Premier Beata Szydło zapowiedziała, że Polska podpisze Deklarację Rzymską, zgodnie z zapisami której w ciągu dziesięciu lat UE ma być „bezpieczna i zabezpieczona, z dobrobytem, konkurencyjna, zrównoważona i społecznie odpowiedzialna, z wolą i zdolnością odgrywania kluczowej roli w świecie i kształtującej się globalizacji”.
Ten zapis Deklaracji Rzymskiej jest w sposób zupełnie niezrozumiały przez media zupełnie pomijany. Tymczasem Europa „zrównoważona” to nic innego jak sterowana celami zrównoważonego rozwoju, wśród których kluczowe miejsce zajmują aborcja, antykoncepcja i seksualizacja najmłodszych. Europa „zrównoważona” to także Europa wyznająca ekologizm, w którym człowiek jest głównym niszczycielem przyrody, zatem rasistowska i dążąca do depopulacji.
Czym jest „społeczna odpowiedzialność”, również zawarta w Deklaracji? Czy to nie jest ta ideologiczna, rzekoma odpowiedzialność człowieka za przyrodę? Czy to nie zgodnie z tą zasadą człowiek ma ograniczać zanieczyszczenie środowiska poprzez ograniczanie swojej obecności? To przecież temu celowi służyć mają te wszystkie wymierzone w życie cele zrównoważonego rozwoju.
„Chcemy unii, w której obywatele będą mieli nowe możliwości kulturalnego i społecznego rozwoju oraz wzrost ekonomiczny” napisano w tekście deklaracji dostępnej na stronach Thompson Reuters Foundation News. Jakie to nowe możliwości kulturalnego i społecznego rozwoju mieli na myśli twórcy? Tego nie doprecyzowano, jednakże obserwując kierunek, w jakim od lat rozwija się finansowana z budżetów państw i dotacji zagranicznych kultura, w istocie będąca antykulturą, można mieć naprawdę poważne wątpliwości, czy cokolwiek dobrego zapis ten może za sobą nieść.
Deklaracja Rzymska zakłada przekształcenie UE w „silniejszą i bardziej prężną, przez to że nastąpi jeszcze większe zjednoczenie i solidarność” pośród krajów członkowskich, „a także respektowanie wspólnotowego prawa”. W górnolotnych słowach zawarto tu ni mniej ni więcej, jak tylko dalszą integrację, co musi skutkować pozbawieniem państw członkowskich resztek ich suwerenności, czego by premier Beata Szydło nie usiłowała mówić o konieczności istnienia Europy państw narodowych. Jej podpis pod tym dokumentem będzie równoznaczny z obraniem kierunku zupełnie przeciwnego do dotychczas deklarowanego. Zresztą zapis „Zapowiadamy wysłuchiwać i odpowiadać na troskę wyrażoną przez naszych obywateli i wolę wyrażoną stanowiskiem narodowych parlamentów” mówi w zasadzie wszystko – parlamenty mają pełnić docelowo funkcję doradczą a nie decyzyjną. Zresztą z dalszej części dokumentu jasno wynika, że to UE będzie organem decyzyjnym.
ANNA WIEJAK, PRAWY.PL