Dwie dekady w pancernym zawieszeniu, czyli jak Abramsy „z półki” trafiły do Polski

Dwie dekady w pancernym zawieszeniu, czyli jak Abramsy „z półki” trafiły do Polski

Resort obrony podpisał umowę na 250 czołgów M1A2 Abrams SEP v3, które będą dostarczone na podstawie umowy międzyrządowej ze Stanów Zjednoczonych. Polska zdecydowała się na zakup tych czołgów w pilnej potrzebie operacyjnej „z półki”, bo przez 20 lat do „pancernej” modernizacji podchodzono „po macoszemu” i – w najlepszym wypadku – w sposób połowiczny. Pomimo posiadanego potencjału przemysłowego lata zaniedbań doprowadziły do zakupu bez udziału krajowego potencjału obronnego.

Szef MON Mariusz Błaszczak podpisał wartą około 4,75 mld USD netto umowę międzyrządową na dostawę 250 czołgów M1A2 Abrams SEPv3. Pierwsze 28 w nieco uboższej wersji SEPv2 ma być przekazanych ze składów U.S. Army już w tym roku z przeznaczeniem do szkolenia, dostawy docelowych czołgów to lata 2025-2026, przy czym trwają rozmowy w sprawie przyspieszenia rozpoczęcia tych dostaw. Pojazdom towarzyszyć będzie też szeroki pakiet logistyczny, szkoleniowy, amunicja, w kraju mają też zostać utworzone zdolności serwisowe.

O samym czołgu napisano już wiele – nie ulega wątpliwości, że Abrams to jeden z najnowocześniejszych czołgów na świecie, a jego wprowadzenie będzie istotnym wzmocnieniem dla Wojsk Pancernych. Czołgi są już w dużym stopniu znane polskim żołnierzom, choćby z tego powodu, że są wykorzystywane przez Amerykanów obecnych w Polsce i biorą udział w szeregu wspólnych ćwiczeń. Nie zmienia to faktu, że są pozyskiwane bezpośrednio od producenta (choć „w grze” jest udział we wsparciu eksploatacji) i to w trybie pilnej potrzeby operacyjnej. Aby jednak wyjaśnić, co doprowadziło do takiej a nie innej decyzji, trzeba cofnąć się co najmniej o dwie dekady.

Chude lata i niezrealizowane plany

Dziś polskie Wojska Pancerne mają na wyposażeniu łącznie 105 czołgów Leopard 2A5 i łącznie 142 Leopardy 2A4, powoli modernizowane do wersji 2PL (do końca ubiegłego roku dostarczono około 25 wozów). Oprócz tego dysponują ok. 250-300 czołgami T-72M/M1, podlegającymi remontom z modyfikacjami oraz 232 wozami PT-91 Twardy, będącymi modernizacją T-72M1, zrealizowaną przez krajowy przemysł, ale mimo wszystko ograniczoną w swoim zakresie (o czym dalej).

Biorąc pod uwagę przedłużanie się modernizacji Leopardów, i niewielką wartość bojową czołgów rodziny T-72, konieczne stało się wzmocnienie zdolności jednostek pancernych. Wzrost zagrożenia, odczuwalny od 2020 roku (sytuacja po wyborach na Białorusi), przebieg wielu ćwiczeń (w tym Zima-20) spowodowały, że władze zdecydowały się na pilny zakup czołgów. Wybór z wielu powodów padł na Abramsy – także dlatego, że są używane przez obecne w Polsce wojska sojusznicze. W świetle zagrożenia ze wschodu, niewystarczających zdolności Wojsk Pancernych i tworzenia 18. Dywizji Zmechanizowanej za niezbędne uznano wprowadzenie na jej wyposażenie nowych czołgów.

Zanim jednak w ogóle pojawił się temat „Abramsa dla Polski”, podejmowano wiele prób modernizacji Wojsk Pancernych, które jednak każdorazowo kończyły się co najwyżej połowicznym sukcesem. I to właśnie to, w połączeniu z pogarszającą się sytuacją w otoczeniu Polski, skłoniło do realizacji tego – miliardowego kontraktu w takiej a nie innej formule.

Twardy i „błądzący” punkt trafienia

Po odzyskaniu pełnej suwerenności w 1989 roku w Polsce rozpoczęto szereg programów mających na celu modernizację armii. Jednakże, słaba gospodarka obciążona transformacją ustrojową zwyczajnie nie była w stanie finansować większości z nich w zadowalającym zakresie. Przykładowo, mówiono o zakupie 100 nowych samolotów wielozadaniowych, a ostatecznie   kupiono 48 maszyn.   Dodatkowo, Siły Zbrojne RP utrzymywały bardzo rozbudowane struktury (pod koniec lat 90. XX wieku – osiem dywizji i ponad 1,5 tys. czołgów), z trwającą ponad rok obowiązkową służbą wojskową.

Obok posiadanych przez Polskę czołgów T-72M/M1, w służbie było więc około 700-800 czołgów typu T-55, w tym ok. 560 zmodernizowanych do standardu T-55AM Merida. W latach 90. prowadzono projekt rozwojowy czołgu PT-91 Twardy, który zaowocował wprowadzeniem tego pojazdu do linii. To modernizacja T-72M1, dysponująca nowoczesnym na owe czasy systemem kierowania ogniem Drawa czy krajowym pancerzem reaktywnym ERAWA. Na inne potrzebne komponenty (nowa armata, stabilizacja, nie mówiąc o power-packu) zabrakło pieniędzy, tym bardziej, że trzeba by było je przynajmniej w części importować. W materiałach dotyczących czołgu przewijało się pojęcie średni „błądzący” punkt trafienia, bo na przykład armata i stabilizacja zostały w dużej mierze takie same, jak w T-72M1. Obok prowadzenia ognia w ruchu problemem była także ruchliwość czołgu – przyspieszenie, prędkość jazdy do tyłu (niezbędna przy obronie manewrowej).

Leopardy w pół kroku

Kolejną próbę modernizacji Wojsk Pancernych podjęto tuż po wejściu Polski do NATO. Przeprowadzono wtedy ważne reformy Wojsk Lądowych, ograniczając liczbę dywizji do czterech i wzmacniając ich struktury (np. wyższa liczebność wozów w batalionach). Liczebność Wojska Polskiego została zmniejszona do 150 tys. żołnierzy, zwiększył się za to udział żołnierzy zawodowych i kontraktowych. Z perspektywy czasu można powiedzieć, że były to słuszne decyzje, jednak nie realizowano ich w sposób konsekwentny.

Założeniami, w ramach planu modernizacji technicznej na lata 2001-2006, były:

–      Pozyskanie ponad 100 czołgów Leopard 2A4 z nadwyżek Bundeswehry (i to udało się zrealizować);

–      Pozyskanie drugiej partii ponad 100 „jakościowo nowych czołgów”, w praktyce chodziło najprawdopodobniej o kolejne Leopardy – w tym okresie nie zrealizowano;

–      Zakończenie modernizacji T-72M1 do standardu PT-91 (27 czołgów, zrealizowano – łącznie Wojsko Polskie otrzymało 232 lub 233 tego typu wozy, część nowo produkowanych a część zmodernizowanych)

–      Rozpoczęcie modernizacji T-72M1 do nowego standardu, uwzględniającego technologie zachodnie, włącznie z armatą 120 mm (do 2006 miano zmodernizować około 50 czołgów) – nie zrealizowano.

Po wejściu do NATO podjęto więc próbę wprowadzenia standardów zachodnich w Wojskach Pancernych. Z jednej strony wprowadzono (w latach 2002-2003) 128 Leopardów 2A4 z nadwyżek Bundeswehry, co pozwoliło polskim żołnierzom na lepszą integrację w ramach NATO i zapoznanie się ze sprzętem konstrukcji zachodniej. Wycofano równocześnie czołgi T-55, o niskiej wartości bojowej. Leopardy przybyły z Niemiec w dość dobrym stanie i zakładano, że będzie je można eksploatować przez około 10 lat bez większych nakładów.

W założeniu pozyskanie pierwszej partii Leopardów miało być tylko wstępem, po którym zdolności, ale i technologie tych czołgów trafią i do Wojska Polskiego i do krajowego przemysłu, który zyskałby kompetencje do ich remontów i napraw. Tak się jednak nie stało.

Co więcej, rozgorzał ostry spór między zwolennikami pozyskania drugiej partii Leopardów, a kontynuowania modernizacji T-72. Padały znane już argumenty z jednej strony o zdolnościach bojowych, z drugiej – o miejscach pracy i kompetencjach przemysłu. Związki zawodowe opowiadały się za zahamowaniem zakupów Leopardów i modernizacją Twardych, podczas gdy duża część wojskowych popierała pozyskanie czołgów z Niemiec.

Najgorsze jest jednak to, że ten spór zablokował tak naprawdę oba kierunki modernizacji. Pozyskanie drugiej partii Leopardów i modernizację T-72 (do standardu PT-91 o zwiększonych zdolnościach) postrzegano jako działanie przeciwstawne. Być może tak było z punktu widzenia polskiego budżetu, ale plan na lata 2001-2006 przewidywał że modernizacja czołgów T-72 i zakup drugiej partii Leopardów będą realizowane równolegle – tak, by w perspektywie w nowoczesne czołgi można było wyposażyć cztery dywizje. Można szacować, że te potrzebowałyby w zależności od struktur, 700-800 czołgów, a więc oprócz 250 Leopardów (gdyby je kupiono) i 230 Twardych, trzeba by jeszcze zmodernizować co najmniej 200 T-72, będących w najlepszym stanie technicznym. Co najmniej. I to, jak się wydaje, uwzględniano w planie na lata 2001-2006. Z realizacją było jednak dużo gorzej.

Kryzysowe cięcie

Lata mijały, trwały analizy, a rok 2003 na ponad dekadę stał się ostatnim, w którym do Wojska Polskiego trafiły nowe lub zmodernizowane czołgi – zarówno Leopardy 2A4, jak i Twarde. Zamówień krajowych na czołgi nie otrzymywał też Bumar-Łabędy. Po kilku latach przyszedł kryzys gospodarczy, który – jak się wydaje – ostatecznie zdecydował o wstrzymaniu modernizacji Wojsk Pancernych. Tym bardziej, że armia była zaangażowana w misje w Iraku i Afganistanie, które wymagały innych zdolności.

Tak w 2008 roku w wywiadzie dla PAP mówił ówczesny minister Bogdan Klich: „”Polonizacja” może być warunkiem zaporowym. Przykładowo brak otwarcia na ten postulat ze strony Niemców sprawił, że odrzuciłem propozycję zakupu kolejnych czołgów Leopard. Zrobiłem to z ciężkim sercem, bo to jest dobry czołg”.

Rezygnacja z zakupu kolejnych Leopardów nie oznaczała jednak powrotu do modernizacji czołgów T-72 do standardu PT-91 Twardy, czego chcieli związkowcy. Trudno tu więc mówić o trosce o przemysł obronny, powodem były raczej cięcia budżetowe – bo „zaoszczędzone” na Leopardach pieniądze raczej nie trafiły do zbrojeniówki. Z tego samego powodu anulowano ostatecznie program zestawu przeciwlotniczego Loara, na podwoziu T-72 (jedyny egzemplarz został przyjęty do służby w 10 BKPanc., tam gdzie od 2002 służą Leopardy, ale po kilku latach go wycofano). To postawiło przemysł pancerny (a zwłaszcza ośrodek gliwicki) w bardzo trudnym położeniu, powodując częściową utratę kompetencji. 

W pierwszych miesiącach 2011 roku stopniowo rozwiązano 1. Dywizję Zmechanizowaną, co przyniosło kolejne redukcje w strukturach Sił Zbrojnych RP. Niedługo potem pojawiły się sygnały o wzroście zagrożenia ze strony Rosji.

Pancerz wraca do łask

Cięcia strukturalne w swoich siłach zbrojnych przeprowadzały też inne państwa, w tym Niemcy. Berlin wycofał większość posiadanych Leopardów 2A5 (choć nie wszystkie) i pojawiła się szansa ich nabycia. Skorzystał z tego ówczesny MON, kierowany przez Tomasza Siemoniaka, po przyjęciu Planu Modernizacji Technicznej na lata 2013-22. Stosowną umowę podpisano w listopadzie 2013 roku, 105 wozów w wersji Leopard 2A5 i 14 czołgów Leopard 2A4 nabyto za 180 mln euro. Pierwsze z nich dostarczono w maju 2014 roku, a więc niedługo po rosyjskiej aneksji Krymu, ostatnie nieco ponad rok później.

Czołgi trafiły do 34. Brygady Kawalerii Pancernej w Żaganiu i niedługo później bo od 2016 roku, objęły dyżur w siłach natychmiastowego reagowania NATO. W 2016 roku załoga z tej jednostki zdobyła trzecie miejsce na prestiżowych zawodach Strong Europe Tank Challenge. Pozyskanie Leopardów z pewnością wzmocniło zdolności Wojsk Pancernych, jednak droga do rozwiązania ich problemów była nadal daleka. Tym bardziej, że z upływem czasu starzały się (służące już dekadę) Leopardy.

Już w planie modernizacji technicznej na lata 2013-2022 umieszczono modernizację Leopardów w wersji 2A4, ale i program Wozu Wsparcia Bezpośredniego Gepard. Ten ostatni miał być realizowany przez gliwicki ośrodek pancerny i zastąpić czołgi rodziny T-72 (przede wszystkim T-72, w które nie inwestowano, od wielu lat nie pozyskiwano dla nich również nowoczesnej amunicji). W międzyczasie w poznańskich Wojskowych Zakładach Motoryzacyjnych stopniowo budowano kompetencje do obsługi Leopardów.

Z kolei Bumar znajdował się w szczególnie trudnym położeniu, bo kończył się kontrakt na współprodukcję wież Hitfist dla Rosomaków, a zamówień na modernizację T-72 – mimo ofert ponawianych po aneksji Krymu – nadal nie było. Jedynym dużym kontraktem pancernym, dotyczącym prac produkcyjnych lub modernizacyjnych (a więc dający utrzymanie zdolności) był ten dotyczący Leopardów 2PL. I o niego walczył Bumar, ale też WZM z Poznania, które do 2014 roku stworzyły kompetencje do remontów Leopardów. W tak zwanym międzyczasie, w 2014 roku w Polsce podczas ćwiczeń sojuszniczych pojawiły się po raz pierwszy Abramsy, choć (na razie) nikt nie mówił o ich zakupie.

Na początku 2015 roku ówczesny MON odrzucił w pierwszym postępowaniu ofertę KMW, PHO i Bumaru, ze względu na zbyt niski poziom polonizacji. Rozpoczęto drugie postępowanie. Umowę podpisano w grudniu 2015 roku, już przez MON kierowany przez ministra Antoniego Macierewicza, po objęciu rządów przez Zjednoczoną Prawicę.

Zakładała ona modernizację 128 czołgów za 2,415 mld zł (bez uwzględnienia remontów wynikowych) przez konsorcjum ZM-Bumar Łabędy i PGZ, z udziałem innych spółek PGZ i partnerem zagranicznym Rheinmetall. Pierwotnie planowano wykonanie prac do 2020 roku na 128 czołgach i do 2021 na 14 kolejnych (do końca 2021 roku do służby ostatecznie trafiło nie więcej niż 25 wozów). Już w momencie podpisania umowy kwota na realizację zadania wzrosła w ciągu o kilkaset mln złotych w stosunku do wcześniejszych szacunków.

I tutaj pojawiają się różne informacje co do powodów takiej sytuacji. Na przykład argumenty, że MON na to przystał, by ratować wykonanie budżetu. Pośpiech był z pewnością jednym z czynników przy zawieraniu umowy. Nie bez znaczenia była jednak też sytuacja zakładu Bumar-Łabędy.

Sytuacja ta, dodajmy, byłaby dużo lepsza, gdyby w 2014 czy w 2015 roku zamówiono tam modernizację choćby 100-150 czołgów T-72, rozłożoną na kilka lat, za 1-1,5 mld zł (nota bene, resort obrony w 2015 roku zwrócił około miliarda do budżetu). Bo do nich, w przeciwieństwie do Leopardów, w Bumarze już istniały kompetencje i nie trzeba było ich budować (a w zasadzie dublować z poznańskim WZM, któremu w ramach porozumienia wewnątrz PGZ zlecono wsparcie eksploatacji czołgów Leopard 2A5). Do kontraktu na Leopardy jeszcze wrócimy, ale czas zająć się czołgami T-72.

W 2016 roku MON kontynuował politykę „nieinwestowania” w wozy rodziny T-72 jako nieperspektywiczne (poza wymianą kamer termowizyjnych w PT-91 Twardy, trwającą od 2014 roku). Nie planowano też zakupów amunicji nowych typów, co potwierdził ówczesny sekretarz stanu w resorcie Bartosz Kownacki w lipcu 2016 roku.

Ta decyzja została zmieniona wiosną 2017 roku, gdy MON ogłosił wyniki Strategicznego Przeglądu Obronnego. Program Gepard miał zostać anulowany (założenie opracowania wozu o masie 35-37 ton, z poziomem ochrony zbliżonym do czołgów, uznano za mało realne). Zdecydowano się na modernizację T-72 (w 2017 roku rozpoczęto dialog techniczny), a w perspektywie miał je zastąpić czołg nowej generacji, opracowany w programie Wilk, mowa była o współpracy międzynarodowej. W tym samym roku w Inspektoracie Uzbrojenia rozpoczęto też analizy w sprawie modernizacji T-72. MON rozważał też zakup dodatkowych Leopardów 2 (w tym używanych, z Hiszpanii), ale do tego nie doszło. Należy dodać, że rekomendacją Strategicznego Przeglądu Obronnego było pozyskanie dodatkowych czołgów, jeszcze przed realizacją programu Wilk, co wiązało się z tworzeniem nowej dywizji. W tym celu też rozpoczęto przenoszenie czołgów Leopard 2 (początkowo jeden batalion, następnie 2) z Żagania do Wesołej, gdzie sformowano drugi batalion czołgów. Do 34 BKPanc. trafiły natomiast T-72M1, część z 15. Giżyckiej Brygady Zmechanizowanej, gdzie trafiły Twarde przeniesione z Wesołej, po części wcześniej wycofane i przywrócone do służby.

W 2017 roku zmieniono formułę obecności wojsk amerykańskich w Europie na ciągłą rotacyjną obecność gotowej do użycia brygady pancernej, co oznaczało zwiększenie liczby Abramsów operujących w Polsce. Pojawił się też temat rozmieszczenia sprzętu dla brygady tych czołgów w Powidzu (obecnie budowane są odpowiednie magazyny), na razie to jednak były czołgi U.S. Army i mało kto traktował poważnie możliwość ich zakupu dla Wojska Polskiego.

Kolejne lata to analizy w sprawie modernizacji T-72, nowych czołgów, ale i opóźnienie programu Leopard 2PL. Z różnych przyczyn – częściowo leżących po stronie wojska, częściowo przemysłu, w tym partnera zagranicznego – dostawy seryjnie zmodernizowanych czołgów rozpoczęto w 2020 roku, a więc w czasie, gdy Wojsko Polskie miało otrzymać ostatnie ze 128 zmodernizowanych czołgów w ramach zamówienia podstawowego. Można odnieść wrażenie, że przygotowując program nie uwzględniono w wystarczającym zakresie ani stopnia zużycia Leopardów (ich istniejących elementów, nie podlegających modernizacji), ani realnych zdolności realizacji programu po stronie przemysłowej – w kształcie programu, jaki przyjęto, tym bardziej że podział pracy przez dłuższy czas był uważany za co najmniej niejasny.

Niezależnie jednak od przyczyn to jednak spowodowało z jednej strony opóźnienie w ważnym programie modernizacyjnym, wywierające wpływ na zdolności Wojsk Pancernych w czasie, gdy były rozbudowywane liczebnie. Można też było odnieść wrażenie, że zaufanie wojska do partnerów niemieckich w naturalny sposób się zmniejszyło, patrząc na przebieg programu Leopard 2PL.

Jeśli natomiast chodzi o T-72, to w lipcu 2019 roku, ponad półtora roku po rozpoczęciu formalnych analiz w sprawie modernizacji czołgów zawarto – w zmienionej formule – umowę na remonty z ich ograniczoną modyfikacją. Kontrakt za 1,749 mld zł, na remonty wynikowe od 230 do ponad 300 czołgów, wraz z wymianą środków łączności, nawigacji i systemów optoelektronicznych był dużym wsparciem dla Bumaru-Łabędy, uznawano go wprost za bardziej rentowny od tego na Leopardy. Jednakże, zdecydowano się na tańszą formułę modyfikacji, bo dodanie innych elementów, które w części zapewne trzeba by importować (np. stabilizacja armaty), uznano za zbyt drogie.

W efekcie, choć wojsko otrzymuje sprawne czołgi, z nowoczesną łącznością i zdolne do walki w nocy, to zakres prac pod wieloma względami jest mniejszy, niż na Twardych, które wchodziły do służby na przełomie wieków. Nadal nie ma też informacji o decyzji w sprawie pozyskania nowej amunicji dla polskich czołgów T-72 i Twardy, choć większość zapasów tej, którą posiada Polska, można było spokojnie uznać za przestarzałą już w latach 90. ubiegłego wieku. Można więc postawić tezę, że program modyfikacji T-72, to kolejne – jakże znane Wojskom Pancernym przez dwie dekady – rozwiązanie połowiczne, zwiększające zdolności, ale nie w wystarczającym stopniu i nie w adekwatny sposób.

I powoli dochodzimy do sedna. Od 2020 roku obserwujemy dynamiczne pogorszenie się sytuacji w środowisku bezpieczeństwa w pobliżu Polski. Nikt już nie pamięta, że w w pierwszych miesiącach 2020 roku, tuż przed wybuchem pandemii koronawirusa w Europie na Białorusi ćwiczyli brytyjscy żołnierze (pod kryptonimem Winter Partisan). Po sfałszowanych przez Łukaszenkę wyborach parlamentarnych, protestach opozycji i zwrocie Mińska ku Moskwie zagrożenie radykalnie wzrosło.

To zagrożenie zostało odzwierciedlone między innymi w czasie ćwiczeń Zima-20, w ramach których – według dostępnych informacji –  uwzględniono negatywny, ale realny scenariusz przebiegu konfliktu, co unaoczniło decydentom, także politycznym, potrzebę pilnego wzmocnienia zdolności Sił Zbrojnych. Nie w perspektywie 10 czy 15 lat, ale znacznie szybciej.

W efekcie, choć wojsko otrzymuje sprawne czołgi, z nowoczesną łącznością i zdolne do walki w nocy, to zakres prac pod wieloma względami jest mniejszy, niż na Twardych, które wchodziły do służby na przełomie wieków. Nadal nie ma też informacji o decyzji w sprawie pozyskania nowej amunicji dla polskich czołgów T-72 i Twardy, choć większość zapasów tej, którą posiada Polska, można było spokojnie uznać za przestarzałą już w latach 90. ubiegłego wieku. Można więc postawić tezę, że program modyfikacji T-72, to kolejne – jakże znane Wojskom Pancernym przez dwie dekady – rozwiązanie połowiczne, zwiększające zdolności, ale nie w wystarczającym stopniu i nie w adekwatny sposób.

I powoli dochodzimy do sedna. Od 2020 roku obserwujemy dynamiczne pogorszenie się sytuacji w środowisku bezpieczeństwa w pobliżu Polski. Nikt już nie pamięta, że w w pierwszych miesiącach 2020 roku, tuż przed wybuchem pandemii koronawirusa w Europie na Białorusi ćwiczyli brytyjscy żołnierze (pod kryptonimem Winter Partisan). Po sfałszowanych przez Łukaszenkę wyborach parlamentarnych, protestach opozycji i zwrocie Mińska ku Moskwie zagrożenie radykalnie wzrosło.

To zagrożenie zostało odzwierciedlone między innymi w czasie ćwiczeń Zima-20, w ramach których – według dostępnych informacji –  uwzględniono negatywny, ale realny scenariusz przebiegu konfliktu, co unaoczniło decydentom, także politycznym, potrzebę pilnego wzmocnienia zdolności Sił Zbrojnych. Nie w perspektywie 10 czy 15 lat, ale znacznie szybciej.

Dalszy ciąg już znamy – w 2021 roku, gdy Rosja gromadziła swoje siły w pobliżu Ukrainy, Polska złożyła w FMS wniosek o zakup Abramsów, tuż przed otwartą inwazją zgodę wyraził Departament Stanu, a 5 kwietnia podpisano umowę, w ramach której Wojska Pancerne do 2026 roku mają otrzymać 250 czołgów, wraz z pakietem amunicji, pojazdów towarzyszących, logistycznym, sprzętem łączności, amunicją, symulatorami i sprzętem szkoleniowym itd. Jej wartość to około 4,75 mld dolarów netto, zawiera ona też opcję na dostawy nowych i wciąż opracowywanych typów amunicji, w tym programowalnej.

Warto zauważyć, że od podjęcia decyzji politycznej o wzmocnieniu Wojsk Pancernych (co mogło najprawdopodobniej mieć miejsce w drugiej połowie 2020 lub pierwszej połowie 2021 roku) do podpisania umowy upłynęły najprawdopodobniej mniej niż dwa lata. Wcześniejsze dwie dekady to natomiast działania prowadzone – przez różne rządy i w różnych warunkach politycznych oraz finansowych – albo w sposób połowiczny i nie do końca efektywny (Leopard 2PL, modyfikacja T-72), albo wręcz wstrzymywane z uwagi na cięcia budżetowe. Nawet w czasach gdy nie było najostrzejszych cięć, królowało przeciwstawianie sobie rozwiązań, które mogły być wprowadzane równolegle (modernizacja T-72 w cyklu życia a kolejne Leopardy), co nie tylko nie dawało odpowiedniego poziomu zdolności bojowych, ale też prowadziło do obniżenia kompetencji przemysłu i wewnętrznej rywalizacji (mniej programów modernizacyjnych = mniej zamówień do podziału).

Skutek był więc taki, że gdy po ponad dwóch dekadach członkostwa w NATO pojawiła się potrzeba wzmocnienia pancernego komponentu Wojsk Lądowych, zdecydowano się na pozyskanie broni od państwa, które jest najsilniejszym sojusznikiem i jednocześnie swoją obecnością (w tym jednostek wyposażonych w czołgi Abrams) od lat znacząco zwiększa zdolności obronne w Europie Środkowo-Wschodniej.

Być może czołgów nie trzeba by kupować w pilnej potrzebie operacyjnej, gdyby wcześniej prowadzić modernizację w sposób bardziej kompleksowy. Wtedy byłby czas na postępowania konkurencyjne, próby porównawcze i stopniowo na budowę kompetencji przemysłu. Oszczędności i lata niezdecydowania skutkują albo degradacją zdolności albo koniecznością zakupu w pilnej potrzebie operacyjnej, a w obecnej sytuacji politycznej zdecydowano się na to drugie wyjście.

Warto też przytoczyć przykład Turcji, pokazywanej często jako wzór budowy kompetencji przemysłowych. W 2009 roku zdecydowano tam o budowie czołgu Altay, w ramach narodowego programu pancernego. Projekt się jednak opóźnił ze względu problem z dostępnością power-packa z Niemiec. Wydaje się, że zostanie on rozwiązany, poprzez dostawy elementów układów napędowych z Republiki Korei dla pierwszych partii wozów, kolejne być może będą produkowane samodzielnie.

Można powiedzieć, że Turcja nie prowadzi zakupów czołgów w pilnej potrzebie operacyjnej. Dziś ich nie prowadzi, ale w momencie podpisywania umowy na Altay w trakcie realizacji były trzy inne programy:

–      Pozyskania używanych czołgów Leopard 2A4 z Niemiec.

–      Modernizacji czołgów M60 do standardu M60T Sabra, z partnerem izraelskim

–      Modernizacji posiadanych czołgów Leopard 1, poprzez wyposażenie ich w krajowy system kierowania ogniem Volkan.

Dziś turecki przemysł, dzięki posiadanym kompetencjom, jest w stanie dopracowywać Altaya, ale i modernizować już własnym sumptem Leopardy i M60. Choć co najmniej część z tych czołgów pozyskano jako używane. Tylko, że w Turcji pozyskiwanie używanych czołgów, modernizację posiadanych (więcej niż jednego typu) i program nowego czołgu realizuje się równolegle. Nie rozpatrywano więc tych elementów jako alternatyw, ale wzajemnie uzupełniające się elementy. To zupełnie inaczej, niż w wypadku polskich Wojsk Pancernych i pancernego przemysłu, co doprowadziło je do obecnego stanu. Nota bene, przez lata sporów między zwolennikami Leopardów i głębokich modernizacji T-72, skutkujące opóźnieniami i takim a nie innym przebiegiem rozwoju zdolności Wojsk Pancernych, nikt chyba nie przypuszczał że w ostatecznym rozrachunku skorzysta na tym przemysł z USA.

Lekcją, jaką można wyciągnąć z obecnej sytuacji, jest konieczność modernizacji Wojsk Pancernych (i wielu innych obszarów Sił Zbrojnych RP) w sposób kompleksowy. Po to, by zarówno zabezpieczyć się przed zagrożeniem mogącym nadejść za kilka lat, jak i budować kompetencje na dekady, by nie być „skazanym” na zakupy z półki. W wypadku polskich czołgistów powinno to oznaczać, że równolegle z zakupem Abramsów należałoby rozpocząć realizację programu Wilk z udziałem krajowego przemysłu, by w dłuższej perspektywie do wozów amerykańskich dołączyły polskie i zastąpiły najpierw czołgi pochodzenia posowieckiego (włącznie z Twardymi), a następnie być może również niemłode przecież Leopardy. Pytanie, czy decydentom starczy determinacji… i środków finansowych jest otwarte.

Więcej postów