Nie zniósł pyskowania córki. Miała umrzeć w męczarniach

Ojciec kat kupił na rynku w Łodzi płyn łatwopalny. Zapukał do drzwi córki, a kiedy ta otworzyła, chlusnął do środka i wrzucił zapaloną zapalniczkę. Później spokojnie wsiadł do autobusu i pojechał do schroniska dla bezdomnych. – Miałem żal do żony, że mnie okłamała i do córki, że pyskowała – mówił przed sądem Jerzy K. (65 l.) oskarżony o próbę zabójstwa.

Joanna K. (39 l.) przeżyła dramatyczne chwile 8 czerwca zeszłego roku. Wieczorem do mieszkania w kamienicy przy ul. Okólnej przyszedł ojciec Joanny. Niedawno wyszedł z więzienia, gdzie trafił za znęcanie się nad rodziną. Stanął przed drzwiami, które córka Joanna ledwie uchyliła. W ręce trzymał słoik z cieczą.

– Córka milczała. I ja też milczałem – relacjonował przed sądem. Chlusnął na drzwi i podłogę płynem ze słoika i wyjął z kieszeni zapalniczkę. Mimo że kobieta zamknęła drzwi, płomienie buchnęły do wnętrza, ogarniając podłogę i jej popryskane łatwopalną cieczą nogi.

– Miałem żal do żony, że mnie okłamała i nie powiedziała, że dostała w pracy odprawę. I do córki miałem żal, że przez nią trafiłem do więzienia. I za to, że się mądrzyła i dogadywała z pokoju, kiedy rozmawiałem z żoną – mówił przed sądem.

Przyznał, że przyszła mu do głowy myśl o zabiciu córki. – Ale postanowiłem tylko dać jej nauczkę – mówił w śledztwie. – Poszedłem na Bałucki Rynek. Zapłaciłem dziesięć złotych za słoik z łatwopalną cieczą.

Kiedy już podpalił drzwi, wyszedł i jak gdyby nigdy nic udał się do schroniska dla bezdomnych. Tam go zatrzymała policja. Za usiłowanie zabójstwa grozi mu nawet dożywocie.

FAKT.PL

Więcej postów