Wielka dziura w amerykańskiej armii. Pod tym względem nie dorównuje przeciwnikom

Armia amerykańska od dawna zdaje sobie sprawę, że ma braki w artylerii, którymi należy się zająć. Jeden z generałów powiedział BI, że żołnierze potrzebują nowych dział, które zapewnią większy zasięg ognia, bo dziś właśnie „zasięg”, „liczby” i kwestia „przetrwania na polu walki” są słabymi punktami USA.

Zdjęcia satelitarne wschodniej Ukrainy ukazują pobojowiska pokryte kraterami, będące skutkiem nieustannego ostrzału artyleryjskiego. Te ślady zniszczenia przypominają, że śmiercionośna artyleria wciąż odgrywa kluczową rolę na współczesnym polu bitwy.

Armia Stanów Zjednoczonych uważnie obserwuje ten konflikt, przygotowując się do potencjalnych operacji bojowych na dużą skalę poza granicami kraju. Nie jest to jednak dla niej nowość. Znaczenie artylerii jest doskonale znane amerykańskim dowódcom.

Wojsko zdaje sobie sprawę, jak istotna jest zdolność precyzyjnego rażenia wroga przy użyciu pocisków i rakiet. Jednocześnie wie, że musi podnieść swoje zdolności w tym zakresie, ponieważ zarówno Rosja, jak i Chiny robią to samo.

Generał zajmujący się tą kwestią wskazał trzy obszary, w których artyleria amerykańskiej armii ma poważne braki. Dodał, że już trwają poszukiwania rozwiązań, które pozwolą nadrobić te zaległości.

Trzy problemy USA

— Prognozując lata 2030–2035, dostrzegliśmy pewne luki w naszych zdolnościach w starciu z przeciwnikami w dwóch różnych teatrach działań — powiedział w rozmowie z Business Insider gen. bryg. Rory Crooks, dyrektor zespołu ds. precyzyjnych uderzeń dalekiego zasięgu w Army Futures Command.

Pierwszym problemem jest zasięg. Artyleria amerykańskiej armii nie dorównuje pod tym względem potencjalnym przeciwnikom. — W niektórych przypadkach umożliwiasz przeciwnikowi stworzenie strefy bezpieczeństwa, gdy ma on przewagę zasięgową — wyjaśnił Crooks.

Drugim problemem są liczby. Stany Zjednoczone nie dysponują wystarczającą ilością systemów artyleryjskich, by dorównać przeciwnikowi. Mówiąc wprost, mają mniej dział niż pozostali.

Ostatnią kwestią jest przetrwanie na polu walki. Choć niektórzy rywale USA rezygnują z artylerii holowanej, amerykańska armia wciąż ją utrzymuje.

Zwykle po oddaniu strzału żołnierze chcą natychmiast zmienić pozycję, zanim wróg odpowie ogniem. To taktyka znana jako „strzelaj i uciekaj”. Jednak systemy holowane, takie jak M777, są wolniejsze i trudniejsze do relokacji niż artyleria samobieżna zamontowana na pojazdach gąsienicowych. To obniża ich szanse na przetrwanie.

— Te trzy problemy, zasięg, liczebność oraz przeżywalność związana z mobilnością, są bardzo trudne do rozwiązania osobno — powiedział Crooks. — A razem stanowią ogromne wyzwanie i mogą zagrozić powodzeniu misji w przyszłości — podkreślił.

Seria niedokończonych projektów

W ostatnich latach armia starała się zwiększyć zasięg swoich dział. Jednym z takich projektów był Strategic Long Range Cannon, który miał wystrzeliwać pociski na odległość ok. 1000 mil morskich. Kongres wstrzymał jednak finansowanie badań w 2022 r.

Inna inicjatywa, Extended Range Cannon Artillery (ERCA), rozpoczęła się w 2018 r. i miała na celu zwiększenie zasięgu artylerii z 29 do 69 km.

Broń, 9-metrowa lufa zamontowana na podwoziu samobieżnej haubicy M109 Paladin, przeszła etap prototypowania, jednak nie weszła do produkcji ze względu na problemy zaobserwowane podczas testów ogniowych. Armia anulowała program ERCA w ubiegłym roku, koncentrując się na nowym projekcie modernizacji haubic samobieżnych.

Opublikowany na początku lutego raport Congressional Research Service wskazuje, że zakończone w zeszłym roku badania nad nowymi systemami artyleryjskimi wykazały konieczność skupienia się na „bardziej autonomicznych systemach o większym zasięgu i lepszej mobilności”.

Podkreślono również, że mimo ostatecznego anulowania programu ERCA i poszukiwania nowych rozwiązań artyleryjskich, „niedawno przeprowadzone badania taktyczne potwierdziły lukę w zdolnościach, którą ERCA miała wypełnić. Obserwacje z Ukrainy dodatkowo podkreślają kluczową rolę mobilnej artylerii lufowej”.

Patrząc w przyszłość, Crooks zapowiedział, że armia zamierza wykorzystać sukces związany z amunicją opracowaną w ramach ERCA i połączyć go z dostępnymi na rynku systemami artyleryjskimi. Jak dodał, wojsko już analizuje możliwości oferowane przez sojuszników i partnerów.

Szczególną uwagę armia zwraca na haubice samobieżne wyposażone w lufy 52-kalibrowe. To rozwiązanie stanowi kompromis między większym, 58-kalibrowym systemem ERCA a mniejszym, 39-kalibrowym M777 w wersji holowanej.

— Prace nad potencjalnym wprowadzeniem zmodernizowanych platform z lufami 52-kalibrowymi, w połączeniu z doświadczeniami z zakresu amunicji zdobytymi w ramach ERCA, pozwolą nam zrealizować wymagania, które przyświecały programowi ERCA — powiedział Crooks.

Jesienią ubiegłego roku armia ogłosiła, że przyznała kontrakty pięciu firmom w ramach programu modernizacji haubic samobieżnych. Umowy o łącznej wartości 4 mln dol. trafiły do American Rheinmetall Vehicles, BAE BOFORS, Hanwha Defense USA, General Dynamics Land Systems i Elbit Systems USA.

Kolejnym etapem będzie dostarczenie prototypowych systemów artyleryjskich na poligon Yuma Proving Ground w Arizonie, gdzie zostaną poddane serii testów ogniowych. Decyzja w sprawie wyboru nowego działa może zapaść już w przyszłym roku.

Jak podkreślił Crooks, znalezienie odpowiedniej i dostępnej armaty 52-kalibrowej to tylko jeden z elementów układanki w dążeniu do rozwiązania problemów zasięgu, liczebności i przeżywalności.

Armia musi również kontynuować prace nad innowacyjną amunicją zapoczątkowane w programie ERCA, w tym nad podkalibrowym pociskiem XM1155, opracowanym dla 155-mm działa XM907E2 o kalibrze 58. Kolejnym wyzwaniem jest rozwinięcie zdolności bojowych dronów-kamikadze, które mogłyby zastąpić tradycyjne pociski artyleryjskie.

Artyleria to tylko jeden z elementów wojny połączonych rodzajów sił zbrojnych, ale, jak zauważają dowódcy armii, uważnie śledzący rosyjską inwazję na Ukrainę, silne działa będą niezbędne do osiągnięcia sukcesu w przyszłych operacjach bojowych na dużą skalę.

— Widzimy, że jeśli nie masz wystarczającej artylerii, by osiągnąć lokalną przewagę ogniową, bitwa szybko przeradza się w wyniszczającą, statyczną wojnę pozycyjną — powiedział Crooks. Dodał, że to nie jest rodzaj konfliktu, do którego amerykańska armia została stworzona.

Źródło: onet.pl

Więcej postów

1 Komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*