Wśród licznych deklaracji Antoniego Macierewicza odnośnie śmigłowców dla polskiego wojska znalazła się taka, zgodnie z którą Polska miałaby wspólnie z Ukrainą zbudować zupełnie nową maszynę wysokiej jakości. Minęło półtora roku i brak informacji o postępach. Co więcej, w odpowiedzi na interpelację poselską MON umywa ręce. Twierdzi, że budowaniem śmigłowców zajmują się firmy prywatne, a ministerstwu nic do tego. Pytanie na ten temat zadał w styczniu poseł PO Krzysztof Brejza. Chciał wiedzieć między innymi, jakie konkretnie podjęto do tej pory (od deklaracji Macierewicza w 2016 roku) kroki w celu uruchomienia programu budowy polsko-ukraińskiego śmigłowca. Pytał, czy odbywały się w tej sprawie jakieś rozmowy, powołano zespoły eksperckie, oszacowano koszty.
MON odpowiedziało jednak zdawkowo. „Produkcja śmigłowców jest formą działalności gospodarczej, prowadzonej przez przedsiębiorców. Oznacza to, że prowadzenie rozmów lub zawieranie porozumień o wspólnej budowie śmigłowców przez polskie i ukraińskie podmioty, prowadzące działalność gospodarczą w obszarze projektowania i produkcji lotniczej, nie wymaga zgody resortu obrony narodowej w tym zakresie” – stwierdził sekretarz stanu w MON Wojciech Skurkiewicz.
Bez MON ani rusz
W rzeczywistości taki duży projekt zbrojeniowy nie mógłby się odbyć bez rozmów i ustaleń na poziomie rządowym. – Na pewno byłoby to konieczne. Zanim firmy zaangażowałyby się w prace i zaciągnęły na nie kredyty, to musiałyby uzyskać jakieś gwarancje rządowe. Musiałaby być jakaś umowa i porozumienie – podkreśla Mariusz Cielma, redaktor naczelny miesięcznika „Nowa Technika Wojskowa”. Stworzenie zupełnie nowego śmigłowca odpowiadającego współczesnym standardom wymagałoby znacznych pieniędzy. Polskie i ukraińskie firmy lotnicze same dużego kapitału nie mają. Na samodzielne tworzenie nowych śmigłowców mogą sobie pozwolić jedynie najwięksi giganci branży, tacy jak Airbus, Leonardo czy Sikorsky, choć i tak robią to w odpowiedzi na sygnały o zapotrzebowaniu ze strony wojska. Jak tłumaczy Cielma, niewielkie w porównaniu z międzynarodowymi koncernami firmy z Polski i Ukrainy potrzebowałyby więc wsparcia finansowego władz i gwarancji, że nowy polsko-ukraiński śmigłowiec zostanie przez nie zakupiony. Bez tego przedsięwzięcie byłoby bardzo ryzykowne. Choćby z powyższego powodu, gdyby polskie władze poważnie podchodziły do tematu tworzenia polsko-ukraińskiego śmigłowca, to nie mogłyby zostawić tej kwestii tylko przedsiębiorcom. – Co więcej, w taki projekt musiałyby być zaangażowane też państwowe firmy i instytucje, które jako jedyne w Polsce mają niektóre kluczowe technologie i umiejętności – mówi Cielma. Na przykład łódzkie Wojskowe Zakłady Lotnicze 1 czy Instytut Techniczny Wojsk Lotniczych, które podlegają MON. Tym bardziej ministerstwo nie mogłoby zostawić tego tematu tylko przedsiębiorstwom.
Zbyt ambitne deklaracje
Nawet gdyby MON i rząd w pełni zaangażowały się we wspieranie potencjalnego polsko-ukraińskiego projektu, to i tak najpewniej nie przyniósłby on efektów. – Po prostu nawet nasz połączony potencjał jest za mały. Stworzenie zupełnie nowego śmigłowca to bardzo długa droga. U nas nie ma dość kompetencji do czegoś takiego – mówi Cielma. W jego opinii od początku pomysł zbudowania polsko-ukraińskiego śmigłowca nie był realny. Macierewicz mówił o tym jednak zupełnie poważnie w wywiadach dla mediów prawicowych. Czynił to kilka tygodniu po decyzji o zerwaniu negocjacji z Airbus Helicopters w sprawie zakupu śmigłowców H225M Caracal. – Można mówić o perspektywie budowy i produkcji polskiego śmigłowca. Byłby on produkowany na potrzeby Europy Środkowej. Zwłaszcza, że mamy bardzo ciekawą propozycję ukraińskiego producenta silników samolotowych i śmigłowcowych Motor-Sicz. […] To daje szansę na efektywne wykorzystanie sprzętu porosyjskiego, a także budowę zupełnie nowego śmigłowca, nieustępującego parametrami propozycjom zachodnim – twierdził w wywiadzie dla „wSieci” w październiku 2016 roku. Deklaracja Macierewicza wywołała duże zaskoczenie i już wówczas powątpiewanie ze strony ekspertów. Kilka miesięcy później, w styczniu 2017 roku, rzecznik MON zapewniał jednak, że projekt idzie naprzód. – Te rozmowy są prowadzone. Nie jest tak, że współpracy nie ma. Na razie rozmawiamy. Od rozmów przejdziemy dalej, jeżeli one będą pozytywnie zakończone – powiedział Bartłomiej Misiewicz.
Śmigłowców nie było i na razie nie będzie
Od tego czasu jednak nic się nie stało. Cielma twierdzi, iż nie słyszał żadnych konkretów, jeśli chodzi o polsko-ukraiński śmigłowiec. Dwukrotnie wysyłaliśmy pytania do firmy Motor-Sicz o to, czy rzeczywiście podjęła współpracę z MON czy polskimi firmami, jednak nie otrzymaliśmy odpowiedzi. Na razie nie udało się też zakupić za granicą nowych maszyn dla polskiego wojska, choć również w październiku 2016 roku Macierewicz zapowiadał szybkie działanie. W pewnym momencie mówił nawet o dwóch S-70 Blackhawk do końca roku, jednak śmigłowce nie przyleciały. Obecnie MON prowadzi dwa postępowania, których efektem ma być w pierwszej kolejności osiem śmigłowców dla Wojsk Specjalnych, a potem cztery z opcją na cztery kolejne dla Marynarki Wojennej. Niedługo przed swoim odwołaniem Macierewicz twierdził, że pierwsza dostawa ma nastąpić w czerwcu 2019 roku. Do dzisiaj nie udało się jednak nawet otrzymać ostatecznych ofert od firm zbrojeniowych na te pierwsze maszyny. Termin ich składania kilka razy odwlekano. Według ostatnich informacji MON ma modyfikować swoje wymagania tak, aby mogły zostać spełnione przez producentów. Nieoficjalnie chodzi głównie o oczekiwanie zbyt szybkich dostaw. Kiedy jakieś nowe śmigłowce mogą trafić do polskiego wojska? To nie jest pewne. W rozmowie z tvn24.pl Michał Likowski, redaktor naczelny miesięcznika „Raport WTO” mówił, że standardem przy zakupach takiego sprzętu są dwa lata od podpisania umowy do dostawy.