nie ma funduszy, to chyba czas na to, aby środki europejskie w pełni na ten cel wykorzystać. Szczególnie w sytuacji, gdy nasi zagraniczni koledzy pełnymi garściami czerpią z tych źródeł.

My, Polacy, częściowo składamy się na budowanie bezpieczeństwa lekowego Niemców, Francuzów i innych sąsiadów. Brakuje scentralizowanego podejścia do budowania bezpieczeństwa lekowego.

Tą kwestią częściowo zajmuje się resort zdrowia, a częściowo Ministerstwo Rozwoju i Technologii, ale nie ma jednolitej strategii, która uwzględniałaby kluczowy cel – zwiększenie bezpieczeństwa lekowego poprzez rozwój krajowej produkcji. Im większa skala produkcji w Polsce, tym mniejsze uzależnienie od importu.

Obecnie mamy do czynienia z fragmentarycznym podejściem – jeśli projekt finansuje Narodowe Centrum Badań i Rozwoju (NCBiR), koncentruje się wyłącznie na szybkim wdrożeniu innowacji. Tymczasem rozwój sektora farmaceutycznego wymaga nie tylko funduszy na badania i rozwój, ale również wsparcia w budowie fabryk i wyposażaniu ich w nowoczesną infrastrukturę produkcyjną.

Pewną szansą jest trwająca w Europie dyskusja na temat programu STEP (Strategic Technologies for Europe Platform). Część tego funduszu ma zostać przeznaczona nie tylko na B+R, ale także na rozwój infrastruktury produkcyjnej.

Może to realnie zwiększyć krajową produkcję i jest spójne z opracowaną listą leków krytycznych – czyli takich, których niedobór na rynku mógłby stanowić istotne zagrożenie dla zdrowia pacjentów i stabilności systemu ochrony zdrowia.

Jakich zachęt potrzebuje branża, by w dłuższej perspektywie jej rozwój był dynamiczny i żeby stała się ona istotną wartością dodaną dla polskiej gospodarki?

– Istnieją trzy kluczowe obszary: strategiczne podejście do budowania systemu bezpieczeństwa lekowego, deregulacja oraz wsparcie dyplomatyczne – nie bierne i przyjazne, lecz aktywne i ofensywne.

Kiedy pojawiają się problemy z dostępnością leków niemieckich czy francuskich, dyplomacja tych krajów działa niezwykle sprawnie, aktywnie wspierając swoich producentów. Polska również powinna wprowadzić podobny model, aby skutecznie chronić i promować krajowy przemysł farmaceutyczny.

Państwo ze strony naszej dyplomacji nie macie takiego wsparcia?

– Inicjatywa musi wychodzić od branży. Jeśli zwracam się z prośbą o pomoc, nigdy nie spotkałem się z niechęcią. Ale działania dyplomacji są wciąż reaktywne, a nie proaktywne.

Brakuje kompleksowego „zmapowania” potrzeb poszczególnych rynków oraz aktywnego lobbingu na rzecz wdrażania naszych produktów za granicą. 

Oczywiście rozumiemy delikatność tej kwestii. Polska nie jest dużym krajem, a siła perswazji państw takich jak USA jest znacznie większa – dysponują one innymi kartami przetargowymi i mechanizmami wpływu.

Jednakże aby wzmocnić naszą pozycję, powinniśmy rozwijać więcej zaawansowanych technologii i poszerzać portfolio własnych produktów. Byłoby to istotnym argumentem dla dyplomacji w rozmowach z zagranicznymi kontrahentami.

Niezbędna jest również zmiana mentalności. Ambasadorowie Francji czy Niemiec doskonale rozumieją, że wspieranie rodzimych przedsiębiorstw – niezależnie od tego, czy są prywatne, czy państwowe – pozostaje ich patriotycznym obowiązkiem. W Polsce to podejście wciąż wymaga wzmocnienia.

Deregulacja jak kamienie w bucie, nie może być zawężana

Rząd powołał specjalny zespół do spraw deregulacji. Czego wy – jako branża – od niego oczekujecie? Co powinno się w pomysłach regulacyjnych z punktu widzenia polskiego sektora farmaceutycznego znaleźć i w jakim stopniu ten wasz głos jest tam obecny? 

– Kiedy słyszę słowo „deregulacja”, to oczywiście jestem za. Ale gdy słyszę o jednym zespole, który ma wypracować rozwiązania dla wszystkich branż i to pod wspólnych szyldem, to jednak czuję pewien niepokój.

Czego się pan obawia?

– Czy dyskusja o deregulacji prawa nie zostanie zawężona do jakichś tylko dużych tematów – łatwych i popularnych w odbiorze, ale – niestety – niestanowiących przełomu z punktu widzenia poszczególnych gałęzi gospodarki. 

A jakiś przykład?

– Jako branża farmaceutyczna regularnie rozmawiamy z różnymi ministerstwami o naszych problemach i potrzebach. Od kilku lat istnieje gotowy dokument, który precyzyjnie wskazuje konkretne przepisy w 15 rozporządzeniach i ustawach, wymagające uproszczenia – nie tylko w prawie farmaceutycznym, ale także w przepisach dotyczących refundacji, systemu informacji w ochronie zdrowia, w Kodeksie postępowania cywilnego oraz w prawie własności intelektualnej.

Niestety, jak dotychczas nie poświęcono mu wystarczającej uwagi. Jeśli mówimy o deregulacji, to naprawdę zachęcam rząd i specjalne zespoły do zapoznania się z tym dokumentem i wykorzystania jego rekomendacji w dalszych pracach.

Czyli branża ma zmapowane ograniczenia, które wpływają na jej rozwój?

– Tak, tylko że problem polega na tym, iż nie da się zmienić sytuacji jednym ruchem. To nie kwestia pojedynczej decyzji, lecz setek drobnych zapisów w różnych aktach prawnych, które niepotrzebnie komplikują działania poszczególnych branż.

Deregulacja jest niezbędna, ale jej wdrażanie powinno odbywać się w resortach, w ramach grup roboczych z udziałem przedstawicieli konkretnych sektorów. To właśnie oni najlepiej wiedzą, w jakim kierunku powinny iść zmiany. Nie jest do tego potrzebna medialna otoczka – liczy się merytoryczna praca.

Deregulację można porównać do kamieni w bucie – nie przeszkadza jeden, ale setka drobnych. Dlatego konieczne jest odpowiedzialne podejście do tego procesu oraz uważne wsłuchiwanie się w głos wielu branż.

A czy to też jest kwestia określenia pewnego rodzaju priorytetów? 

– Zdecydowanie! Rząd wskazał deregulację jako priorytet, ale kluczowe jest przejście do etapu operacyjnego – do ludzi, którzy dokładnie wiedzą, co ogranicza i blokuje rozwój poszczególnych branż.

My te wyzwania mamy już „zmapowane”. Teraz wystarczy jedynie właściwie ukierunkować energię na konkretne działania.

Kluczowym motorem napędowym gospodarki jest kreowanie przełomowych innowacji

Powiedział pan wcześniej o wyzwaniach, ale też obszarach, które z punktu widzenia rodzimej branży farmaceutycznej należy zmieniać, ale też wzmacniać. Jak by pan ocenił te wyzwania przez pryzmat europejski, bo tych w końcu jest coraz więcej. Gospodarka Starego Kontynentu przegrywa wyścig z USA, z Azją. Nie nadążamy za rosnącą konkurencją, przegrywamy wyścig technologiczny. Jak pan ocenia te zagrożenia i czy jest recepta, by wspomniane wyzwania zamienić w pewnego rodzaju szansę? 

– Na wszystkie te zagrożenia zwraca uwagę raport Draghiego, wskazując, że są one wspólne dla wszystkich gospodarek europejskich. Jako firma definiujemy je jednak w trzech kluczowych obszarach. 

Po pierwsze – koszty. Wzrost wynagrodzeń, cen energii i surowców znacząco podraża produkcję. Dodatkowo rosnąca presja ze strony rynków azjatyckich, które w tych aspektach są po prostu tańsze, stanowi poważne wyzwanie konkurencyjne.

Po drugie – portfel oferowanych produktów. Im bardziej zróżnicowana oferta, tym większe bezpieczeństwo lekowe. Kluczowe jest jednak, aby polska branża farmaceutyczna nie ograniczała się do produkcji prostych formatów. Musi inwestować w bardziej zaawansowane technologie, takie jak oligonukleotydy, leki wziewne, okulistyczne czy preparaty łączące różne substancje w jednej tabletce.

Po trzecie – wyzwania technologiczne, w tym rozwój sztucznej inteligencji. Niestety, problemem w Europie jest nadmierna regulacja. Jeszcze na dobre nie rozpoczęliśmy rozwoju AI, a już próbuje się go ograniczać drakońskimi przepisami – tak jak wcześniej wprowadzono surowe regulacje w ramach RODO czy ESG…

Raport Draghiego słusznie zwraca też uwagę na kwestię lokalizacji inwestycji, a tym samym – źródeł innowacji. Największe projekty powstają w USA i Azji, głównie w ramach wielkich organizacji, co pokazuje, jak istotne jest stworzenie w Europie bardziej sprzyjającego ekosystemu dla rozwoju nowych technologii.

A w Polsce i Europie?

– To się dzieje w małych i średnich przedsiębiorstwach, bo na nich jest zbudowany krwiobieg gospodarczy. Systemy wsparcia na nich się koncentrują. I mamy paradoks…

Firma taka jak Polpharma jest za duża, żeby w Polsce dostać od państwa fundusze np. na zbudowanie fabryki, ale na podwórku  światowym nasz potencjał porównywalny jest do tych mniejszych. Trudno więc mówić o konkurencyjności.

Biznes nie może biernie czekać na decyzje polityczne

Czy można to zmienić?

– To zależy od naszych decydentów i od tego, kiedy uczciwie przyjrzą się faktom. Jeśli naprawdę zależy nam na budowaniu potencjału europejskiej gospodarki, musimy uznać, że jej kluczowym motorem napędowym jest kreowanie przełomowych innowacji.

A to jest możliwe przede wszystkim w dużych przedsiębiorstwach, bo tylko one są w stanie konkurować z gigantami z USA i Azji.

A jakie wnioski dla przedsiębiorców?

– Nie możemy biernie czekać na decyzje polityczne, bo one mogą zapaść, ale równie dobrze mogą nigdy nie nadejść. Każde przedsiębiorstwo musi podejmować własne wyzwania i działać w ramach dostępnych możliwości.

Gdyby Polpharma czekała na stworzenie listy leków krytycznych i systemu zachęt refundacyjnych, dziś nie mielibyśmy 30 proc. wolumenu produkowanego w Polsce – byłoby to zaledwie 3 proc.

Trzeba też uważnie obserwować zagrożenia zewnętrzne i dostosowywać do nich strategię. My stawiamy na rozszerzanie portfolio, inwestycje w rozwój infrastruktury do produkcji API oraz współpracę z zewnętrznymi partnerami, aby dzielić się kosztami.

W związku z tym aktywnie poszukujemy możliwości rozwoju poprzez akwizycje. W ubiegłym roku sfinalizowaliśmy dwie mniejsze transakcje, ale stale analizujemy rynek pod kątem nowych produktów i przedsiębiorstw, które moglibyśmy przejąć, aby zwiększyć skalę i skutecznie odpowiadać na rosnące wyzwania.

Wreszcie, obserwując zmiany w świecie technologii, już kilka lat temu postawiliśmy na digitalizację. Obecnie mamy wdrożone 34 inicjatywy, wykorzystujące machine learning i rozwiązania AI, które wspierają naszą efektywność kosztową i innowacyjność. 

Czy to ma wam również zapewnić możliwość ekspansji zagranicznej? Pod koniec ubiegłego roku Polpharma otworzyła zakład produkcji substancji wysoce aktywnych – również po to, żeby pozyskiwać zagranicznych kooperantów.

– To jest nasz autorski pomysł i od razu wyjaśnię, skąd taka decyzja.

Obecnie dominuje podejście, według którego nie liczy się pochodzenie produktu, a jedynie jego cena. W takim systemie nie mamy szans konkurować w segmencie wysoko wolumenowych API, które produkuje się w setkach czy tysiącach ton. W tych przypadkach kluczowe znaczenie mają niższe koszty surowców, energii, pracy i ochrony środowiska, co daje przewagę producentom z Azji.

Z kolei substancje wysoce aktywne to związki, w których w jednej tabletce znajduje się nie gram substancji czynnej, lecz na przykład jedna dziesiąta miligrama. To sprawia, że koszty utrzymania infrastruktury produkcyjnej w Polsce są porównywalne z kosztami w Indiach czy Chinach.

Dzięki temu niwelujemy część naturalnych przewag azjatyckiego rynku, a jednocześnie oferujemy naszym partnerom kluczowy atut – gwarancję bezpieczeństwa ich IP (Intellectual Property, czyli własności intelektualnej).

Zyskuje na tym również polska gospodarka?

– Absolutnie! Tworzymy nowe miejsca pracy, przyciągamy dodatkowy kapitał, produkujemy na miejscu. A na końcu – zyskujemy bezpieczeństwo lekowe.  

W jednym z wywiadów powiedział pan, przy okazji właśnie uruchamiania tej inwestycji, że jeśli coś robicie za własne pieniądze, bez wsparcia państwa, to musi być pewien horyzont zwrotu. Nazwał to pan szukaniem nisz, w których macie przewagi strategiczne. Co to wam daje?

– To są decyzje strategiczne, które też wynikają z pewnej odpowiedzialności społecznej.

Każda firma lubi mówić „mam misję”…

– Może – w odróżnieniu od nich – ja w naszą wierzę. Mówimy, że pomagamy ludziom żyć zdrowo w zdrowym świecie.

Brzmi jak puste hasło ze slajdu.

– Różnica polega na tym, że my precyzyjnie mierzymy nasze działania. Wykorzystujemy do tego obowiązek raportowania ESG, który w tym przypadku jest dla nas cennym narzędziem, a wręcz najlepszym sprzymierzeńcem.

Dzięki niemu możemy dokładnie ocenić poziom realizacji naszej misji. Regularnie raportujemy te wyniki nie tylko do systemów ratingowych, takich jak EcoVadis, ale także wewnętrznie – naszym pracownikom. W ten sposób transparentnie prezentujemy postępy i mierzalne efekty naszej strategii.

Chciałabym jeszcze wrócić do wątku technologicznego, ale też osiągania przewag konkurencyjnych. Jak Polska powinna budować, w sposób odpowiedzialny, kooperację z big techami? Bo ta dyskusja trwa od dłuższego czasu i widać pewną trudność w jasnej odpowiedzi – przynajmniej ze strony kolejnych rządów.

– To trochę pytanie nie do mnie. Nie ma co ukrywać: big techy, duże międzynarodowe korporacje – z racji swojej siły i skali działania – rządzą nie tylko na rynku technologicznym, ale mogą również dyktować warunki decydentom poszczególnych krajów.

I niestety jesteśmy w jakiś sposób od nich uzależnieni. A zatem nie ma co obrażać się na rzeczywistość, ale z nimi współpracować na warunkach partnerskich (w takim stopniu, w jakim to możliwe), ale też dywersyfikować „ekosystem współpracy”.

Jak to robić?

– Staramy się nie uzależniać od jednego czy dwóch dużych dostawców. Wybieramy technologie i partnerów, którzy specjalizują się w konkretnej niszy, co pozwala nam skuteczniej rozwiązywać problemy. Czasami są to big techy, ale nasze doświadczenie pokazuje, że warto także korzystać z usług mniejszych firm i startupów.

Współpracując z nimi, koncentrujemy się na konkretnych wyzwaniach biznesowych, co pozwala znacząco poprawić efektywność. Sądzę, że tego rodzaju kooperacji będzie w przyszłości jeszcze więcej, ponieważ liczba wyzwań technologicznych stale rośnie.

Jednocześnie to sposób na zwiększenie odporności naszych systemów – w sytuacji, gdy jeden z dostawców nagle przestanie świadczyć swoje usługi, dywersyfikacja zapewnia nam bezpieczeństwo i ciągłość działania. 

Polska – podobnie jak cała Europa – musi znaleźć własną drogę

Donald Tusk przedstawił zarysy planu gospodarczego, który ma być odpowiedzią na kluczowe wyzwania stojące przed polską gospodarką. Jego główne cele to wzmocnienie przedsiębiorczości, pobudzenie inwestycji oraz stworzenie stabilniejszych warunków dla rozwoju firm. Wartość planowanych inwestycji wynosi 700 mld zł. Czy rzeczywiście może to być „booster” dla polskiej gospodarki na najbliższe lata?

– Na razie czekamy na więcej szczegółów… Ale – patrząc z perspektywy polskiej gospodarki – stworzenie strategicznego programu inwestycyjnego, który będzie konsekwentnie realizowany i – co ważniejsze – rozwijany, jest absolutnie niezbędne. Nie jesteśmy już rynkiem taniej siły roboczej ani też „montownią Europy”. Nasze ambicje sięgają znacznie dalej.

Dlatego kluczowe jest opracowanie systemu zachęt, który przyciągnie największe inwestycje do Polski. To jednak wymaga m.in. uproszczenia systemu podatkowego oraz stworzenia stabilnych warunków dla przedsiębiorców.

Naszą przewagą mogą być digitalizacja, optymalizacja kosztów oraz rozwój i wdrażanie sztucznej inteligencji – czyli pewna forma specjalizacji. Tym bardziej że konkurencyjność Azji i USA opiera się na dużych korporacjach, napędzających rozwój.

Polska – podobnie jak cała Europa – musi znaleźć własną drogę i określić, jak ją realizować. Jednocześnie warto zastanowić się, gdzie leży cienka granica między regulacjami a przeregulowaniem, które obecnie sprawia, że Europa coraz częściej przegrywa rywalizację z Indiami, Chinami i Stanami Zjednoczonymi.

To wywiad przeprowadzamy w ramach projektu „25 na 25 WNP PL”, czyli 25 lat polskiej gospodarki i 25 lat portalu WNP PL. Gdyby mógł pan trochę pofantazjować – gdzie widzi pan rodzimą branżę farmaceutyczną za kolejne 25 lat?

– Mam nadzieję, że w zupełnie innym miejscu niż obecnie… Zakładam, że będziemy znacznie bardziej odporni na zagrożenia geopolityczne i sytuacje kryzysowe, których nie da się przewidzieć.

Moim pierwszym marzeniem jest zwiększenie krajowej produkcji do co najmniej 60 proc., ponieważ – będąc realistą – wiem, że całkowite uniezależnienie się od importu nie jest możliwe.

Drugie marzenie to rozwój nowoczesnego, innowacyjnego przemysłu farmaceutycznego, który będzie oparty na zaawansowanych technologiach.

I trzecie – aby Polska wykorzystała swoją szansę i stała się hubem lekowym dla innych krajów. To jednak wymaga zmniejszenia naszego uzależnienia od zagranicznych dostaw i konsekwentnej polityki, wspierającej rozwój krajowej produkcji.

Źródło: wnp.pl

Więcej postów

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*