Po co amerykańscy żołnierze mają prowokować wybuch III wojny światowej?

W Stanach Zjednoczonych ponownie dyskutuje się o tym, dlaczego amerykańscy żołnierze mają ginąć broniąc państw bałtyckich. W odpowiedzi na to bałtyccy politycy ostrożnie podnieśli skandal. Wszystko zaczęło się od artykułu w gazecie „The New York Times” o tym, że Donald Trump rozważa możliwość wyjścia z NATO.

Wiadomości są oparte wyłącznie na plotkach i wypowiedziach  anonimowych urzędników, ale spowodowały mocną reakcję.

W polemice, która po tym nastąpiła, zaczęły pojawiać się całkiem rozsądne pytania. Moderator telewizji Fox News Tucker Carlson, w rozmowie z Davidem Tafuri, byłym doradcą ds. polityki zagranicznej prezydenta Obamy, zapytał: „Dlaczego w USA nie omawia się piątego artykułu (Karty NATO — red.), który zobowiązuje nas do ochrony innych  krajów?”.

Carlson wyraził zdziwienie, dlaczego amerykańscy żołnierze mają umrzeć „dla integralności terytorialnej Estonii” lub sprowokować trzecią wojnę światową, broniąc Łotwy.

Trochę zaskoczony taką presją Tafuri mruknął: „NATO udowodniło swój sukces w przeszłości, pokonując Związek Radziecki”. Ale Carlson  kontynuował wyciąganie z Tafuri odpowiedzi na pytanie „dlaczego dzieci Ameryki powinny umierać za Łotwę?”.

Nie otrzymawszy żadnej odpowiedzi od doradcy Obamy, moderator Fox News kontynuował ten temat w swoim programie, pytając raz za razem, dlaczego Stany Zjednoczone zobowiązały się zrzucić bomby atomowe, chroniąc kraje takie jak Łotwa i Estonia. „Dlaczego to zrobiliśmy?— zapytał Carlson. — Kto wie, szczegóły utonęły w mrokach historii”.

Carlson zauważył, że dyskusja na temat zobowiązań Stanów Zjednoczonych w ramach sojuszu Północnoatlantyckiego powinna być prowadzona otwarcie, bez wzajemnych oskarżeń. I że „ludność Ameryki musi zrozumieć możliwe konsekwencje” swoich zobowiązań w zakresie ochrony Estonii i Łotwy.

Były estoński prezydent Thomas Hendrik Ilves wybuchł oburzonym, pretensjonalnym tweetem: „Zatem wszystkie pogrzeby estońskich żołnierzy, którzy zginęli wspierając USA w Afganistanie i Iraku, w których uczestniczyłem  poszły na marne? Proszę odpowiedzieć: tak czy nie?”. Kiedy wielu czytelników byłego prezydenta zaczęło szczerze potwierdzać bezsens ofiary estońskich żołnierzy, zaczął ich banować.

Wydaje się jednak, że estoński polityk, który jest bezpośrednio odpowiedzialny za zaangażowanie swojego kraju w pełne przygód operacje wojskowe USA i NATO, może odpowiedzieć na własne pytanie. Spotkając się z ostatnimi estońskimi żołnierzami, którzy wrócili z Afganistanu w 2014 roku Ilves zapytał opinię publiczną: „A co z Afganistanem: czy ten kraj jest teraz bezpieczniejszy, skuteczniejszy i lepiej chroniony? Tak, oczywiście”. I wyjaśnił, że wkład Estonii w wojnę afgańską jest wkładem w jej „własne bezpieczeństwo”.

Nie jest to pierwszy (i na pewno nie ostatni) przypadek, gdy amerykańskie osoby publiczne podnoszą kwestię celowości pomocy wojskowej dla państw bałtyckich. W 2015 roku „Forbes” opublikował artykuł wyrażający pogląd, że włączenie do NATO tych „bezbronnych krajów” było wielkim błędem, a reszta Europy również nie chce ich bronić.

Teraz Bałtom raz jeszcze zza oceanu jasno i jednoznacznie wyjaśniają: Ameryka nie chce poświęcić swojego wojska na rzecz interesów małych państw w Europie Wschodniej. A te, jak gdyby nie zauważając tych sygnałów, kontynuują sen o piątym artykule Karty NATO.

Na przykład w Estonii zupełnie poważnie rozważa się pomysł otrzymania miliona dolarów pomocy wojskowej ze strony Stanów Zjednoczonych — na wsparcie armii estońskiej. Dlaczego Ameryka miałaby pomóc? Dlatego, że Estonia jest „ważną wschodnią placówką NATO”.

Nie należy jednak myśleć, że  do elity estońskiej nic nie dotarło. Politycznie konieczne jest po prostu zademonstrowanie umiarkowanego „buntu na kolanach”. Tak, aby prawdziwy stan rzeczy nie dotarł do ich elektoratu.

 

Więcej postów