W tej sprawie są same zagadki. Funkcjonariusz Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego Michał M., który przyznawał dostęp do tajemnic państwowych politykom i urzędnikom z ekipy Prawa i Sprawiedliwości, nagle popełnił samobójstwo. ABW kłamała w sprawie okoliczności tej śmierci. A prokuraturze kompletnie nie zależało, aby wyjaśnić, jak to się stało, że tak kluczowy funkcjonariusz targnął się na życie. Na podstawie akt śledztwa Onet ujawnia nieznane kulisy tej sprawy.
„On nie chciał ustąpić”
To jedno z najtragiczniejszych wydarzeń w historii Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. 21 maja 2021 r. z czwartego piętra centrali ABW w Warszawie wypadł 45-letni major Michał M. — doświadczony oficer z 14-letnim stażem pracy w służbach, który od 2019 r. pełnił funkcję kierownika Samodzielnej Sekcji Wsparcia Operacyjnego Departamentu Ochrony Informacji Niejawnych.
Mimo że Agencja nie chciała informować o szczegółach tego zdarzenia, to w mediach szybko zaczęły pojawiać się wstrząsająca doniesienia na ten temat.
„Gazeta Wyborcza” podała, że Michał M. miał kłopoty z przełożonymi, którzy wywierali na niego presję, by wydał certyfikat dostępu do tajnych informacji ówczesnemu prezesowi Orlenu Danielowi Obajtkowi. – Nie chodziło zresztą tylko o Obajtka. Ten oficer miał jeszcze kilka takich przypadków, w których nie chciał ustąpić — mówił jeden z informatorów „GW”.
Michał M. miał mieć poważne zastrzeżenia do Obajtka m.in. dlatego, że w 2013 r. prokuratura oskarżyła go o oszustwa i branie łapówek. Były wójt Pcimia miał współdziałać z gangsterem Maciejem C. i okradać firmę Elektroplast, w której był kierownikiem. Po przejęciu władzy przez PiS sprawa została w tym wątku umorzona. Szczegóły tej historii opisaliśmy w Onecie.
Zdaniem dziennikarzy „GW” Michał M. był regularnie wzywany na dywanik do szefa Inspektoratu Wewnętrznego ABW, płk. Radosława Żebrowskiego. To funkcjonariusz, który w tamtym czasie robił zawrotną karierę, a w kwietniu 2023 roku premier Mateusz Morawiecki powołał go nawet na stanowisko zastępcy szefa ABW.
Informacje podane przez „GW” szybko zdementowała Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego i zarzuciła gazecie „haniebne wykorzystywanie śmierci Michała M.” oraz „bezczeszczenie pamięci o nim, a jednocześnie naruszenie dobrego imienia ABW”. Agencja stwierdziła też, że płk Żebrowski nie miał z tą sprawą nic wspólnego, bo Michał M. nigdy nie był jego podwładnym.
Jednak z akt prokuratorskich, które widział Onet, wynika, że to ówczesne kierownictwo ABW manipulowało opinią publiczną, a nikomu z decydentów nie zależało na realnym wyjaśnieniu tej sprawy.
„Było odgórne zlecenie”
Śledztwo dotyczące śmierci Michała M. przypadło prok. Alicji Gajewskiej z Prokuratury Rejonowej Warszawa-Mokotów. Co może zaskakiwać, biorąc pod uwagę kaliber sprawy, już na samym początku zdecydowała ona o powierzeniu śledztwa w całości komendzie rejonowej policji.
Dlaczego? W pisemnej decyzji nie sposób dopatrzyć się konkretnego uzasadnienia, poza lakonicznym stwierdzeniem, iż „nie zachodzą przesłanki do prowadzenia śledztwa osobiście przez prokuratora”.
Jedną z pierwszych osób przesłuchanych w śledztwie była funkcjonariuszka ABW Katarzyna B. – jedna z najbliższych współpracowniczek Michała M.
W trakcie rozmowy z policjantami kobieta zeznała wprost, że „przyczyną samobójstwa były kontrole Inspektoratu ABW”, czyli właśnie jednostki zarządzanej w tamtym czasie przez wspominanego płk. Radosława Żebrowskiego.
„Te kontrole polegały w ostatnim półroczu na kontrolowaniu wszystkiego. Ja byłam podwładną Michała, on był moim kierownikiem. Mieliśmy pięć kontroli z Inspektoratu. Te kontrole zaczęły się jakoś pod koniec 2020 r. albo na początku 2021” – zeznawała Katarzyna B.
„Z tego, co wiem, ostatnia kontrola prowadzona była przez pana Grojnowskiego, który po tej kontroli awansował na naczelnika. W piątek 21 maja 2021 r. Grojnowski powiedział mojej koleżance Agnieszce K., że było odgórne zlecenie, nie tyle na Michała, ile na sekcję” – dodała.
Dalej Katarzyna B. relacjonowała, że ostatnia kontrola odbyła się w kwietniu 2021 r., a rekontrola miała mieć miejsce po trzech miesiącach. Niespodziewanie kontrolerzy weszli jednak po miesiącu, mimo że Michał M. był wtedy w izolacji w związku z COVID-19 i prosił o przesunięcie terminu.
„Radosław Żebrowski wprowadził zasadę w Inspektoracie: »nie awansujesz, nie dostajesz podwyżki ani stopnia, dopóki nie zrobisz wyników na swoich kolegach z pracy«. Po Michale widać było, że kontrole bardzo przeżywał, przejmował się, dbał o ludzi, zabiegał, żeby było dobrze i wszystko brał na siebie” – tłumaczyła Katarzyna B.
„Będzie chryja”
Funkcjonariuszka zeznała, że 21 maja ok. godz. 8.40 Michał M. stanął w drzwiach jej gabinetu i powiedział „zobaczysz, znowu będzie chryja”. Katarzyna B. poprosiła, żeby wszedł do środka i wyjaśnił, o co chodzi, ale usłyszała tylko dźwięk zamykanych drzwi.
„Ze słyszenia wiem, że poszedł do dyrektora [Departamentu Ochrony Informacji Niejawnych] Pawła Antosiaka, nie wiem, o czym rozmawiali i jak przebiegała rozmowa. Antosiak twierdził, że rozmawiał z Michałem 20 maja, ale zawiesił się przy tym i kłamał. Po rozmowie Antosiakiem poszedł na piąte piętro do toalety. W toalecie na piątym piętrze ktoś był, więc poszedł na czwarte i skoczył”.
W trakcie przesłuchania Katarzyna B. zaznaczyła, że nie może mówić o sprawach, którymi zajmowała się ich sekcja, gdyż są one objęte klauzulą „ściśle tajne”. Nie ukrywała jednak, że kłopoty Michała M. były związane z jego pracą.
„W ramach swoich czynności wspieramy działanie Departamentu Ochrony Informacji Niejawnych, który zajmuje się wydawaniem poświadczeń bezpieczeństwa przemysłowego i osobowego. Istnieje prawdopodobieństwo, że w wyniku naszych czynności jakaś wpływowa osoba lub firma utraciła poświadczenie bezpieczeństwa i z tym były związane kontrole Inspektoratu”.
Funkcjonariuszka podkreśliła, że nie zna innych powodów, które mogły wpłynąć na decyzję Michała M. o popełnieniu samobójstwa.
„Prywatnie mogę powiedzieć, że był opiekuńczy dla dzieci, czyli Wojciecha (l. 7) i Antoniny (l.11). Planowali z żoną kupno większego mieszkania. Składali nawet dokumenty o kredyt, chyba mieli coś upatrzone” – wyjaśniała policjantom.
„Michał nie mówił, że miał myśli samobójcze, ani nie mówił co planuje. On nigdy nie zachowywał się irracjonalnie” – dodała.
„Na dole leżał Michał”
W podobnym tonie zeznawali też inni współpracownicy Michała M.
Funkcjonariuszka Joanna W. przyznała, że feralnego dnia jej przełożony był mocno poddenerwowany. Już z samego rana zadzwonił z pytaniem, czy ktoś go szukał i czy dyrektor coś od niego chciał? „Odpowiedziałam, że nie. Kilka dni wcześniej Michał poprosił mnie o to, żebym wyjęła z mojej szafy jego rzeczy (chodziło o dokumenty)”.
Kiedy Michał M. pojawił się już w pracy, to wszedł do pokoju, który razem zajmowali i powiedział, że „będzie chryja dotycząca jednego opiniowania”.
„Dopytywałam się, o co chodzi, a on powtarzał, że »będzie chryja«. Następnie wyszedł i więcej go nie widziałam. Za chwilę poszłam do koleżanki, która siedzi w innym pokoju. Do tego pokoju wszedł kolega, który powiedział »co ten M. odpier***ił«” – zeznawała Joanna W.
„Moja pierwsza myśl była taka, że pokłócił się z dyrektorem, ale zobaczyłam kolegę z pokoju naprzeciwko, który był blady. On miał okna wychodzące od strony łazienki i powiedział do mnie »Aśka nie podchodź«. Jak się później okazało, na dole leżał Michał”.
Funkcjonariuszka podkreśliła, że Michał M. bardzo obawiał się Inspektoratu i częstych kontroli odbywających się w ich sekcji. „Ciężko mi jest powiedzieć, czy ten lęk był zasadny, czy nie – ja też nie wiedziałam do końca i wszystkiego, co robił Michał” – zaznaczyła.
Z kolei funkcjonariusz Marek G. zauważył diametralną zamianę w zachowaniu przełożonego, gdy rozpoczęła się rekontrola, która miała miejsce w momencie, gdy on przebywał w izolacji.
Zaczął się przejmować, był zły, że nie ma kontroli nad pracą i nie może wyjść z domu. Obawiał się otwarcia jego szafy przez jednostkę kontrolującą. Denerwował się, że nie ma wpływu, że nie może porozmawiać z osobami, które dokonały rekontroli
– tłumaczył policjantom.
Po powrocie z izolacji Michał M. zaczął mieć problemy ze zdrowiem, które były związane z powikłaniami po COVID-19. Niedługo potem udał się na zwolnienie lekarskie, choć zrobił to niechętnie.
„Po powrocie ze zwolnienia lekarskiego zaczął strasznie przejmować się pracą, powtarzając kilkukrotnie czynności i sprawdzając dokumentację. Cały czas powtarzał, że obawia się kolejnej kontroli” – zeznał Michał G.
„Chodził i mówił, że będzie afera”
Żona Michała M. również przyznała w trakcie w przesłuchania, że jej mąż od pewnego czasu skarżył się na złe samopoczucie. Jej zdaniem składały się na to dwie kwestie – powikłania po COVID-19 i sytuacja w pracy.
„Wydaje mi się, że działania Inspektoratu odbierał jako atak na siebie, bał się o swoje stanowisko. Prosiłam go, żeby zrezygnował, żeby nawet poszedł na emeryturę, tłumaczyłam mu, że nie może być tak, że praca jest w stanie w tak szybkim tempie wykończyć człowieka nerwowo” – zeznawała Eliza K.-M.
„To wszystko było przeplatane tymi ciągłymi problemami z oddychaniem, dusznościami, obniżoną saturacją i obniżoną temperaturą ciała. Nigdy nie powiedział do mnie, że chce sobie życie odebrać. Jest to dla mnie totalna abstrakcja”.
Eliza K.-M. podkreśliła, że mąż był typem domatora, w stu procentach oddanym rodzinie. Natomiast o szczegółach jego pracy zawodowej nie rozmawiali. Starali się rozdzielać sprawy służbowe od rodzinnych.
Koledzy z pracy męża powiedzieli mi, że Michał ciągle chodził i mówił, że będzie afera. Nie byłam tego świadkiem, nie wiem, co tam się wydarzyło, natomiast wiem jak się pracuje w takich instytucjach, jak się traktuje pracowników, jaka jest presja
– wyjaśniała.
„Michał z punktu widzenia rodziny, domu, nie miał żadnego powodu, aby odebrać sobie życie. Z punktu widzenia pracy, to pytanie już nie do mnie”.
„Nie przeprowadzono żadnych czynności”
Śledztwo w sprawie śmierci Michała M. zostało umorzone przez prokuraturę po sześciu miesiącach.
W tym czasie przesłuchano zaledwie kilka osób, przeanalizowano nagrania z monitoringu i uzyskano opinie biegłych, które potwierdzały tezę o samobójstwie. Natomiast z ABW pozyskano informację, że w stosunku do Michała M. nie toczyły się żadne postępowania wyjaśniające i dyscyplinarne.
To wystarczyło, aby prokuratura uznała, iż na śmierć oficera ABW nie wpłynęły osoby trzecie.
„W toku prowadzonego śledztwa nie przeprowadzono żadnych czynności, które mogłyby rozstrzygnąć wątpliwości, co było bezpośrednią przyczyną ewentualnego samobójstwa” – napisał w zażaleniu na tę decyzję pełnomocnik rodziny mec. Marcin Madej.
W obszernym uzasadnieniu zwrócił uwagę, że śledczy nie przesłuchali nawet Pawła Antosiaka (przełożonego Michała M. który miał z nim rozmawiać tuż przed samobójstwem), Radosława Żebrowskiego (szefa Inspektoratu zlecającego kontrole), czy Arkadiusza Grojnowskiego (który miał mówić o „zleceniu” na sekcję Michała M.)
Prokuratura nie próbowała też dociec, czego dotyczyły wspomniane kontrole, jakimi sprawami zajmował się Michał M., ani czego dotyczyła opinia, o którą — według jego słów — „miała być chryja”.
Pełnomocnik rodziny zwrócił uwagę, że błędem była również decyzja prokuratury o powierzeniu policji czynności przesłuchań funkcjonariuszy ABW. Nie mogli oni bowiem mówić o sprawach, którymi się zajmowali, ze względu na klauzulę tajności.
„W tej sytuacji należało rozważyć zwolnienie funkcjonariuszy z tajemnicy państwowej, w celu rozstrzygnięcia, czy w wyniku czynności przeprowadzonych przez Michała M. lub jego podwładnych jakaś wpływowa osoba nie utraciła poświadczenia bezpieczeństwa, z czym mogły być związane kontrole Inspektoratu” – czytamy w zażaleniu.
„Zdaniem pełnomocnika powyższe czynności powinny zostać przeprowadzone osobiście przez prokuratora” – zaznaczył mec. Marcin Madej.
To jednak nie wszystko. Zdaniem adwokata prokuratura powinna wykonać w toku śledztwa następujące czynności:
- Zwrócić się do ABW o wydanie telefonu służbowego Michała M. w celu przeprowadzenia oględzin. Tuż przed samobójstwem miał on prowadzić intensywną korespondencję ze swoimi współpracownikami. Tymczasem telefon został zwrócony Agencji, bez weryfikacji jego zawartości.
- Zwrócić się do ABW o udostępnienie dokumentacji z postępowania wyjaśniającego prowadzonego przez Agencję w sprawie zgonu Michała M.
- Uzyskać spis zawartości szafy służbowej użytkowanej przez Michała M.
- Zwrócić się do Inspektoratu Wewnętrznego ABW, po uprzednim zwolnieniu z tajemnicy państwowej, o udostępnienie protokołów z kontroli, które odbyły się w tym departamencie w latach 2020 i 2021 oraz informacje o planowanych rekontrolach.
- Odtworzyć w szczegółach pobyt Michała M. w siedzibie ABW od momentu wejścia do momentu zdarzenia w oparciu o czytnik karty identyfikacyjnej.
- Zwrócić się do ABW o informację, w jaki sposób zostały zabezpieczone dokumenty z biurka Michał M. oraz udostępnienie spisu zawartości jego biurka, jak również wskazanie osób, które tego dokonały.
„Nie wytrzymał tego psychicznie”
Żadna z czynności wymienionych przez pełnomocnika rodziny nie została jednak zrealizowana. W marcu 2022 r. Sąd Okręgowy w Warszawie podtrzymał decyzję prokuratury o umorzeniu sprawy.
W uzasadnieniu sędzia Maria Turek stwierdziła, że „brak jest jakichkolwiek dowodów wskazujących, że osoby trzecie mogły się do krytycznego zdarzenia przyczynić”. Zwróciła przy tym uwagę, że wobec Michała M. nie były prowadzone żadne postępowania dyscyplinarne, co – w domyśle – miało świadczyć o tym, że nie padł on ofiarą represji ze strony przełożonych.
„Zgromadzony materiał dowodowy nie wskazuje również na możliwość popełnienia jakiegokolwiek innego przestępstwa” – czytamy.
Jednak nasi rozmówcy z kręgu służb specjalnych zgodnie twierdzą, że śledztwo prokuratorskie było farsą i tak naprawdę niczego nie wyjaśniło. Natomiast to, że Michał M. został zaszczuty przez swoich przełożonych jest w służbach tajemnicą poliszynela.
Ewidentnie sprawa została zamieciona pod dywan. Skoro nawet ci, którzy zostali przesłuchani, nie byli zwolnienie z tajemnicy przez szefa ABW i prokuratura o to nie wystąpiła, to oni tak de facto nic nie mogli powiedzieć
— mówi nam były funkcjonariusz Agencji, proszący o zachowanie anonimowości.
— Michał zdawał sobie sprawę, że jeśli kierownictwo postawiło na nim krzyżyk, to wcześniej, czy później, skończy poza służbą, zwolniony dyscyplinarnie, bez żadnej odprawy. W końcu nie wytrzymał tego psychicznie – tłumaczy.
— Proszę sobie wyobrazić, do jakiego stanu musieli go doprowadzić, skoro zdecydował się na taki krok. Przecież to nie był chłopak z kilkuletni stażem, tylko były gliniarz i doświadczony funkcjonariusz pracujący kilkanaście lat w służbach – dodaje.
Czy w całej sprawie faktycznie chodziło o byłego prezesa Orlenu? Zdaniem naszego informatora ze służb tak. Twierdzi on, że Michał M. był podejrzewany o udział w wyciekach do mediów informacji dotyczących m.in. nieprawidłowości w oświadczeniach majątkowych Daniela Obajtka.
Faktem jest, że Obajtek nigdy nie dostał dostępu do tajemnic państwowych — ani za życia Michała M., ani po jego śmierci.
ABW milczy
Zapytaliśmy ABW, co w tej sprawie ustalono w ramach wewnętrznego postępowania. W odpowiedzi Agencja poinformowała nas jedynie, że współpracowała z prokuraturą, a śledztwo zakończyło się umorzeniem. Odesłano nas też do oświadczenia ABW z lutego 2023 r. – tego samego, w którym zapewniono, że płk Radosław Żebrowski nie miał z tą sprawą nic wspólnego, a publikacje na ten temat „w haniebny sposób wykorzystuje fakt tragicznej śmierci Michała M.”.
Dodatkowo zapytaliśmy ABW, czy Arkadiusz Grojnowski, Paweł Antosiak i Radosław Żebrowski wciąż pracują w służbach – z naszych informacji wynika bowiem, że ten pierwszy pełni obowiązki naczelnika Wydziału II Departamentu Bezpieczeństwa Wewnętrznego i Audytu ABW, a drugi został oddelegowany na stanowiska dyrektora ds. infrastruktury krytycznej w Orlenie.
Agencja stwierdziła jednak, że nie informuje o sprawach kadrowych, a Orlen zasłonił się RODO.
Żródło: onet.pl
Dodaj komentarz