Rząd PiS zapowiedział przed wyborami, że w 2020 roku budżet będzie zrównoważony, czyli suma dochodów równała się będzie wydatkom państwa.
Dziura w budżecie, którą miało za załatać zniesienie limitu 30-krotności, jest jednak nieuchronna. Może skończyć się podnoszeniem podatków – ostrzegają ekonomiści.
Zniesienie 30-krotności składek na ZUS, czyli górnego limitu przychodu, do którego płaci się składki na ubezpieczenia emerytalne i rentowe, przyniosłoby ponad 5 mld zł do budżetu państwa. Stanowcze „nie” pomysłowi powiedziało jednak Porozumienie Jarosława Gowina.
– Ministra finansów i rząd obowiązuje ustawa o finansach publicznych, w której jest między innymi reguła wydatkowa nakładająca limit wydatków – zwraca uwagę ekonomista prof. Stanisław Gomułka.
Jak twierdzi, są dwie możliwości uniknięcia katastrofy finansowej – spowodowanej realizacją obietnic wyborczych – po które sięgnie PiS: podniesienie akcyzy, co już się stało, a także przejęcie z Funduszu Rezerwy Demograficznej nawet 20-30 mld zł. PiS wykorzystałby lukę w prawie, gdyż Fundusz nie jest zaliczany do finansów publicznych.
– Rezerwa jest stworzona z myślą o tym, że z czasem coraz trudniej będzie finansować emerytury. Na horyzoncie rysują się wielkie problemy dotyczące emerytur, ale dla PiS 10-15 lat to jest wieczność – podkreśla ekonomista.
Henryka Bochniarz, przewodnicząca Rady Głównej Konfederacji Lewiatan, jest znacznie bardziej pesymistyczna.
– Nagłe wycofanie przez PiS projektu ustawy dotyczącej zniesienia limitu 30-krotności to tylko chwilowy oddech i temat powróci. Aby PiS mógł dalej spełniać obietnice i utrzymać budżet w ryzach, będzie musiał w końcu podnieść podatki – alarmuje ekonomistka.