Z wypowiedzi przedstawicieli obozu rządzącego, ale także prezesa NBP Adama Glapińskiego, można odnieść wrażenie, że priorytetem strategii gospodarczej jest niedopuszczenie do recesji, bo to mogłoby wywołać wzrost bezrobocia i niepokoje społeczne. Na dalszy plan schodzi cel w postaci szybkiego obniżenia inflacji i rządzący pogodzili się z tym, że proces ten potrwa aż do 2025 r. Sytuacja na polskim rynku pracy, problemy demograficzne nie wskazują na ryzyko istotnego wzrostu liczby bezrobotnych. W ostatnim czasie przybyło też szans, że procesy dezinflacyjne przybiorą na sile, a jednocyfrowa dynamika cen przyjdzie mniej więcej za rok o tej porze.
- Prezes PiS Jarosław Kaczyński podczas spotkań z wyborcami mówił wyraźnie, że chociaż inflacja w Polsce jest wysoka, to nie zamierza jej zwalczać kosztem bezrobocia
- Także od większości RPP słychać, że obniżanie inflacji będzie stopniowe i rozłożone w czasie, a cenom za ten proces nie powinna być recesja i bezrobocie
- Nic jednak nie wskazuje, że nawet przy silnym spowolnieniu wzrostu PKB Polsce grozi w 2023 r. wzrost stopy bezrobocia
- Prognozy zakładają, że odsetek osób bez pracy zwiększy się nieznacznie, a pracodawcy raczej zlikwidują wakaty lub zmniejszy się ich skłonność do podwyżek
- Przybywa argumentów także za tym, że w przyszłym roku rozpocznie się na poważnie proces dezinflacji
- Prognozy zakładają, że w końcówce 2023 r. możemy zobaczyć już jednocyfrową dynamikę cen
- Wszystko wskazuje, że w przyszłym roku bezrobocie nie będzie problemem dla polskiej gospodarki, a inflacja chociaż powoli, to jednak trwale znajdzie się w trendzie spadkowym
Przyszły rok zapowiada się kryzysowo. Globalną gospodarkę czeka spowolnienie, a wiele krajów wpadnie w recesję lub będzie się mierzyło z poważnym ochłodzeniem koniunktury. To zaś może się negatywnie przełożyć na rynek pracy i wzrost bezrobocia.
Na wysokim poziomie wciąż będzie się utrzymywała inflacja, chociaż dynamika cen za sprawą wysiłków banków centralnych i osłabienia popytu, powinna zacząć się obniżać. Jaki scenariusz czeka Polskę? Uważne wsłuchanie się z wypowiedzi czołowych polityków obozu władzy na czele z prezesem PiS Jarosławem Kaczyński czy prezesem Narodowego Banku Polskiego Adamem Glapiński, sugeruje, że bardziej obawiają się gwałtownego pogorszenia koniunktury i rosnącego wraz z nim odsetka osób bez pracy niż utrzymania się uporczywie wysokiej inflacji.
Dzisiaj wiele wskazuje na to, że bezrobocie nie będzie kluczowym problemem 2023 r. w polskiej gospodarce, a problem inflacji pod koniec przyszłego roku także nie będzie już tak poważny, jak to ma miejsce teraz.
Odporność rynku pracy
Obecnie na polskim rynku pracy żadnego kryzysu wciąż nie widać, chociaż ekonomiści są przekonani, że przyszły rok przyniesie pogorszenie.
Patrząc na ostatnie wyniki Badania Aktywności Ekonomicznej Ludności (BAEL) widać, że lekkie ochłodzenie rynku pracy jest już faktem. Stopa bezrobocia w III kwartale wzrosła do 2,9 proc. z rekordowo niskiego poziomu kwartał wcześniej na poziomie 2,6 proc. Ekonomiści banku PKO BP zwracają uwagę, że po raz pierwszy od dwóch lat obserwowaliśmy spadek liczby zatrudnionych w ujęciu rocznym oraz wzrost liczby osób nieaktywnych zawodowo. Dane BAEL nie obejmują jednak większości będących w Polsce Ukraińców, szczególnie jeśli ich pobyt jest czasowy. Co w ocenie ekspertów może świadczyć o tym, że faktyczny obraz zatrudnienia jest jednak lepszy.
BAEL za 3q22 pokazuje lekkie schłodzenie rynku pracy. Stopa bezrobocia wzrosła do 2,9% z rekordowo niskiego poziomu 2,6% w 2q22. Po raz pierwszy od 3q20 mieliśmy spadek r/r liczby zatrudnionych (-0,7%) oraz wzrost liczby nieaktywnych (+0,5%). pic.twitter.com/Hxv59hAptz
— PKO Research (@PKO_Research) November 25, 2022
Eksperci Banku Millennium uważają, że dane BAEL wpisują się w scenariusz słabnącego popytu na pracę wraz z obniżającą się aktywnością gospodarczą. O tej świadczy zaś coraz więcej danych z gospodarki realnej m.in. te o sprzedaży detalicznej czy produkcji przemysłowej.
„Z czasem także inne wskaźniki rynku pracy powinny potwierdzać ten obraz. Nie spodziewamy się jednak silnego wzrostu bezrobocia w tym cyklu gospodarczym, gdyż firmy najprawdopodobniej będą korygować koszty pracy bardziej poprzez brak lub mniejszą skłonność do podwyżek płac niż zmniejszaniem zatrudnienia, zwłaszcza pracowników o wysokich kwalifikacjach” – podkreślają analitycy Banku Millennium.
Od wielu miesięcy jesteśmy w UE jednym z krajów o najniższej stopie bezrobocia.
W pośredniaku spokój
W październiku bez zmian pozostała stopa bezrobocia rejestrowanego, obliczana na podstawie rejestrów urzędów pracy. W ubiegłym miesiącu wyniosła 5,1 proc.
„W październiku liczba bezrobotnych w rejestrach spadła o prawie 6 tys. do 796 tys. i po raz pierwszy od lipca 1990 była niższa niż 800 tys. Październikowe dane pokazują utrzymanie dotychczasowych tendencji – liczba nowo zarejestrowanych bezrobotnych rośnie w ujęciu rok do roku, liczba wyrejestrowań spada, a liczba ofert pracy jest o prawie 1/3 niższa niż przed rokiem” – przypominają analitycy PKO BP.
„Na rynku pracy zapanowała stagnacja, a popyt na pracowników się obniżył, jednocześnie sytuacja demograficzna i utrzymujące się niedobory pracowników w niektórych branżach sprawiają, że nie oczekujemy znaczącego wzrostu bezrobocia, pomimo nadchodzącego spowolnienia gospodarczego” – dodają eksperci największego polskiego banku.
Pogląd o tym, że nie grozi nam wystrzał bezrobocia, jest dość powszechny wśród ekonomistów, chociaż w ostatnich tygodniach przybyło informacji medialnych o zwolnienia grupowych w dużych zakładach pracy.
Według analityków Santander Bank Polska kolejne miesiące pokażą już wyższą stopę bezrobocia, ale do końca 2023 r. ma wzrosną zaledwie do około 6 proc. Bardziej optymistyczni są eksperci BOŚ Banku. Ich zdaniem koniec tego roku przyniesie nieznaczny wzrost stopy bezrobocia do 5,2 proc., a grudzień przyszłego roku zakończymy na poziomie 5,6 proc.
„Czynnikiem, który pomimo słabszej sytuacji gospodarczej będzie ograniczał skalę spadku zatrudnienia i wzrostu bezrobocia w przyszłym roku jest strukturalny efekt ograniczeń po stronie podaży pracy. Do niedawna jeszcze jednym z głównych barier rozwoju był brak pracowników. Choć już na niższym miejscu, to wciąż ten czynnik jest wymieniany przez pracodawców jako problem rozwoju. Z tego względu, o ile nie dojdzie do dużo silniejszego spowolnienia aktywności, to pracodawcy będą zapewne ostrożnie ograniczali liczbę etatów, co ograniczy wzrost stopy bezrobocia w nadchodzących kwartałach” — uważają analitycy BOŚ Banku.
Dezinflacja wróciła do dyskusji
Dla obozu władzy widmo gwałtownego wzrostu bezrobocia jest jednak wyraźnym zagrożeniem w kontekście przyszłorocznych wyborów. Dlatego rząd tak bardzo obawia się, że gospodarka wpadnie w recesję, co przełożyłoby się w jakimś stopniu na rynek pracy. Zagrożeniem dla miejsc pracy może też być kryzys energetyczny, który podnosi koszty prowadzenia działalności gospodarczej, co część przedsiębiorców może skłonić do redukcji zatrudnienia albo nawet zamknięcia biznesu.
Dlatego – o czym mówił w wywiadzie dla Business Insider Polska Paweł Borys, prezes Polskiego Funduszu Rozwoju i jeden z najbliższych doradców ekonomicznych premiera – rząd stawia na strategię, w której nasza gospodarka ma zaliczyć miękkie lądowanie. Co to oznacza w praktyce? Brak recesji, brak gwałtownego wzrostu i masowych upadłości firm. W obecnym warunkach oznacza to najprawdopodobniej wolniejszy spadek inflacji, niż gdyby koniunktura gospodarcza silniej siadła.
Obecnie zarówno przedstawiciele rządu, jak i bank centralny przewidują, że wzrost PKB w 2023 r. będzie w okolicy 1 proc.
Inflacja jest obecnie największym problemem naszej gospodarki, bo wystrzeliła do poziomów nienotowanych od ćwierć wieku i obecnie wynosi 17,9 proc. Mimo oczekiwań, że ustabilizuje się w okresie wakacyjnym dynamika cen w ostatnich miesiącach rosła. Za rok o tej porze ten problem może być już jednak mniejszy. Nawet jeśli pauza w podwyżkach stóp procentowych stanie się de facto końcem cyklu zaostrzania polityki pieniężnej. Taka ewentualność zdobywa coraz większą popularność wśród ekonomistów. Eksperci też coraz częściej, zamiast szukać inflacyjnego szczytu, zaczynają tworzyć listy czynników dezinflacyjnych.
Chociaż wciąż wśród analityków dominuje przekonanie, że średniorocznie inflacja w przyszłym roku pozostanie dwucyfrowa i tylko nieznacznie niższa niż w tym roku.
Wiosna zmieni trend
Obecnie najwyższego punktu, w jakim znajdzie się dynamika cen, ekonomiści bankowi, ale także analitycy NBP, upatrują w okresie styczeń-marzec przyszłego roku. Od II kwartału 2023 r. można spodziewać się, że inflacja stopniowo będzie się obniżała rok do roku.
Przyczynią się do tego efekty bazy statystycznej, czyli wysoki punkt odniesienie z tego roku oraz silnie widoczne już wówczas spowolnienie gospodarki.
Tezę o tym, że powoli wchodzimy w dezinflacyjną fazę, mocno lansują ekonomiści Banku Pekao.
„Już teraz widzimy pierwsze sygnały świadczące o wyhamowywaniu globalnej fali inflacyjnej. W awangardzie są tu przede wszystkim Stany Zjednoczone (niedawne zaskoczenie niższymi odczytami inflacji konsumenckiej i inflacji producenckiej; minięcie punktu zwrotnego na tych wskaźnikach) i Chiny, gdzie po raz pierwszy od dwóch lat zanotowano spadek cen producenckich” – napisali w poniedziałkowym raporcie eksperci tego banku.
Już w środę możemy poznać bardziej optymistyczne odczyty, jeśli chodzi o dynamikę cen ze strefy euro. Konsensus prognoz zakłada, że w listopadzie lekko spaść mogła zarówno inflacja konsumencka, jak i inflacja bazowa.
Płace stłumią popyt
Ekonomiści Banku Pekao zwracają uwagę, że obniżeniu się wskaźnika inflacji powinno sprzyjać ograniczenie problemów podażowych zarówno po stronie komponentów, jak i surowców, czyli w głównej mierze uniezależnienie się od dostaw gazu ziemnego z Rosji. Wzrost cen surowców to z kolei niższa presja popytowa.
„Skala i tempo spadku inflacji zależeć będą jednak od gwałtowności i głębokości pogorszenia koniunktury. Wiele wskazuje, że rynek pracy pozostanie w najbliższych miesiącach relatywnie mocniejszy niż przed pandemią, co sprzyjać będzie utrzymaniu podwyższonej dynamiki płac nominalnych. Płace realne będą jednak w znakomitej większości gospodarek wykazywać przez najbliższe miesiące głęboko ujemną dynamikę. Proces ten może pogłębiać i tak już mocno akcentowany pesymizm konsumentów i przekładać się na co najmniej przejściowy spadek konsumpcji prywatnej, co z kolei okazać się może istotnym paliwem dezinflacyjnym” – wskazują analitycy Banku Pekao.
Ich zdaniem popularność dezinflacyjnych scenariuszy wśród uczestników rynku zależeć będzie jednak od tego, jak długo potrwa okres realnego spadku wynagrodzeń i w którym momencie gospodarstwa domowe nie będą już w stanie, utrzymywać konsumpcji korzystając z poduszek płynnościowych oferowanych przez rząd w postaci np. wakacji kredytowych, osłon przed wzrostem cen nośników energii czy wcześniejszych pandemicznych tarcz antykryzysowych.
Ryzyka pozostaną
Prognozy zakładają obecnie, że w ostatnich miesiącach 2023 r. zobaczymy jednocyfrowe odczyty inflacji w Polsce. Jej spadek będzie powolny, ale świadomość takiego scenariusza jest akceptowana zarówno przez większość Rady Polityki Pieniężnej, jak i odpowiedzialnych za politykę gospodarczą. Istota strategii obozu władzy jest więc taka, że politycy są gotowi zaakceptować wolniejszy przebieg procesów dezinflacyjnych, ale po to, żeby nie ryzykować pojawienie się recesji wywołanej zbyt mocny zaciśnięciem polityki pieniężnej, ale też fiskalnej. PiS widzi tutaj sprawy zero-jedynkowo – recesja oznacza wzrost bezrobocia, a to problem polityczny przed wyborami.
Coraz więcej znaków wskazuje jednak, że po trudnej jeszcze połowie przyszłego roku, jego druga część upłynie już przy wyraźniej widocznych procesach dezinflacyjnych i z odbijającą koniunkturą. Problemem jest to, że ryzyka dla takiego scenariusza nie są symetryczne i rozkładają się negatywnie, czyli wciąż więcej jest zagrożeń niż szans.
businessinsider.com.pl
Na zdjeciu trzech grabarzy Polski. Cała trójca oraz ich pomagierzy powinna zostać wątpliwą ozdobą latarni ulicznych!..