Poznali się przez wspólnych znajomych. Antoni miał bajer na poezję, był dobrze wychowany. Ale już wtedy, między słuchaniem Beatlesów a kolejną partią brydża, pojawiała się polityka. – „Podsunęli mi coś do podpisania, nie wiem co. Może skorzystali z tego, że zemdlałam, i podpisałam coś, czego nie czytałam? – tłumaczy autorom najnowszej nieautoryzowanej biografii Macierewicza – Annie Gielewskiej i Marcinowi Dzierżanowskiemu – Wanda Ł., zarejestrowana jako Kontakt Poufny Służby Bezpieczeństwa o pseudonimie „Ewa”. Co zeznała?
Fakt24 publikuje fragmenty nowej książki Anny Gielewskiej i Marcina Dzierżanowskiego „Antoni Macierewicz. Biografia Nieautoryzowana” (wyd. Znak).
Według dokumentów bezpieki 25 marca 1968 roku Wanda Ł., studentka trzeciego roku, składa inspektorowi Wydziału III SB kapitanowi Janowi Cioczkowi meldunek operacyjny. Czytamy w nim, że Macierewicz organizuje wokół swojej osoby „bliżej nierozeznaną grupę operacyjną”. Zostaje zarejestrowana jako Kontakt Poufny Służby Bezpieczeństwa o pseudonimie „Ewa”.
Macierewicz uważa wtedy Wandę za swoją dziewczynę, ale nie do końca jej ufa. Niepokoją go jej bliskie związki z działaczami ZMS-u. Wiemy o tym dokładnie, bo w IPN-ie zachował się swoisty „pamiętnik” Wandy z tamtych dni. Szczegółowy meldunek, w którym dzień po dniu relacjonuje, co mówi i robi w marcu Antoni.
Jeszcze tego samego dnia, gdy Wanda składa relację, kapitan Cioczek pisze wniosek do szefa SB w Warszawie o zatrzymanie i przeprowadzenie rewizji domowej u Antoniego Macierewicza.
Macierewicz jest bliskim kontaktem Adama Michnika. […] Na podstawie posiadanych informacji z Biura T i Kontaktu Poufnego „Ewa” wynika, że obecnie jest on organizatorem nowej grupy studenckiej, której celem jest organizowanie przygotowań do dalszych wystąpień pod demagogicznymi hasłami. […] Posiadane dane operacyjne wskazują, że w swoim mieszkaniu organizuje spotkania i dyskusje zaufanych studentów, na których oceniana jest bieżąca sytuacja i […] [uzgadnia się] przyszłe plany. W spotkaniach i dyskusjach udział biorą studenci w […] [liczbie] 5–6 osób, przeważnie z Wydziału Historycznego. Poza wymienionymi nazwiskami pozostałych uczestników dyskusji nie znamy.
Zatrzymanie Macierewicza następuje trzy dni później. Trafia do aresztu śledczego przy Rakowieckiej.
Ustalenie, kim dziś jest Wanda Ł., nie jest proste
Wyszła za mąż, zmieniła nazwisko, wyjechała za granicę. Z dokumentów paszportowych wynika, że przez kilka lat pracowała jako nauczycielka w jednym z warszawskich liceów. W latach 80. wyjechała do Francji, zrobiła doktorat, do kraju już nie wróciła.
Dziś pracuje na jednej z francuskich uczelni. Umawia się na rozmowę w kawiarni w centrum Paryża, w dzielnicy zamieszkałej przez – jak mówią Francuzi – „bobo”, czyli bourgeois-boheeme. To określenie średniej i wyższej klasy paryżan, zazwyczaj wychowanych na kontrkulturze lat 60. i 70. Mają dużo pieniędzy, ale ciągle wyznają ideologię lewicową. Zazwyczaj jedzą organiczne jedzenie, noszą ekologiczne ciuchy, ale nie mogą się obejść bez najnowszego iPhone’a. Dziś pracuje na jednej z francuskich uczelni. Umawia się na rozmowę w kawiarni w centrum Paryża.
Jak się poznali?
– Przez wspólnych znajomych: Wojtka Staszkę i Juliana Berengauta, z którymi się uczyłam w warszawskim liceum Hoffmanowej. Później na studiach ciągle mieliśmy kontakt. Wtedy telewizję oglądało się raz w tygodniu, w poniedziałek, kiedy nadawano Teatr Telewizji, bo w pozostałe dni była straszna nuda.
Więc pasjami grało się w brydża. Kilka razy poszliśmy na brydża do Antoniego. Antoni mieszkał raczej biednie, pamiętam, że było u niego bardzo ciasno. Sympatyczne było [to], że nie miał z tego powodu żadnych kompleksów, był bardzo naturalny. Nosił dżinsy, ale chyba jakieś polskie, może co najwyżej NRD-owskie. W pewnym momencie od Wojtka i Julka dowiedziałam się, że Antoni interesuje się mną jako dziewczyną. Sprawa była skomplikowana, bo w liceum chodziłam z Julkiem, potem się już tylko przyjaźniliśmy, a za mną oglądał się Wojtek. Nie wiem dokładnie, w którym momencie do tego wszystkiego dołączył Antoni. Z tego, co pamiętam, Wojtek mu powiedział, że skoro obu się podobam, to niech wygra lepszy. W końcu z żadnym z nich nie byliśmy parą Mieszkałam wtedy z mamą przy Targowej, Antoni przyjeżdżał bez zapowiedzi, zwykle nie było mnie w domu, więc prowadził długie rozmowy z moją mamą. Świetnie się dogadywali, bo mieli podobny pogląd na świat. To znaczy bardzo chwalili Kościół i bardzo nienawidzili komuny.
Miał taki bajer na poezję, lubił używać wyszukanych słów, wyróżniał się ładną polszczyzną. Nawet mi się podobało, że nie był nachalny, bo wtedy chłopcy w naszym wieku, jak próbowali poderwać dziewczynę, szli zazwyczaj na ostro. Dziś niektóre ich teksty z powodzeniem można by uznać za molestowanie. Antoni tego nie robił, był dobrze wychowany.
Oczywiście, między słuchaniem Beatlesów a kolejną partią brydża pojawiała się polityka. Wojtek Staszko żartował, że jak kiedyś przejmiemy władzę, to on wydzierżawi kawałek Syberii i wyśle tam opozycję. Antoni był poważniejszy, takich rzeczy nie mówił, choć już wtedy miał w sobie jakąś nutkę fanatyzmu.
Na pewno nie lubił ludzi z ZMS-u. Powtarzał, że działacze tej organizacji to wrogowie. Ja od liceum […] [należałam do] ZMS-u, nie był tym zachwycony. A przecież w ZMS-ie było pełno reformatorów, ludzi, którzy chcieli zmieniać system. Ja sama przecież żadną komunistką nie byłam.
Dziennik „Ewy”
Kontakt Poufny to półformalny rodzaj współpracownika SB, który istniał do roku 1970. Osoby tak pozyskane wykorzystywano jedynie doraźnie. Nie podpisywali zobowiązania do współpracy, najczęściej nawet nie wiedzieli o pseudonimie nadanym im przez SB.
Według dokumentów SB rejestracja Wandy jako współpracowniczki o kryptonimie „Ewa” następuje przed 23 marca 1968 roku. Funkcjonariusze odnotowują, że już w liceum działa w ZSP, z początkiem 1966 roku wybrano ją na wiceprzewodniczącą Zarządu Szkolnego do spraw propagandy.
Wszystko wskazuje na to, że do pracy operacyjnej bezpieka wykorzystuje ją tylko raz, do inwigilacji Macierewicza i jego współpracowników. Funkcjonariusze nie są zresztą do końca zadowoleni z jej usług, jeden z nich notuje: Jest nieszczera wobec nas.
Jej relacja ma formę wyjątkowo szczegółowego pamiętnika. Pisana na maszynie, nie zostaje podpisana. Prawdopodobnie spisywał ją funkcjonariusz na podstawie rozmowy i jej notatek. Nie wiadomo, jak meldunek powstał, w trakcie rozmowy Wanda twierdzi, że niczego nie pamięta. Jak mógł zatem powstać tak nietypowy meldunek?
Jedna z teorii prowadzi do daty 8 marca. Z meldunku wynika, że tego dnia akurat wybuchają studenckie protesty, ale Wanda idzie rano na spotkanie warszawskiego ZMS-u. Dzień wcześniej dowiaduje się od Antoniego, że w południe studenci planują wiec w obronie relegowanych z uczelni Adama Michnika i Henryka Szlajfera. Na Uniwersytecie spotyka Jana S., działacza ZMS-u. Zwierza mu się ze swoich kontaktów z Antonim, które już szczerze ją denerwują. Myśli nawet, żeby je zerwać.
– Nie rób tego. Dowiaduj się od niego jak najwięcej i przekazuj nam – mówi Jan S., mając na uwadze uczelniany ZMS. – Zgodziłam się – zrelacjonuje później esbekowi Wanda. Być może właśnie wtedy zaczyna robić notatki.
Paryż. Wersja Wandy
Po 40 latach Wanda Ł. nie potrafiła powiedzieć, jak jej „pamiętnik” znalazł się w aktach bezpieki. Mówi, że przez SB była przesłuchiwana dwa razy.
Potwierdzają to dokumenty. Pierwsze przesłuchanie odbywa się 25 marca, gdy Macierewicz jest jeszcze wolny. To po tych zeznaniach zamykają go przy Rakowieckiej. Drugie zeznanie, z 22 kwietnia 1968 roku, następuje, gdy Antoni już od prawie miesiąca przebywa za kratkami.
Kwietniowe przesłuchanie ma dramatyczny przebieg. SB notuje: Po sześciu godzinach przesłuchań poskarżyła się, że boli ją głowa. Godzinę później wezwano lekarza, trzeba było udzielić pierwszej pomocy. Dostała zastrzyk wzmacniający.
– Na pierwsze przesłuchanie zostałam zgarnięta z ulicy – wspomina po latach w Paryżu Wanda. – Na ulicy Targowej, gdzie mieszkałam, podeszło do mnie dwóch panów w cywilu, wykręcili mi ręce i zaciągnęli do samochodu. Narobiłam straszliwego wrzasku. Zawieźli mnie do Pałacu Mostowskich, gdzie zadawano mi mnóstwo pytań.
Drugie przesłuchanie było drastyczne. Dostałam wezwanie, że mam się zgłosić na Rakowiecką, akurat tego dnia miałam do zaliczenia ćwiczenia z fizyki, których nie można było powtórzyć. Jak się nie podeszło, trzeba było powtarzać semestr. Okropny stres.
Przesłuchiwali mnie długie godziny. Na pewno pytali o Antoniego i jego kolegów, ale opowiadałam wyłącznie o rzeczach towarzyskich. Nie mówiłam tego chętnie, ale kiedy dziesiątki razy zadawali to samo pytanie, to w końcu odpowiadałam. Chorowałam wtedy na wrzody dwunastnicy i musiałam regularnie jeść, bo inaczej mdlałam. Gdy poczułam, że jest mi słabo, spytałam, czy nie mają jakiejś stołówki, bo muszę coś zjeść, choćby kawałek białego chleba. Dziś myślę, że oni na to czekali. W końcu zemdlałam, spadłam z krzesła. Dali mi zastrzyk.
Podsunęli mi coś do podpisania, nie wiem co. Może skorzystali z tego, że zemdlałam, i podpisałam coś, czego nie czytałam? Żadnych notatek ani pamiętnika nigdy mi nie rekwirowano, bo nie miałam rewizji. Może podłożyli mi coś, co mieli od kogoś innego?
Nie mam pojęcia, czy to w ogóle możliwe, takie rzeczy znam tylko z filmów szpiegowskich.
Nic w tej wersji nie trzyma się kupy. Przecież tak szczegółowy „pamiętnik”, w którym dzień po dniu opisane są kontakty Wandy z Macierewiczem, nie mógł powstać bez jej wiedzy. Z drugiej strony dlaczego wszystko zostało spisane na maszynie, w dniu przesłuchania, a na meldunku nie ma jej podpisu?
Dopiero wysłanie jej z Polski dokumentu z IPN-u powoduje, że Wanda Ł. przypomina sobie niektore fakty sprzed 40 lat.
Niektórych rzeczy na pewno nie mogli wiedzieć ode mnie, bo nie miałam o nich bladego pojęcia! – wyjaśnia w przysłanym z Francji e-mailu. – Tamto przesłuchanie trwało wiele godzin. Tymczasem te niecałe dziewięć stron sugeruje niezbyt długą rozmowę.
Daty, godziny i nazwiska pochodzą z mojego kalendarzyka Domu Książki, którego używałam. Nie pamiętałam, że mi go zabrali i przepytywali dokładnie o praktycznie każdą notatkę.
Wiele rzeczy się nie zgadza. Nie jest prawdą, że Janek S. mnie namawiał, bym przekazywała informacje od Antoniego. Nigdy nie było takiej propozycji. Nie relacjonowałam też przebiegu rozmów telefonicznych Antoniego. Zresztą w 1968 roku nie było aparatów, które można by nosić po całym mieszkaniu, puszczając dźwięk na głośnik. Jak więc mogłam słyszeć jego rozmowy?
Prawie cała charakterystyka Antoniego nie ma ze mną wiele wspólnego. Tylko kłamstwo, że moja mama go nie lubiła – powiedziałam to, żeby jej nie zaszkodzić. Lektura tego meldunku była trudna. Przypomniałam sobie mnóstwo rzeczy z tamtej wiosny.
Antoni
Wersji przedstawionej przez Wandę przeczy chronologia. Do omdlenia w czasie przesłuchania doszło w kwietniu. Tymczasem zeznania obciążające Antoniego złożyła prawie miesiąc wcześniej. Z dokumentów SB wynika, że to po złożeniu meldunku „Ewy” zaczyna się regularna obserwacja Antoniego Macierewicza i zbieranie danych o osobach, które – według informatorki – bywają w jego mieszkaniu. Wkrótce następuje aresztowanie.
FAKT.PL